Dzieje Marca ‘68 to w wiodącym nurcie polskiej historiografii, a zwłaszcza publicystyki politycznej, historia rozterek ideowych gromady młodych ludzi znanych z nazwiska i fotografii pamiątkowych. Dziesięciu, może 15 osób, które zauważywszy sprzeczność między tym, co słychać, a tym, co widać, zaczęły się domagać, by w komunistycznym filmie, tak jak w hollywoodzkim, nastąpiła jedność dźwięku i obrazu. Gdy czyta się tak wszystkie tegoroczne okazjonalne teksty o Marcu ‘68, rzuca się w oczy, że nawet spośród tego twardego jądra (z któregośmy ponoć wszyscy, i „Solidarność”, i w końcu III Rzeczpospolita) nie każdy jest jednakowo fundamentalny dla losów Polski. Józef Dajczgewand nie może więc liczyć nawet na ułamek zainteresowania przynależnego Adamowi Michnikowi.
Są to może sprawy ważne, szczególnie gdyby Leszek Kołakowski (w co wątpię) zechciał napisać suplement do „Głównych nurtów marksizmu” zatytułowany na przykład „Cierpienia młodego Michnika”. Ale warto, a nawet trzeba pamiętać, że w spontanicznym w dużym stopniu proteście (tezę o prowokacji syjonistycznej albo ubeckiej, co kto woli, odkładam na półkę spiskowej teorii dziejów) przeciwko konfiskacie „Dziadów” wzięło w Polsce udział kilkadziesiąt tysięcy studentów. Zrobili to bez uprzedniego opanowania dialektyki, bez zawracania do młodego Marksa, bez poszukiwania sprzeczności. Tak zwyczajnie. Wprost z życia w PRL poszli na wiec. Wyprowadziło ich na ulicę wychowanie w duchu patriotycznym i tradycji walki z zaborcami. Rozeznanie nabyte bez głębszych studiów porównawczych między teorią i praktyką s o c j a l i z m u . Świadomość, że Polska jest zniewolona i że mija już kolejny wiek, gdy z Moskwy nasyłają najgorszych łotrów stek. Nas nie zaskoczyła interwencja w Czechosłowacji, bo też niczego dobrego po ZSRR się nie spodziewaliśmy.
Jesteśmy teraz, uczestnicy tamtejszych wydarzeń, tylko tłem. Jakimś amorficznym tłumem bez właściwości. Kult, jakim otoczono te kilka osób wokół Adama Michnika, spowodował, że uczciwie rzecz biorąc, należałoby post factum przyznać rację moczarowskiej tezie o manipulacji, jakiej nami dokonano. A na to zgody nie ma! Byliśmy tłumem, ale wiedzionym nie na manowce i nie przez jakieś ideologiczne koncepcje. Byliśmy motywowani najprostszymi uczuciami: patriotyzmem, poczuciem godności ludzkiej i przyzwoitości, zmęczeniem powszechnym kłamstwem oraz odrazą dla ideologii i jej ohydnego języka. Antysemickie hasła napawały nas obrzydzeniem. Zwykłe poczucie sprawiedliwości i wolności dla wszystkich powodowały, że broniliśmy już nie tylko Adam Mickiewicza, ale także Adama Michnika i innych aresztowanych, relegowanych, prześladowanych.
Kiedy sięgam pamięcią, niestety coraz słabszą, do dziedzińca Uniwersytetu Warszawskiego i 8 marca 1968 roku, widzę tam nawet Marka Barańskiego, dzisiejszego naczelnego „Trybuny”. Może był oddelegowany przez ZMS, nie wiem, ale był tak samo narażony na kontakt z „aktywem robotniczym” jak my wszyscy. Widzę Tadzia Witkowskiego, dziś wyklętego lustratora. Agnieszkę Arnold, reżyserkę „Sąsiadów”, Joasię Wiszniewicz, dziś w Żydowskim Instytucie Historycznym, Janka Dworaka, byłego prezesa TVP. Krzysia Zaleskiego, aktora, dyrektora IV programu PR, Marka Malaka, który zrobił najdziwniejszą karierę ze wszystkich, bo jest światowym ekspertem od historycznych zegarów, Jurka Niemczuka, scenarzystę „Rancza”, nieżyjących Janka Walca i Gienia Kloca. Tłum indywidualności, które połączyło coś zupełnie innego niż rozważania nad Waryńskim. Pamiętam strajk okupacyjny w gmachu polonistyki, dwoje profesorów, którzy nam towarzyszyli w nocy, panią prof. Puzyninę i prof. Żółkiewskiego, który przyniósł chleb, słój smalcu i robił bardzo sprawnie kanapki. I plotki, kto z kim i w którym zakamarku, bo byliśmy młodzi i sytuacja także emocjonalnie była niezwyczajna.
Tak, byliśmy nawet bardzo młodzi i bunt miał również charakter pokoleniowy. A także ludyczny. Z moim najbliższym wtedy przyjacielem Markiem Malakiem staraliśmy się być wszędzie tam, gdzie coś się działo. Jak była okazja ganiania się, a nawet bicia z Golędzinowem, trzeba ją było wykorzystać. To wszystko zostało z pamięci o Marcu wyeliminowane. Został tylko Adam Michnik i jego grupa w kontrze do partyjnych dogmatyków. Regresio cum utilitas. To trochę mało.