Za pół roku Mołdawia może być państwem stowarzyszonym z Unią Europejską, połączonym z nami pogłębioną strefą wolnego handlu, a na dodatek jej obywatele będą przyjeżdżać do Unii bez wiz. To większy zakres integracji niż ten, który proponowano nawet Ukrainie, i dużo bardziej możliwy.
Ale równie dobrze za rok Mołdawia może być państwem rządzonym przez komunistów, skłaniających się jeśli nie wprost do integracji z rosyjską unią celną i Unią Eurazjatycką, to na pewno odrzucających jednoznaczny kurs ku Unii Europejskiej, krajem podzielonym i wewnętrznie rozbitym na kilka „mołdawskich Krymów" ciążących ku Rosji, krajem pognębionym gospodarczo i bez gwarancji bezpieczeństwa.
W najgorszym scenariuszu może to być po prostu skrawek Europy całkowicie izolowany przez Rosję lub przez nią okupowany. Taka jest stawka polityczna najbliższych kilku miesięcy. Gdy wszyscy zajmujemy się Ukrainą, nie zapominajmy o Mołdawii. Ten kraj jest jak małe laboratorium polityki europejskiej.
Cztery słabe punkty
Sukces europejskiej drogi Mołdawii zależy od przezwyciężenia czterech słabości, które przeciwko nam może rozgrać Rosja w ramach nowej konfrontacji Wschód–Zachód.
Po pierwsze: separatyzm regionalny. Mołdawia posiada na swym terytorium dwa obszary o specjalnym statusie: Naddniestrze oraz autonomiczny region Gagauzji, który zamieszkuje prawosławny lud o korzeniach tureckich. Naddniestrze, jak wiadomo, jest dziś obszarem uważającym się za niepodległy, choć uznany jedynie przez Osetię Południową i Abchazję.