USA. Gwarant bezpieczeństwa

Berlin robi wszystko, by polska gospodarka i polskie państwo były słabe. Niemcy sami nie bronią Europy, a innym państwom w tym poważnie przeszkadzają.

Publikacja: 24.10.2022 03:00

USA. Gwarant bezpieczeństwa

Foto: PAP/Paweł Supernak

USA prowadzą politykę międzynarodową na poziomie globalnym, przede wszystkim z supermocarstwami, które mogą poważnie naruszyć bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych. Zatem głównym rywalem USA jest Rosja, jako mocarstwo nuklearne, oraz Chiny – jako globalna potęga gospodarcza. Europa jest dla USA najważniejszym zbiorem państw sojuszniczych, które są zrzeszone w sojuszu północnoatlantyckim.

Rola USA w bezpieczeństwie Europy nie jest jedynie wynikiem inicjatyw amerykańskich, zależy przede wszystkim od polityki poszczególnych państw naszego kontynentu, od tego, na ile potrafią realizować wspólne amerykańsko-europejskie interesy. Do tego jest potrzebna wspólna definicja zagrożeń. Jak dotychczas nie wszystkie kraje UE potrafią uzgodnić z USA swe priorytety w polityce zagranicznej.

Rosyjska agresja na Ukrainę pokazała bardzo partykularne podejście u wielu polityków zachodnich. Europa okazała się bezradna wobec zagrożenia, które powstało 24 lutego 2022 roku.

Porównanie potencjału militarnego Stanów Zjednoczonych i państw europejskich prowadzi do wniosku, że w tych relacjach to USA są dawcą bezpieczeństwa, a Europa polega na siłach odstraszania i na zobowiązaniach Ameryki. Stąd wszelkie pomysły mówiące o autonomii strategicznej Europy są jak na razie planami bez pokrycia. Dla Polski jest jasne, że bez wsparcia USA Europa nie jest w stanie sama obronić swej suwerenności ani wobec Rosji, ani wobec Chin. W razie rosyjskiej agresji kraje Trójmorza mogą zatem liczyć głównie na pomoc USA, a nie państw Europy.

Rozgrywki w cieniu wojny

Dziś polityka bezpieczeństwa USA wobec Europy zależy przede wszystkim od postępowania poszczególnych państw UE wobec zagrożenia wojną. Rosyjska agresja na Ukrainę pokazała bardzo partykularne podejście u wielu polityków zachodnich. Europa okazała się bezradna wobec zagrożenia, które powstało 24 lutego 2022 roku. Mimo to np. prezydent Macron stwierdził ostatnio, że celem UE jest ograniczać zależność od USA (opinia wyrażona 6 października 2022 roku w Pradze). To świadczy o tym, że prezydent Francji jako zagrożenie postrzega dotychczasową zależność Europy od najsilniejszego sojusznika, czyli USA, a lekceważy powody realnej słabości militarnej Europy. Natomiast dla kanclerza Scholza najważniejsze jest, by przy okazji wojny zapewnić Niemcom pozycję hegemona w Europie.

Wojna przetestowała zachowanie europejskich polityków. Od tej chwili liczy się ich postępowanie, a nie deklaracje. Rozpoczynając agresję na Ukrainę, Rosja zrujnowała system bezpieczeństwa międzynarodowego istniejący od czasu utworzenia ONZ w 1945 roku. Zakładał on, iż dla zachowania pokoju konieczna jest rezygnacja z militarnej agresji oraz że wykluczone są zmiany granic za pomocą siły. Jednocześnie poprzez akt wojny zerwała dotychczasową współpracę z Zachodem.

W obliczu rosyjskiej agresji USA postanowiły dotrzymać zobowiązań o obronie Europy, jakie podpisały, tworząc sojusz północnoatlantycki. Obecna administracja USA postanowiła także wykonać zobowiązanie o gwarancjach bezpieczeństwa zaciągnięte wobec Ukrainy w ramach tzw. memorandum budapeszteńskiego z grudnia 1994 roku. Prezydent Biden wystąpił zatem nie tylko w obronie pokoju w Europie, ale także jako obrońca dotychczasowego geopolitycznego status quo. Europejskie kraje NATO podpisują z USA wspólne komunikaty, lecz w praktyce szereg z nich postępuje inaczej.

Dwa podejścia

W Europie są dziś realizowane odmienne polityki wobec agresji rosyjskiej. Jedna to silne militarne, polityczne i materialne wspieranie Ukrainy. Tę politykę wspólnie z USA realizują Polska i Wielka Brytania. Druga linia polityczna wobec rosyjskiej agresji to polityka niemiecko-francuska. To podejście jest werbalnie ostre, lecz w rzeczywistości oznacza łagodne traktowanie Rosji. Polega na podtrzymywaniu dialogu z agresorem, na wzywaniu do przerwania walk, na udzielaniu pomocy Ukrainie w skali nieproporcjonalnej do posiadanego potencjału przemysłowego i militarnego. Jest to linia polityczna pacyfistyczno-prorosyjska. Dla zwolenników tej polityki wojna w Ukrainie jest konfliktem peryferyjnym w dawnym obozie postsowieckim.

Każdy, kto dziś minimalizuje realne wsparcie dla Ukrainy, de facto wspiera agresję na to państwo. Jak na razie pomoc strony polskiej dla Ukrainy jest trzy razy większa niż pomoc udzielana przez Niemcy. A powinno być odwrotnie. Niemcy mają potencjał kilkukrotnie większy niż RP. Ten stan rzeczy świadczy najlepiej o zupełnie innych priorytetach rządów w Warszawie i w Berlinie. Sadzę, że to daje władzom USA wiele do myślenia, pozwala odpowiedzieć na pytanie, na którego z sojuszników można liczyć w razie wojny, a który swą pasywnością wspiera Rosję i zaprasza do agresji na Europę Wschodnią.

Postępowanie poszczególnych państw wobec rosyjskiej agresji najlepiej i ostatecznie zweryfikowało, kim są politycy w poszczególnych państwach NATO. To, czy, komu i jak bardzo jakieś państwo udziela poważnej pomocy w trakcie wojny, świadczy o tym, czyim realnie jest sojusznikiem.

Nie jest prawdą, że kraje sojuszu są zgodne i jednolite wobec wojny, że tak samo wspierają USA w obronie Europy. Są w Europie co najmniej dwie linie postępowania wobec wojny. Dziś władze USA mają empiryczny dowód, na kogo mogą liczyć w Europie, kiedy następuje militarna próba zmiany geopolitycznego status quo. Można powiedzieć, że NATO stało się już klubem zainteresowanych. Jedne państwa faktycznie bronią Europy. Inne wspierają Ukrainę w minimalnej skali, bo są za tym, by kooperować z Rosją, po to by ograniczyć wpływy USA w Europie.

Superpaństwo ze stolicą w Berlinie

Wielu analityków zastanawia się, dlaczego jest taki podział w Europie. Sprawę tę wyjaśnił sam kanclerz Niemiec Olaf Scholz podczas swego przemówienia w Pradze 31 sierpnia 2022 roku. Okazało się wówczas, że Putin nie jest jedynym politykiem, który chce przewrócić dotychczasowy porządek polityczny w Europie. Kanclerz Scholz wystąpił z projektem przekształcenia Unii Europejskiej w jedno superpaństwo, w którym poszczególne kraje byłyby pozbawione prawa do prowadzenia własnej polityki zagranicznej, prawa do własnej polityki bezpieczeństwa, prawa do bilateralnych relacji obronnych, np. z USA.

W tym nowym superpaństwie największą rolę odgrywaliby politycy z Niemiec i z Francji, znani z tego, że od wielu lat cechuje ich nastawienie prorosyjskie. Zatem pod ich wpływem Unia Europejska stałaby się zależna od agresywnej Rosji. Kraje flanki wschodniej byłyby pozbawione możliwości silnych zbrojeń oraz obrony przed Rosją bez zgody prorosyjskich polityków z Berlina i z Paryża. Kanclerz wyraźnie mówi, że państwa, które nie zgodzą się na dyktat niemieckiego lobby w Unii, będą niszczone przez zastosowanie szantażu finansowego. Zatem obok Putina z programem destrukcji status quo w Europie występuje kanclerz Niemiec.

Co by było, gdyby pomysły kanclerza Scholza były zrealizowane rok temu. W tej sytuacji państwa Unii udzielałyby Ukrainie pomocy na poziomie Francji, czyli na poziomie symbolicznym. Bo na więcej Niemcy i Francuzi by się nie zgodzili. Polska nie mogłaby uruchomić amerykańskiej bazy w Rzeszowie. USA nie miałyby jak dostarczać pomocy militarnej Ukrainie. Ukraina, zgodnie z oczekiwaniem polityków niemieckich, zostałaby w parę tygodni zajęta przez wojska rosyjskie. USA bez wsparcia Polski nie byłyby w stanie zatrzymać rosyjskiej ekspansji militarnej. A to byłby dowód, że USA nie są wiarygodnym supermocarstwem w skali globalnej. Polska miałaby do obrony nie tylko granice z okręgiem Królewca i z Białorusią, ale także obecną granicę polsko-ukraińską.

To wszystko jednak dla polityków w Berlinie nie jest istotne. Oni za wszelką cenę i bez względu na skutki geopolityczne chcą zbudować europejskie superpaństwo. Ich celem nie jest zatrzymanie ekspansji rosyjskiej, lecz przewrócenie dotychczasowego porządku politycznego w Europie i doprowadzenie do niemieckiej hegemonii na kontynencie. Okazją do destrukcji, jaką chce przeprowadzić kanclerz Scholz, jest rosyjska agresja. Zamiast skupiać się na obronie Europy, kanclerz próbuje przy okazji wojny zapewnić Niemcom pozycję dominującą na kontynencie.

Demontaż wschodniej flanki

Polska należy do państw, które stanowczo nie chcą się zgodzić na niemiecką hegemonię w Europie, bo nie mają do polityków niemieckich żadnego zaufania. My wiemy, że Europa pod kierunkiem Niemiec będzie prowadzić politykę taką jak zawsze, czyli egoistyczną i prorosyjską. Stąd nie ma zgody RP na ingerencję w polskie sprawy wewnętrzne lub w polską politykę bezpieczeństwa. Dlatego właśnie ze względu na trwałe polskie przywiązanie do suwerenności Niemcy zablokowali przekazanie Polsce 24 miliardów euro środków z tzw. Funduszu Odbudowy po pandemii. Czegoś takiego nie przewiduje obecny traktat o Unii Europejskiej.

Zatem podczas wojny Niemcy robią wszystko, by polska gospodarka i polskie państwo były słabe. Niemcy sami nie bronią Europy, a innym państwom w tym poważnie przeszkadzają. W ten sposób Niemcy gwarantują Rosji, że w razie wojny flanka wschodnia nie będzie silnie broniona. Uderzając podczas wojny w głównego sojusznika USA w Unii, Niemcy dają dowód, po czyjej stronie są podczas rosyjskiej agresji.

Aby uzmysłowić wszystkim skalę niemieckiego uderzenia finansowego w Polskę, powiem obrazowo, że 24 miliardy euro pozwalają kupić 3 tysiące czołgów Abrams. To jest skala niemieckiego szantażu finansowego za to, że bronimy swojej suwerenności zarówno przed Rosją, jak i przed ingerencjami polityków z Berlina. Jest to zgodne z postulatem prezydenta Francji, który proponuje sankcje za to, że jakiś kraj nie będzie realizował polityki zagranicznej wymyślonej w Paryżu i w Berlinie (wywiad Macrona w Pradze z 6 października 2022 roku). Dziś na szczęście ani Francuzi, ani Niemcy nie mają w Unii takiej władzy, by komuś narzucać swą wolę.

Tylko dzięki temu, że nie są jeszcze zrealizowane pomysły Macrona i Scholza, oczekiwania polityków niemieckich, by Ukraina upadła, a Rosja zwyciężyła, zakończyły się fiaskiem. Nie spełniły się, bo Polska w sposób jednoznaczny wsparła Ukrainę oraz USA, uruchamiając bazę amerykańską w Rzeszowie. Stąd nikt nie powinien się dziwić, że Niemcy w sposób brutalny uderzają w polską gospodarkę i polskie państwo.

Gdyby pomysły kanclerza Scholza były zrealizowane rok temu, to Putin już miałby pełen sukces. A tym samym pozycja międzynarodowa USA byłaby słabsza. Jednym słowem: Niemcy rękoma Rosji osłabiliby pozycję USA w Europie. A to jest warunkiem do doprowadzenia do niemieckiej dominacji w UE oraz do realizacji francuskiej koncepcji autonomii strategicznej kontynentu.

Niemiecko-francuskie plany dotyczące Europy nie gwarantują pokoju, lecz konflikty i wojnę. Warto w tej sytuacji postawić pytanie, czy USA będą zainteresowane sojuszem z taką „nową Europą”, dla której Rosja jest ważniejsza niż NATO? Czy USA wygrają z Rosją, tolerując niemiecką dywersję wewnątrz sojuszu?

Chichot historii

Kilkadziesiąt lat zimnej wojny pokazało, że jest możliwe bezpieczeństwo Zachodu bez Rosji, że pokój jest możliwy obok Rosji i mimo Rosji. Zatem kooperacja z Rosją nie jest konieczna. Prezydent Macron podczas pobytu w Pradze powiedział, że geografii nie zmienimy i w związku z tym Rosja pozostanie naszym sąsiadem. To prawda. Zapomniał jednak dodać, że można zmienić układ geopolityczny, jeżeli zwiększy to nasze bezpieczeństwo.

Prezydent Francji i kanclerz Niemiec dążą do tego, by Europa była bardziej zależna od Rosji, bo dzięki temu będzie miała słabsze relacje z USA. Tymczasem dziś w Europie mamy wybór, albo bezpieczeństwo z USA, albo kooperacja z Rosją. Czas, by każdy kraj zdecydował, co jest dla niego ważniejsze.

Stany Zjednoczone mają sytuację luksusową. Każdego dnia przekonują się, kto jest ich faktycznym sojusznikiem, na kogo mogą liczyć podczas wojny i które państwa w Europie warto wspierać. Jak dotychczas lojalna współpraca z USA wobec rosyjskiej agresji potwierdza, że w Europie politykę zdecydowanie proatlantycką prowadzą kraje Trójmorza. Te państwa tworzą nową z punktu widzenia bezpieczeństwa całość strategiczną i najważniejsze europejskie ogniwo NATO.

Zjednoczona Europa powstała po II wojnie światowej, by zagwarantować pokój na kontynencie przez wykluczenie jakiejkolwiek hegemonii. Jest śmiechem z historii, że to właśnie kanclerz Scholz próbuje teraz ją w Europie odbudować. Tym samym kanclerz Niemiec kwestionuje główny powód zjednoczenia kontynentu.

Niemiecka pogarda dla zasady consensusu w Unii Europejskiej bierze się z braku niemieckiego poszanowania dla interesów innych państw. Z niezrozumienia tego, czym jest dążenie do kompromisu. Kompromis nie polega na tym, że słabsze państwo ma ustąpić silniejszemu, zaakceptować straty i zrezygnować ze swych racji. Prawdziwy kompromis polega na tym, że szukamy rozwiązania, dzięki któremu każda ze stron odnosi korzyści z podjętych decyzji.

Przymus stosowany przez większość w Unii nie gwarantuje pokoju, lecz konflikty. Niemcy chcą, by UE zamiast być polem do negocjacji, stała się maszyną, która zapewnia niemieckiemu lobby możliwość narzucania wolnym demokratycznym krajom obcej polityki. Polska nie oczekuje w Unii żadnych przywilejów, lecz tylko szacunku dla swojej suwerenności.

Jan Parys jest socjologiem, byłym ministrem obrony narodowej oraz szefem gabinetu politycznego w MSZ

USA prowadzą politykę międzynarodową na poziomie globalnym, przede wszystkim z supermocarstwami, które mogą poważnie naruszyć bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych. Zatem głównym rywalem USA jest Rosja, jako mocarstwo nuklearne, oraz Chiny – jako globalna potęga gospodarcza. Europa jest dla USA najważniejszym zbiorem państw sojuszniczych, które są zrzeszone w sojuszu północnoatlantyckim.

Rola USA w bezpieczeństwie Europy nie jest jedynie wynikiem inicjatyw amerykańskich, zależy przede wszystkim od polityki poszczególnych państw naszego kontynentu, od tego, na ile potrafią realizować wspólne amerykańsko-europejskie interesy. Do tego jest potrzebna wspólna definicja zagrożeń. Jak dotychczas nie wszystkie kraje UE potrafią uzgodnić z USA swe priorytety w polityce zagranicznej.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika