W tekście „Zmiany PiS w MSZ były złe. Teraz potrzeba większego wyczucia” Zbigniew Lewicki twierdzi, że w polskiej służbie zagranicznej odbywa się niepotrzebna czystka, niszczy się międzynarodowy autorytet Rzeczypospolitej, a do tego politykę tę realizują ludzie niedoświadczeni, groźni dla bezpieczeństwa Polski, najczęściej z moskiewskimi koneksjami.
Informuję, że wśród moich kilkunastu najbliższych współpracowników jako szefa służby zagranicznej są wyłącznie osoby z dużym doświadczeniem (dyplomatycznym) oraz szczerze oddane Polsce i naszej racji stanu. Nie ma wśród nich nikogo z jakiegokolwiek partyjnego naboru, co było normą w MSZ przed 13 grudnia 2023 roku i o czego skutkach słyszymy teraz przy okazji przesłuchań przed różnymi sejmowymi komisjami śledczymi. Żadne z nas nie wybiera się na placówkę do Londynu.
Czytaj więcej
Zmiany w dyplomacji są potrzebne, ale trzeba je przeprowadzić z wyczuciem, nie niszcząc tego, co...
Sam nie wstydzę się ani swego dorobku zawodowego po 1989 r., ani tego, co robiłem wcześniej, jako licealista i student, w podziemiu, w samizdacie, w niezależnych mediach katolickich, w nieoficjalnej komunikacji pomiędzy antykomunistycznymi środowiskami w Polsce i na Węgrzech. Sugeruję prof. Lewickiemu prowadzenie debaty o tych poważnych sprawach na poziomie godnym jego osiągnięć jako dyrektora w MSZ w latach 90. Zachęcam do unikania argumentów ad personam.
Zmiany w MSZ: zmarnowana szansa roku 2015
Sednem argumentacji prof. Lewickiego jest stwierdzenie, że nawet ekipa solidarnościowa po 1989 r. nie zdecydowała się na tak szybką i dużą wymianę kadry ambasadorskiej jak obecny rząd. Takie postawienie sprawy zatraca esencję tego, czym sytuacja z roku 2024 różni się nie od tej z 1989 r., ale tej z 2015 r.