Ale nie każdemu, tylko pierwszemu kibicowi siatkówki, który na mój prywatny adres przyśle (najpóźniej do godziny 20 we wtorek 16.09.14) mejla z trafnym typowaniem ostatecznych wyników (złoto, srebro, brąz) rozgrywanych w Polsce mistrzostw świata w tej dyscyplinie. Dla porządku przypominam, że pretenduje sześć drużyn (w kolejności alfabetycznej: Brazylia, Francja, Iran, Niemcy, Polska i Rosja). Dla formalności oświadczam, że niniejsza deklaracja jest przyrzeczeniem publicznym w rozumieniu kodeksu cywilnego. Dla jasności wyjaśniam, że w sobotę trafiłem czwórkę w lotto, a to oznacza dla mnie niespodziany nagły dochód w wysokości 235 złotych 80 groszy, które w ramach kaprysu pragnę częściowo* przeznaczyć na hazard. [Dla ekonomicznej młodzieży trzymam „końcówkę banderoli”, czyli wielką tabliczkę mojej ulubionej wedlowskiej z całymi orzechami – w nagrodę za obliczenie, ile też razy nadwiślański milion sprzed pół wieku miał większą siłę nabywczą niż milion dzisiejszy]
W czasach PRL gra nazywała się totolotek, losowanie było raz na tydzień, z ringu rzucano ponumerowanymi piłeczkami pingponowymi w publikę, i pamiętam taki żart: zagłuszane Radio Wolna Europa obwieszcza „Podajemy prawdziwe numery totolotka (...), a nie (...), jak twierdzi rozgłośnia reżimowa!”. Dziś losowanie lotto jest trzy razy w tygodniu, szacher-macher robi maszyna na oczach telewidzów, a wygrać można i ponad dwadzieścia milionów!.
Wiele razy wyobrażałem sobie (jak chyba każdy szary zjadacz chleba), co bym zrobił, gdybym wygrał prawdziwy cały legendarny MILION. Jako człek młody, miałem na ten temat różniste, piękne i szalone marzenia typowo konsumpcyjne, a teraz, jako rencista, najbardziej chciałbym już tylko być rentierem, więc wygraną włożyłbym na lokaty i beztrosko żył z odsetek. Pięć procent od standardowych dwóch milionów (dziś niższych „szóstek” nie ma), to sto tysięcy rocznie, co daje ponad osiem tysięcy miesięcznie (ponad 250 zł dziennie!), więc żyłbym sobie jak lord Cox, na poziomie mniej więcej pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, która tyle bierze na rękę jako prezydent Warszawy! Pomarzyć…
W lotto podoba mi się wszystko – prócz wygranych.. Jednak nie o ich wysokość mi chodzi, tylko o proporcje między nimi. Powinny one być – wedle zdrowsorozsądkowego poczucia sprawiedliwości społecznej – proporcjonalne do czysto arytmetycznego prawdopodobieństwa trafnego wytypowania trzech, czterech, pięciu i sześciu liczb (losowanie wybiera 6 liczb spośród 49). Jeśli zatem za „trójkę” państwo nasze ojczyste płaci zawsze 24 zł, wówczas za „czwórkę” powinno płacić (w grubym zaokrągleniu) ponad 4 stówy, za piątkę pomad 22 tysiące, za szóstkę zaś prawie 6 milionów. A ile płaci w realu? Przeważnie 3-4 razy mniej. Chciwy ten fiskus strasznie!
Może posłowie znający matematykę zmieniliby ustawę o lotto?