Powstania umierają dwukrotnie: pierwszy raz, gdy upadają, drugi – gdy popadają w zapomnienie, przestają budzić emocje, dzielić ludzi na ich zwolenników i przeciwników, a historycy nie podejmują już rozważań o towarzyszących im okolicznościach politycznych i militarnych; kto dziś pamięta o powstaniu tkaczy śląskich z czerwca 1844 r.? Co prawda ten zryw nie wstrząsnął podstawami monarchii, ale były powstania nieporównanie większego kalibru, z którymi największe potęgi radziły sobie z największym trudem, ale i tak pamięć o nich jest wątła.
Niezgoda na narzucony siłą porządek społeczny, polityczny, ideologiczny, gospodarczy i siłowa reakcja na ten nieakceptowany stan rzeczy nie są polską specjalnością. Jemieljan Pugaczow porwał za sobą Kozaków dońskich i chłopstwo, omal nie odrywając od Rosji wielkiej połaci kraju, omal nie zrzucając z tronu cara, a jednak po tym powstaniu stłumionym w 1774 r. pozostały krótkie wzmianki w encyklopediach i długi poemat dramatyczny w ośmiu obrazach pióra Siergieja Jesienina (wydanie polskie: 1923 r.).
Powstanie, jakie wzniecił Mahdi w 1881 r., wstrząsnęło podstawami potęgi brytyjskiej, derwisze zwyciężali regularne oddziały armii kolonialnego kolosa. Powstanie to legło u podstaw współczesnej państwowości Egiptu i Sudanu, a jednak pozostały po nim tylko krótkie encyklopedyczne wzmianki.
Na samym początku polskiej państwowości wybuchło powstanie, które na pewien czas zmiotło z tronu monarchę Kazimierza; bunt, jaki wybuchł w 1037 r., miał charakter absolutnie fundamentalny, wymierzony był w nową religię (chrześcijaństwo) narzucaną odgórnie, dosłownie ogniem i mieczem, oraz w feudalne jarzmo narzucane siłą wolnym kmieciom. Rozgrywały się wówczas dantejskie sceny, krew lała się strumieniami, kraj stanął w ogniu. O bohaterach i przywódcach tych wydarzeń opowiadano przez pokolenia, a jednak i te wspomnienia zbladły – nie znamy imion tych ludzi.
Jeżeli w dziejach da się uchwycić jakieś prawidłowości, to wolno pokusić się o prognozę, że kiedyś tak właśnie stanie się z pamięcią o powstaniu warszawskim. Kiedy? Im więcej, im mądrzej (bez „bałwochwalstwa") będziemy je wspominali, tym później to nastąpi – może za kilkaset, może dopiero za tysiąc lat.