Reklama

Język, który zabija

W USA morderca, który zastrzelił kogoś, by mu zabrać portfel, jest uznany za mniej winnego niż ten, który zabił z nienawiści do innowierców – pisze publicystka „Rzeczpospolitej".

Aktualizacja: 11.07.2016 23:10 Publikacja: 11.07.2016 19:09

Język, który zabija

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Odczłowieczanie przeciwnika jest jednym ze skutecznych sposobów przygotowywania do wojny. Zwłaszcza w przeszłości żołnierz musiał nieraz widzieć z bliska twarz stojącego przed nim wroga, którego miał zarąbać lub zastrzelić.

Żeby Niemcy mogli skutecznie zabijać cywilów, tych trzeba było przedstawiać jako podludzi – niezależnie od tego, czy chodziło o Polaków, Ukraińców czy Żydów. Propaganda była doskonale przygotowana: służyły jej słowa, karykatury czy filmy.

Zdrajcy, krwiopijcy, rewizjoniści, syjoniści

W Związku Sowieckim i innych komunistycznych krajach język i gesty nienawiści przetrwały dłużej niż same systemy. Moje pokolenie uczniów szkół podstawowych we wczesnych latach 50. miało nienawidzić Amerykanów, przywódcę antykomunistycznych sił w Chinach Czang Kaj-szeka czy pierwszego prezydenta Korei Południowej Li Syng Mana, których przedstawiano jako grube potwory mordujące dzieci.

Wrogów nazywano w komunizmie zdrajcami, krwiopijcami, mordercami, rewizjonistami czy syjonistami. Knajackiego języka jednak nie używano, może z wyjątkiem Władysława Gomułki, który nazwał Janusza Szpotańskiego „człowiekiem o moralności alfonsa". Ale można zrozumieć wściekłość pierwszego sekretarza kompartii, opisanego (wierszem) jako gnom.

Wszystkie strony w życiu politycznym Polski zarzucają sobie posługiwanie się „językiem nienawiści" – czasami słusznie, czasami przesadnie. Nie wszystkie epitety, kpiny czy wyzwiska prowokują jakąkolwiek nienawiść, czasem wywołują tylko śmiech lub obrzydzenie.

Reklama
Reklama

Słowo „nienawiść" należy obecnie do słownika poprawności politycznej. Hate crimes (przestępstwa z nienawiści) są chociażby w USA ostrzej karane niż przestępstwa zwyczajne. Oznacza to na przykład, że morderca, który zastrzelił kogoś, by mu zabrać portfel, jest mniej winny niż ten, który zabił z nienawiści do innowierców.

Od kilku, kilkunastu lat język spod budki z piwem i z więzień przenika do języka codziennego polityki. Do przemówień, artykułów, wpisów na Facebooku i zwłaszcza, podobno, na Twitterze.

Może kiedyś uda się historykom ustalić, kto pierwszy zaczął, ale może to być jeszcze trudniejsze niż ustalenie, kto założył „Solidarność". Może wiele osób naraz poczuło potrzebę używania skrótów. I zamiast napisać: „ten, który powiedział to, wtedy zrobił to i tamto, tu i tam", napisało po raz pierwszy: „łajdak" albo „bydlę".

Jestem pod wrażeniem pewnego wpisu na Facebooku. Otóż Paweł Kukiz, poseł i bardzo znany polityk, prowadzi akcję przeciwko imigrantom. Mogę się z tym zgadzać czy nie, ale jest to w pełni w normie.

Jednak 3 lipca napisał : „Jak można ryzykować przyjęcie w Europie choć jednego z tych dzikusów??? (...) Nawet Ramadanu bydło w Bagdadzie nie uszanowało ! (...) Względem tej swołoczy, która niewinnych ludzi morduje- jestem rasistą" (pisownia oryg.).

W słowniku PWN o słowie „swołocz" czytamy: „pogardliwie o ludziach budzących odrazę swoim zachowaniem lub wyglądem".

Reklama
Reklama

Ilustracją wpisu posła Kukiza było zdjęcie pokrwawionych ofiar zamachu w Bagdadzie, w którym zginęło ponad 200 osób. Można więc zakładać, że parlamentarzysta albo nienawidzi wszystkich Irakijczyków, Arabów, muzułmanów – albo po prostu nic nie rozumie z sytuacji na Bliskim Wschodzie, co dla polityka nie jest najlepszą wizytówką. Pokrwawione ofiary właśnie uszanowały Ramadan, największa część uchodźców ucieka właśnie przed taką swołoczą i tymi dzikusami, którzy mordują niewinnych ludzi. A mordercy odwołujący się do islamu, zwani też islamistami, za nic mają protesty Pawła Kukiza czy Nigela Farage'a i jeśli zechcą znaleźć drogę do Polski, to chyba nie będą płynąć na pontonach z małymi dziećmi.

Opis zamiast epitetu

Nie miałam do tej pory nic przeciwko posłowi Kukizowi, nawet go na tych łamach broniłam kilka lat temu przed czyimś tam „językiem pogardy". Uważam jednak, że w normalnym kraju polityk powinien unikać takich słów, zwłaszcza w odniesieniu do większych zbiorowisk ludzi czy też swoich pojedynczych wrogów politycznych.

Żadne komisje etyki, żadne symboliczne kary niczego nie zmienią – mogą to tylko zmienić ludzie, zwani obywatelami, jeśli będą mieli dość traktowania ich jak idiotów przyglądających się spektaklowi rzucania obelgami na prawo i na lewo. Jeśli ktoś chce mnie do czegoś przekonać, odwołując się do mojej podświadomości lub negatywnych skojarzeń, uważam to za obraźliwe. Wolę opis od epitetu.

Opinie polityczno - społeczne
Niezauważalne sukcesy rządu. Dlaczego ekipa Donalda Tuska sprzedaje tylko złe wiadomości?
Opinie polityczno - społeczne
Na decyzji Andrzeja Dudy w sprawie Roberta Bąkiewicza zyska Konfederacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: „Nasi chłopcy”, nasza prowokacja, nasza histeria
Opinie polityczno - społeczne
Nadciąga polityczny armagedon: Konfederacja i Razem zastąpią PiS i PO
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Pożytki z Karola Nawrockiego
Reklama
Reklama