Paweł Łepkowski: Debata wiceprezydencka w USA daje nadzieję na powrót dobrych obyczajów politycznych

To była szermierka polityczna w starym dobrym amerykańskim stylu wyborczym. Debata wyborcza pozbawiona agresji, wzajemnej animozji i złych obyczajów. Szkoda, że J.D. Vance i Tim Walz nie są kandydatami do najwyższego urzędu w państwie.

Publikacja: 02.10.2024 11:20

J.D. Vance i Tim Walz

J.D. Vance i Tim Walz

Foto: AFP

Podczas wtorkowej debaty telewizyjnej kandydatów na wiceprezydenta USA zarówno senator James David Vance, jak i gubernator Tim Walz pokazali najwyższy kunszt polityczny. W przeciwieństwie do telewizyjnego starcia Donalda Trumpa z Joe Bidenem, a później z Kamalą Harris, ich dyskusja sprawiała wrażenie cywilizowanej. Obaj kandydaci powstrzymali się od wzajemnych ataków personalnych, a nawet momentami odnosili się do siebie z godną podziwu uprzejmością. Ich krytyka dotyczyła wyłącznie kandydatów na prezydenta i ich programów wyborczych. Nie było żadnych wycieczek osobistych, żadnego wypominania sobie wpadek, kłamstw, pomyłek czy udziału w aferach.

To była szermierka słowna w najlepszym amerykańskim stylu, który zdawał się od pewnego czasu być jedynie wspomnieniem wspaniałej przeszłości. Obaj kandydaci na wiceprezydenta byli znakomicie przygotowani do dyskusji pod względem merytorycznym. Ich odpowiedzi były spontaniczne, pozbawione wyuczonych formułek i sloganów wyborczych. Oni naprawdę debatowali nad problemami ważnymi dla wyborców.

Czytaj więcej

Debata kandydatów na wiceprezydenta USA: Który wypadł lepiej?

Przez 90 minut nie tylko nie zanudzili słuchaczy sztampowymi deklaracjami, ale odnosiło się wręcz wrażenie, że ta debata mogłaby trwać znacznie dłużej, a niektóre tematy być znacznie bardziej rozwinięte.

Początkowo wydawało się, że na scenie istotnie lepiej wypada i dominuje senator James D. Vance. Gubernator Tim Walz często opuszczał głowę, przeglądając swoje notatki. Sprawiał wrażenie zdenerwowanego i lekko pogubionego. Mimo to jego riposty były błyskawiczne i bardzo merytoryczne. Obaj kandydaci wykazali się dużą elokwencją i wiedzą. Zaskakująca dla większości widzów musiała być kurtuazja, z jaką panowie się do siebie odnosili. Gubernator Walz nie krył wzruszenia, kiedy senator J.D. Vance oświadczył, że w przypadku wygranej demokratów w tegorocznych wyborach będzie wspierał potencjalnego wiceprezydenta Walza modlitwą i radą.

Tim Walz i J.D. Vance mieli różne stanowiska w sprawie ataku na Kapitol

Poważne różnice między kandydatami na wiceprezydenta ujawniły się dopiero pod koniec debaty i dotyczyły forsowanego przez Donalda Trumpa poglądu, że wybory prezydenckie w 2020 roku zostały sfałszowane przez obóz demokratyczny.

Vance, zapytany czy uważa, że Trump przegrał ostatnie wybory prezydenckie, uniknął pytania i skierował rozmowę na rzekomą cenzurę wprowadzaną do polityki przez Kamalę Harris i jej obóz polityczny.

Przez 90 minut kandydaci na wiceprezydenta nie tylko nie zanudzili słuchaczy sztampowymi deklaracjami, ale odnosiło się wręcz wrażenie, że ta debata mogłaby trwać znacznie dłużej, a niektóre tematy być znacznie bardziej rozwinięte

Gubernator Walz nie wyśmiał tej zmiany tematu, ale grzecznie, choć stanowczo, zwrócił uwagę, że jest to unikanie jasnej odpowiedzi, co senator Vance sądzi o postawie Donalda Trumpa i jak ocenia wydarzenia z 6 stycznia 2020 roku.

„Zaprzeczać temu, co wydarzyło się 6 stycznia, kiedy to po raz pierwszy amerykański prezydent lub ktokolwiek inny próbował unieważnić wybory – to musi się skończyć” – powiedział demokratyczny kandydat na wiceprezydenta. „To rozdziera nasz kraj”. Senator Vance wymownie przemilczał ten komentarz.

Debata wiceprezydentów: styl mało elegancki, ale zrozumiały dla wyborców

James David Vance i Tim Walz przystąpili do tej debaty z różnym doświadczeniem politycznym i odmiennymi zestawami umiejętności w obszarze komunikacji medialnej. Senator Vance jest znacznie bardziej zaprawionym w boju polemistą. Jest bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Jego gorące dyskusje z krytykującymi go dziennikarzami przygotowały go na każdą formę debaty. Do sporów politycznych umiejętnie wplątuje własne wątki rodzinne, nie ukrywając, że pochodzi z rodziny rozbitej i ubogiej. Także Tim Walz czuje się w czasie kampanii wyborczej jak ryba w wodzie, ale w przeciwieństwie do wytwornych polityków umiejętnie posługuje się stylem określanym w amerykańskich mediach jako „folksy style”. Jest to prosty przekaz, łatwo trafiający do szerokiego odbiorcy.

James David Vance i Tim Walz przystąpili do tej debaty z różnym doświadczeniem politycznym i odmiennymi zestawami umiejętności w obszarze komunikacji medialnej

Jednak na początku wtorkowej debaty telewizyjnej to senator Vance wydawał się znacznie bardziej zrelaksowany i pewny siebie. Jego odpowiedzi były płynne i ściśle merytoryczne, choć nieustannie przypominające słuchaczom, że rządzący od 3,5 roku demokraci ponoszą winę za drożyznę i spadek jakości życia w Ameryce. „Jeśli Kamala Harris ma tak wspaniałe plany rozwiązania problemów klasy średniej, powinna je zrealizować teraz” – stwierdził republikański kandydat na wiceprezydenta, sugerując, że wiceprezydent nie dotrzymała dotychczas żadnych swoich obietnic wyborczych. Jest to poniekąd prawda, ale czy wynikająca ze złej woli lub zaniedbania obowiązków przez Kamalę Harris? Należy podkreślić, że w przeciwieństwie do kompetencji prezydenta, amerykańska ustawa zasadnicza nie przewiduje dla wiceprezydenta żadnych przywilejów decyzyjnych i ogranicza prerogatywy tego urzędu jedynie do funkcji doradczych i reprezentacyjnych.

Sumując: wczorajsza debata telewizyjna daje nadzieję, że niezależnie od wyniku tegorocznych wyborów przez kolejne cztery lata Ameryka będzie przynajmniej miała kompetentnego wiceprezydenta o dużej kulturze osobistej. James David Vance i Tim Walz dają także nadzieję, że na amerykańskiej scenie politycznej znowu zapanują dobre zwyczaje.

Podczas wtorkowej debaty telewizyjnej kandydatów na wiceprezydenta USA zarówno senator James David Vance, jak i gubernator Tim Walz pokazali najwyższy kunszt polityczny. W przeciwieństwie do telewizyjnego starcia Donalda Trumpa z Joe Bidenem, a później z Kamalą Harris, ich dyskusja sprawiała wrażenie cywilizowanej. Obaj kandydaci powstrzymali się od wzajemnych ataków personalnych, a nawet momentami odnosili się do siebie z godną podziwu uprzejmością. Ich krytyka dotyczyła wyłącznie kandydatów na prezydenta i ich programów wyborczych. Nie było żadnych wycieczek osobistych, żadnego wypominania sobie wpadek, kłamstw, pomyłek czy udziału w aferach.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Zostawić internet i jechać na wiec Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Witkowski: Edukacja się nie zmieni, jeśli nie zmienimy myślenia o edukacji
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Konwencje KO i PiS, czyli wojna o kontrolę nad migracją i o prezydenturę
Opinie polityczno - społeczne
Dominika Lasota: 15 października nastąpiła nie zmiana, a zamiana. Ale tych marzeń już nie uśpicie
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko