Marzenia w rządzeniu krajem są ważne. Wielkie plany, poważne przedsięwzięcia, wizje porywające serca obywateli. Tak jest na początku. A potem trwa to tak długo, jak długo władza wierzy w miłość narodu i kolejną kadencję. Jak przestaje wierzyć, to przestaje marzyć i skłonna jest wymieniać przypadkowe społeczeństwo na jakieś inne, lepsze. Nie zdąża na szczęście, bo z reguły jest to moment jej przegranej w wyborach.

Jeszcze w 2021 r. władza marzyła o SZPoN-ie, czyli „systemie, którego nie ma”. Miał zastąpić popularne w pandemii komunikatory, które stały się chlebem powszednim pracujących zdalnie, a jego zaletą miało być to, że będzie „nasz, polski” i oczywiście rządowy. Śmiały plan wpisano oficjalnie w plan szerszy, miał być przetarg i koniec prac w sierpniu 2022 r. Dziś władza tłumaczy, że „po szczegółowej analizie oraz weryfikacji zakresu projektu, w tym analizach technicznych i biznesowych, podjęliśmy decyzję o rezygnacji z jego realizacji”.

Czytaj więcej

Rząd wycofał się z planów stworzenia polskiej wersji Zooma. "Lepiej wychodzą ławki"

To oczywiście dobrze, że władza analizuje i sprawdza. Można tylko wyrazić nadzieję, że przy innych wiekopomnych projektach też będzie tak robić, co pozwoli np. uniknąć trzykrotnego wzrostu kosztów przekopu Mierzei Wiślanej czy budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego na terenach należących do obywateli niezainteresowanych wywłaszczeniem. Być może przy odpowiedniej dawce analiz udałoby się zaprojektować bardziej sensowne patriotyczne ławeczki albo nawet – tak jak ze SZPoN-a – całkiem z nich zrezygnować.

Rząd powinien się od pisania internetowych komunikatorów trzymać jak najdalej, bo to sfera wrażliwa i trudna. Marzenie o przeskoczeniu cyfrowych gigantów to dowód co najmniej megalomanii i obywatele, szczególnie ci młodsi, dobrze to wiedzą. Choć wielkie cyfrowe korporacje robią z naszymi danymi, co chcą, budując nam świat algorytmów, to wizja, że będzie to mógł także robić rząd, mrozi krew w żyłach. Tym bardziej że sądząc po sukcesach związanych z używaniem poczty elektronicznej przez członków rządu, z ministrem Dworczykiem na czele, trudno byłoby się spodziewać, że nowa platforma przydałaby się do czegoś sensownego, chyba że ministrem cyfryzacji zostanie Jacek Kurski i użyje jej w kampanii wyborczej PiS.