Panie z łapanki

Ciekawe, że odradza się obyczaj rodem z pierwszych lat rządów komunistycznych. O awansie społecznym kobiet świadczyło wówczas przejmowanie męskich zajęć, stąd kobiety na traktorach. Teraz przejawem postępu staje się powierzanie im czysto męskich resortów: obrony i spraw wewnętrznych – pisze publicystka.

Publikacja: 28.10.2014 01:00

Czy Angela Merkel wykazała się lojalnością wobec Helmuta Kohla, swego patrona w świecie polityki?

Czy Angela Merkel wykazała się lojalnością wobec Helmuta Kohla, swego patrona w świecie polityki?

Foto: AFP

Szwedzki anglojęzyczny internetowy dziennik „The Local" jakiś czas temu przy okazji Dnia Kobiet zabawił się w badanie, która ambasada w Sztokholmie najpełniej realizuje świętą zasadę równości płci. W tym celu wzięto pod lupę skład osobowy wszystkich placówek dyplomatycznych w Sztokholmie. W błędzie byłby jednak ten, kto by sądził, że w tym równościowym rankingu zwyciężył któryś z krajów awangardy postępu – Dania, Norwegia czy Hiszpania. Pierwsze miejsce zajęła Albania. Okazało się, że w albańskiej ambasadzie panuje idealna równowaga, istny wzór parytetu. W małej, dwuosobowej placówce pracował bowiem jeden mężczyzna – ambasador, i jedna kobieta – jego sekretarka.

Krytyczne uwagi na temat premier Ewy Kopacz zaczynają być traktowane jako przejaw oburzającej mizoginii. Tylko patrzeć, a okaże się, że ocenianie poczynań kobiety aktywnej w polityce jest praktykowaniem tzw. mowy nienawiści

Tę zgoła anegdotyczną historię powinni mieć w pamięci wszyscy rzecznicy i ideolodzy ortodoksyjnie pojmowanej idei równości płci – owych parytetów, kwot, suwaków, w rządach, partiach, zarządach firm i naturalnie instytucjach europejskich. Wszyscy, którzy tropią wszelkie na tym polu niedociągnięcia, piętnując zacofanie i ciemnotę. Ku przestrodze. Czarno na białym pokazuje ona bowiem, jak łatwo w ferworze walki o postęp narazić się na śmieszność. To właśnie przydarzyło się redaktorom szwedzkiej gazety, którzy wyniki rankingu potraktowali ze śmiertelną powagą.

Czemu nie dziesięć?

Równościowe szaleństwo coraz bardziej opanowuje świat, a ostatnie miesiące dostarczyły aż nadto na to dowodów. Wzorcową tego ilustracją jest proces konstruowania nowej Komisji Europejskiej. Najważniejszą cechą przyszłych komisarzy okazała się ich płeć. Przewodniczący Jean-Claude Juncker powtarzał jak mantrę, że w jego Komisji powinno się znaleźć przynajmniej dziewięć kobiet, tyle, ile w ustępującej Komisji José Barroso. Dlaczego? Bo bez dostatecznej liczby kobiet Komisja, jego zdaniem, nie będzie miała ani należytej legitymacji, ani wiarygodności.

Większość państw Unii, w tym cała „wielka trójka", zupełnie się jednak nie spisała, bo wśród nominowanych w pierwszym rzucie byli – poza Włoszką Federicą Mogherini – sami mężczyźni. Ale Juncker znalazł na to sposób: ostrzegł, że fatalny brak równowagi płci będzie musiał zrekompensować przyznaniem kobietom bardziej znaczących resortów. Kraje nominujące mężczyzn zostałyby więc przykładnie ukarane.

Unijni wielcy się nie przejęli, ale pomniejsi tak, drobny szantaż przyniósł więc upragnione skutki. W Komisji Junckera będzie dziewięć kobiet, bo odrzucona przez Parlament Europejski Alenka Bratušek ze Słowenii zostanie zastąpiona oczywiście również przez kobietę. Bez odpowiedzi pozostaje tylko pytanie, czemu Juncker zatrzymał się wpół drogi, nie posłuchał sugestii pań komisarzy z Komisji Barroso i nie domagał się przynajmniej dziesięciu kobiet. Różnica minimalna, ale kierunek słuszny.

Przy okazji tworzenia rządu Ewy Kopacz jakimś cudem obeszło się bez tego rodzaju postulatów, ale gdy już rząd powstał, nadszedł czas na odnotowanie, że zasiada w nim „aż pięć kobiet". Może nie jest to dużo – zwłaszcza w porównaniu z rządami Szwecji czy Hiszpanii, gdzie kobiety, bywa, stanowią nawet połowę ministrów – ale jednak najwięcej ze wszystkich dotychczasowych rządów. Jest więc postęp i powód do radości.

Za murem poprawności

Bardziej symptomatyczny jest fakt,  że krytyczne uwagi na temat pani premier czy choćby tylko wyrażenie wątpliwości zaczynają być traktowane jako przejaw oburzającej mizoginii (por. tekst Aleksandry Kaniewskiej i Jarosława Makowskiego „Lady Makbet obroni swoje maleństwa", „Rzeczpospolita", 30 września 2014). Tylko patrzeć, a okaże się, że ocenianie poczynań kobiety aktywnej w polityce jest niczym innym jak praktykowaniem tzw. mowy nienawiści. Bóg raczy wiedzieć, dlaczego kobiety, które na tym polu muszą, tak jak mężczyźni, podlegać surowej ocenie, miałyby korzystać z taryfy ulgowej.

Czy wszystko to oznacza, że w polityce  bycie kobietą zaczyna powoli stawać się wartością samą w sobie? Że zaczyna przechodzić do kanonu wartości chronionych murem poprawności politycznej? Bardzo możliwe, choć nie odbywa się to wprost. Zwolennicy zwiększenia udziału kobiet w życiu politycznym przypisują im po prostu wyłącznie pozytywne cechy: kobiety są kompetentne, spokojne, lojalne, odpowiedzialne i zrównoważone, nie wdają się w jałowe utarczki ani, excusez le mot, pyskówki. Uleganie emocjom, histeria, zawiść, intryganctwo, brak dystansu? Nigdy w świecie.

Wolne żarty. Czy Angela Merkel wykazała się lojalnością wobec Helmuta Kohla, swego patrona w świecie polityki? Czy Edith Cresson, premier Francji, sprawnie radziła sobie z rządzeniem? Czy Tansu Ciller, premier Turcji, stroniła od układów, które miały utrzymać ją u władzy? Czy Hillary Clinton może uchodzić za uosobienie łagodności?

Trudno także dociec, dlaczego akurat liczba kobiet komisarzy miałaby przesądzać o wiarygodności Komisji Europejskiej. Gdyby deklaracje Junckera potraktować poważnie, z założenia niewiarygodne byłyby rządy Margaret Thatcher, bo do ścisłego gabinetu żadnego z trzech swych rządów nigdy nie powołała kobiety. A przecież trudno zaprzeczyć, że te rządy właśnie odmieniły Wielką Brytanię, jak żaden inny wcześniej i żaden później. Mawiano zresztą żartobliwie, ale może i nie bez szczypty słuszności, że pani premier jest jedynym mężczyzną w gabinecie.

Lwice bez suwaków

Ciekawe zresztą, że w nowej formie odradza się obyczaj rodem z pierwszych lat rządów komunistycznych. O awansie społecznym kobiet świadczyło wówczas przejmowanie męskich zajęć, stąd kobiety na traktorach czy przy układaniu dróg. Teraz przejawem postępu staje się powierzanie im czysto męskich resortów – obrony i spraw wewnętrznych. Czy to źle? Oczywiście nie, ale nie jest dobrze, gdy decydują o tym nie kompetencje, lecz bzdurnie pojmowane idee równości. Nie ma powodów, by zamykać przed kobietami możliwość działalności politycznej czy możność obejmowania wysokich stanowisk, pod jednym wszakże warunkiem: że nie jest to przydział z rozdzielnika. Czy też, jak kto woli, z łapanki.

Skoro można dowodzić, że połowa miejsc w rządzie, parlamencie czy na liście wyborczej powinna przypaść kobietom, bo stanowią one połowę populacji, może nie należy zatrzymywać się wpół drogi i pomyśleć o przyjęciu również innych kryteriów: wieku, stanu cywilnego, zdrowia, zawodu, uprawianego hobby, a może nawet, o zgrozo, wyznania. Tylu młodych i starych, tylu zdrowych i chorych, żonatych i kawalerów, nauczycieli, prawników, hydraulików, działkowiczów i miłośników kanarków. Tak zbudowany parlament idealnie odzwierciedlałby stan całej populacji.

Tylko co z tego? Na tym polu statystyka nie ma nic do powiedzenia. To truizm wprawdzie, ale wypada powtórzyć: przemawiać powinny kompetencje i walory osobiste, a tych żadne liczby i kwoty nie są w stanie uchwycić. Dobrze więc, że w Sejmie wstrzymano ostatnio prace nad ustawą suwakową przewidującą wprowadzenie przemienności mężczyzn i kobiet na listach wyborczych. Nie stało się tak wprawdzie dlatego, że takie rozwiązanie nie ma sensu, lecz z powodu wątpliwości prawnych, ale może będzie to krok ku opamiętaniu. Prawdziwe, powiedzmy banalnie, lwice polityki – Thatcher, Merkel czy ostatnio Marine Le Pen – obeszły się bez pomocy kwot czy suwaków.

A jeśli ktoś powie, że świat polityki jest pełen mało kompetentnych mężczyzn? To oczywiście racja.  Ale to zupełnie inna historia.

Autorka jest publicystką, w przeszłości pracowała m.in w „Rzeczpospolitej"

Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne