Ryszard Bugaj: Marsz 4 czerwca to sukces Donalda Tuska. Ale czy całej opozycji?

Niepoważne są próby podważania znaczenia marszu 4 czerwca. Natomiast nieoczywiste są jego polityczne konsekwencje. Zwłaszcza dla opozycji rozumianej nie jako PO i Donald Tusk, ale wspólna siłą zdolna zakończyć rządy PiS i Jarosława Kaczyńskiego.

Publikacja: 23.06.2023 20:17

Ulicami Warszawy w marszu 4 czerwca przeszło nawet 500 tys. osób - twierdzą organizatorzy

Ulicami Warszawy w marszu 4 czerwca przeszło nawet 500 tys. osób - twierdzą organizatorzy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Z całą pewnością była to wielka manifestacja niezadowolenia znacznej części aktywnych obywateli, którzy zaniepokojeni autorytarnymi działaniami rządu chcą jego odsunięcia od władzy. Marsz nie byłby tak liczny, gdyby nie ustawa o „rosyjskich wpływach”, zwana lex Tusk. O tej ustawie powiedziane zostało już chyba wszystko. To uregulowanie ewidentnie godzi w szereg zapisów konstytucji. W brutalny sposób przekroczona została czerwona linia oddzielająca system demokratyczny od porządku o cechach autorytarnych.

Oczywiście ta zmiana nie została jeszcze wprowadzona w życie i nie jest pewne, czy tak się stanie. Musi jednak niepokoić, że uchwalenie ustawy nie napotkało na sprzeciw nikogo w obozie PiS-u. Za przejaw sprzeciwu nie sposób przecież uznać inicjatywę jej nowelizacji zgłoszoną (w kilka dni po jej podpisaniu) przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Nasilona retoryka walenia w PiS to odpowiedź Donalda Tuska na ataki personalne

W następstwie marszu spadły nadzieje Prawa i Sprawiedliwości na zwycięstwo w wyborach. To jednak nie znaczy, że wzrastają szanse opozycji. Beneficjentem tego stanu rzeczy jest Platforma Obywatelska i personalnie Donald Tusk. Jednak nie można wykluczyć rozstrzygnięcia wyborczego, które da zwycięstwo PO, ale będzie ono niedostatecznie wyraziste, by partia ta mogła utworzyć rząd. Takiego scenariusza spodziewać się należy, w sytuacji gdy porażkę poniesie Trzecia Droga Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni oraz ewentualnie Nowa Lewica. Te dwa podmioty w marszu 4 czerwca praktycznie nie zaistniały.

Czytaj więcej

PiS i PO. Dobrzy kontra źli

Donald Tusk od początku dążył do tego, by wydarzenie miało charakter partyjnego przedsięwzięcia PO. Liderzy pozostałych opozycyjnych partii (swoistych przystawek) zostali zaproszeni na marsz „jak wszyscy inni”. I trzeba przyznać, że upartyjnienie marszu się powiodło. Tusk był głównym mówcą, retorycznie bardzo sprawnym, natomiast do mikrofonu nie został dopuszczony ani Władysław Kosiniak-Kamysz, ani Szymon Hołownia. Włodzimierz Czarzasty bez wdzięku wygłosił kilka banałów, ale nie było widać partyjnych haseł „przystawek”.

Lider PO nie zrezygnował ze swojej strategii wyborczej opartej na bezwzględnym atakowaniu PiS-u. Tę retorykę nasilił jeszcze kilka dni później w Poznaniu („seryjni mordercy kobiet” – to o politykach PiS-u). To chyba jest w znacznej mierze odpowiedzią na brutalne ataki PiS-u na niego samego. Ale faktem jest, że stosuje on te same środki.

Demokratyczna opozycja zdolna zastąpić PiS to nie tylko Platforma Obywatelska

Donald Tusk nadal unika też programowych akcentów. Uznał, że zamiast programu wystarczy „siedem postulatów”, które rekomenduje całej opozycji. Miały one zresztą charakter bardzo ogólnych haseł („Polska uczciwa”, „Polska europejska”, „Polska samorządowa” itd.). Wszystkie one można praktycznie dowolnie zinterpretować. Choć wydaje się charakterystyczne, że zabrakło postulatu „Polski sprawiedliwej”.

Wydaje się, że marketingowa formuła walki z PiS-em wybrana przez PO jest – przynajmniej na tym etapie kampanii wyborczej – przez wielu sympatyków opozycji dobrze oceniana. Wielka to zasługa samego Donalda Tuska, który (szczególnie na tle swojego poprzednika i liderów pozostałych partii opozycyjnych) jest gwiazdą, do tego pracowitą. Ale jego wielki sukces nie jest równoznaczny ze sforsowaniem szklanego sufitu rozumianego jako uzyskanie wyniku wyborczego dającego PO/KO mandat do samodzielnych rządów. Alternatywą dla PiS-u jest cała „demokratyczna opozycja” w sejmie.

Czytaj więcej

W PO rośnie przekonanie o zwycięstwie jesienią. „Wahadło wychyla się w naszą stronę”

Do katalogu prognoz wyborczych trzeba dopisać nowy scenariusz: przegrana PiS-u, wygrana PO i… impas po wyborach, a konkretnie niemożność wyłonienia jakiejkolwiek koalicji rządowej. Niektórzy obserwatorzy uważają, że w przypadku porażki opozycji powstanie koalicja PiS-u z Konfederacją. To niestety nie jest wykluczone (tak jak wykluczona jest koalicja PiS-PO), ale nie wydaje się też za bardzo prawdopodobne. Skrajnie populistyczna i ekstremalnie prawicowa Konfederacja pod wodzą Sławomira Menzena jest jednak na swój sposób… ideowa. Ponadto oni zdają się być przekonani, że znaleźli się na historycznym trendzie wzrostowym i nie mogą zawierać politycznie doraźnych koalicji.

Bez odsunięcia PiS-u od władzy czeka nas autorytarny dryf

Projekt komisji do badania rosyjskich wpływów pokazuje, że rację mieli ci obserwatorzy, którzy głosili, że PiS gotowy jest podważyć istotne cechy systemu demokratycznego, żeby zachować władzę. Jednocześnie bilans rządów PiS-u staje się coraz gorszy. Załamują się nadzieje tych, którzy – jak niżej podpisany – oczekiwali, że zajdą zmiany w systemie społecznym. Pewne kroki zostały podjęte (500+, wiek emerytalny, niektóre zmiany podatkowe), ale nigdy nie został nawet nakreślony spójny program przekształceń, zmiany wprowadzane były po prostu w miarę doraźnych potrzeb politycznych PiS-u i interesów partyjnego establishmentu. Chaos i rozbudowa przywilejów są dominującą konsekwencją ośmiu lat partyjnych rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Podkreślam jednak z uporem, że odpowiedzią opozycji nie jest prezentacja spójnej alternatywy programowej. Dominuje właściwie rytualna retoryka i ciągle zaostrzany język. Także pozbawiony podstaw optymizm co do wyników zbliżających się wyborów. Opozycja i sympatyzujący z nią komentatorzy właściwie nie zauważają wyników sondaży poparcia partii politycznych przeprowadzonych po 4 czerwca. A przecież są one zbieżne i pokazują wzrost poparcia dla PO i jego spadek dla opozycyjnego bloku jako całości. Nie wydaje się więc, by racjonalną odpowiedzią na ten trend był scenariusz rezygnacji Trzeciej Drogi i lewicy z samodzielnego startu w wyborach. To by zresztą oznaczało definitywny koniec pluralistycznej sceny politycznej.

Perspektywa rządów opozycji bynajmniej nie jest zachwycająca i pozostaje niejasna. Jednak bez odsunięcia PiS-u od władzy Polskę czeka autorytarny dryf. Wydaje się to pewne.

O autorze

Ryszard Bugaj

Profesor ekonomii (Instytut Nauk Ekonomicznych PAN), były poseł i przewodniczący Unii Pracy

Z całą pewnością była to wielka manifestacja niezadowolenia znacznej części aktywnych obywateli, którzy zaniepokojeni autorytarnymi działaniami rządu chcą jego odsunięcia od władzy. Marsz nie byłby tak liczny, gdyby nie ustawa o „rosyjskich wpływach”, zwana lex Tusk. O tej ustawie powiedziane zostało już chyba wszystko. To uregulowanie ewidentnie godzi w szereg zapisów konstytucji. W brutalny sposób przekroczona została czerwona linia oddzielająca system demokratyczny od porządku o cechach autorytarnych.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił