Miazga! Tak można w jednym słowie streścić ocenę legalności stosowania systemu Pegasus przez rządzących w raporcie przygotowanym przez Katedrę Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego o „Dopuszczalności nabycia i używania w ramach kontroli operacyjnej określonego typu programów komputerowych (casus Pegasusa)”.

Z dokumentu dowiadujemy się, dlaczego i w jakich przypadkach użycie podsłuchów jest sprzeczne z prawem, ale również, że „osoba kontrolowana powinna mieć prawo do powiadomienia o zakończonej wobec niej kontroli operacyjnej”. Przedstawiciele PiS nie odnoszą się do efektów pracy ekspertów, za to mnożą teorie na temat uzasadnienia stosowania systemu Pegasus. Wicepremier Henryk Kowalczyk twierdzi: „czuję się bezpieczny, że terroryści są podsłuchiwani”, a na zwrócenie uwagi, że „szef kampanii wyborczej opozycji, mecenas i prokurator to nie są terroryści”, odpowiada: „Jeśli była podsłuchiwana pani prokurator, to co miała wspólnego z kampanią wyborczą? Nic”. Europoseł PiS Joachim Brudziński podczas debaty w PE stwierdził: „W Polsce nie było nielegalnej inwigilacji bez zgody sądu. Tego typu teza formułowana przez polską opozycję jest kłamstwem na potrzeby walki politycznej”. To i tak postęp, bo w grudniu o tym, że polskie służby nie posiadają Pegasusa, mówił wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz. Wicerzecznik PiS Radosław Fogiel kpił, że komuś Pegasus pomylił się z konsolą do gry znalezioną na strychu, a wiceminister sprawiedliwości Michał Woś doniesienia o Pegasusie nazwał kapiszonem.

Czytaj więcej

Gabriela Morawska-Stanecka: Służby jak małpa z bombą atomową

W PiS nikt już nie zaprzecza, że rząd kupił i używa Pegasusa. Teraz, gdy Parlament Europejski ma się zająć nielegalnym podsłuchiwaniem opozycji, narracja władzy idzie w stronę legalności podsłuchów, na które zgodę wyraził sąd. Szkopuł w tym, że sąd nie wie, jakich narzędzi będą używać służby, gdy proszą o zgodę na inwigilację, używanie Pegasusa w Polsce nie jest legalne i nie wiemy, w jakich sprawach sąd wydał zgody na inwigilację prokurator Ewy Wrzosek, mecenasa Romana Giertycha czy związkowca Michała Kołodziejczaka.

W sprawie Pegasusa politycy PiS zachowują się jak szatniarz z filmu „Miś”. I o ile w TVP mogą używać argumentu „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobisz?”, o tyle w PE doktryna Jacka Kurskiego „Jedźmy w to, ciemny lud to kupi” może nie przejść.