Nie tylko Juszczenko

Nowy prezydent Ukrainy nie może mieć poczucia, że jest przez Polskę traktowany gorzej niż jego poprzednik – przekonuje publicysta

Publikacja: 21.01.2010 00:23

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha

Foto: Rzeczpospolita

Klęska Wiktora Juszczenki w wyborach prezydenckich na Ukrainie (5,5 proc. głosów wobec ponad 35 proc. dla Wiktora Janukowycza i 25 proc. dla Julii Tymoszenko) została przez niektórych uznana za porażkę polityki wschodniej, promowanej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Według tej wersji Polska postawiła na Juszczenkę, który okazał się przywódcą nieudolnym i który zmarnował olbrzymi kapitał poparcia, jakim cieszył się po pomarańczowej rewolucji.

Pałac Prezydencki zareagował błyskawicznie oznajmiając, że Polska będzie współdziałać z każdym demokratycznie wybranym przywódcą Ukrainy. Prezydencki minister Mariusz Handzlik powiedział, że ma nadzieję, iż oba kraje będą współpracować na rzecz zbliżenia Ukrainy do NATO i Unii Europejskiej.

Problem w tym, że jeżeli wybory wygra Wiktor Janukowycz, Ukraina może zrezygnować z dążeń do NATO i mocno ograniczyć swoje proeuropejskie aspiracje. Może, ale nie musi.

[srodtytul]Polityczny realizm[/srodtytul]

Sromotna przegrana Juszczenki i możliwe zwycięstwo Janukowycza rodzi pytanie ogólniejszej natury: jak bardzo warto personalizować kontakty z państwami, które uważamy za istotne

– zwłaszcza za naszą wschodnią granicą? Jak może się dla nas skończyć przegrana faworyzowanego lidera? I wreszcie, jak postępować wobec przywódców, co do których możemy mieć zastrzeżenia etyczne czy nawet strategiczne, ale którzy rządzą w swoich krajach niepodzielnie?

Ten ostatni dylemat pojawia się zwłaszcza w przypadku naszych relacji na Wschodzie. Na Białorusi autorytarnie rządzi prezydent Aleksander Łukaszenko, kulejąca opozycja jest rozproszona i słaba, a mniejszość polska – znacząca. Drugi przypadek to Gruzja z prezydentem Micheilem Saakaszwilim, oskarżanym o brak rozsądku, brawurę wobec Moskwy i tłamszenie opozycji. Trzeci to Azerbejdżan – kraj ważny z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego Polski, bogaty w gaz i ropę. Formalnie republika prezydencka, faktycznie państwo ześlizgujące się w stronę autorytaryzmu, zdominowane przez prezydenta Ilhama Alijewa, oskarżanego o coraz mocniejsze naruszanie praw człowieka.

Generalną zasadą polskich władz powinno być dbanie o nasz interes strategiczny, co oznacza także bezwzględne stosowanie zasad politycznego realizmu. W brutalnej formie wyraził to niegdyś prezydent USA Franklin Delano Roosevelt pytany o dyktatora Nikaragui Anastasio Somozę: “Może to i sukinsyn, ale nasz sukinsyn”.

Odczytajmy tę deklarację właściwie: nie chodziło o to, że dla Waszyngtonu ważny był akurat Somoza. Ważne, że Nikaraguą rządzi (może i brutalnie) człowiek, który utrzymuje ją w amerykańskiej orbicie wpływów.

[srodtytul]Polityka minimalizmu[/srodtytul]

A jaki jest strategiczny interes naszego kraju? Wokół tej sprawy toczy się ciekawa debata. Minister Radosław Sikorski

w tekście opublikowanym w “Gazecie Wyborczej” tuż przed obchodami 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej skrytykował politykę, którą określił jako “jagiellońską”, w zamian proponując politykę “piastowską”. Szef MSZ dokonał jednak pewnego nadużycia. Pojęcia te należy bowiem odczytywać wyłącznie w kontekście aktualnego sporu politycznego. Przez politykę “jagiellońską” rozumiał Sikorski politykę promowaną przez obóz prezydencki. Przez politykę “piastowską” – politykę, jaką sam promuje, a którą Marek A. Cichocki trafnie określił jako politykę minimalizmu.

Zgodnie z polityką minimalizmu powinniśmy ograniczyć nasze zaangażowanie na Wschodzie. Po pierwsze dlatego, że nie mamy wystarczających środków, aby prowadzić tam skuteczną politykę. Po drugie ze względu na to, że liderzy tacy jak Juszczenko albo Saakaszwili nie są odpowiednimi partnerami. Po trzecie dlatego, że znacznie lepiej będziemy mogli pilnować naszych interesów, skutecznie działając w UE.

Krytyka takiego podejścia zajęłaby dużo miejsca – zresztą “Rzeczpospolita” opublikowała wiele tekstów na ten temat. Mówiąc w skrócie, prowadzenie intensywnej polityki wschodniej jest wyborem strategicznym, wynikającym ze stałych i niezmiennych uwarunkowań geopolitycznych. Uznawanie tej polityki za przeżytek i nadmierne obciążenie dla naszego państwa dowodzi niezrozumienia strategicznego interesu Polski.

Co więcej, na interesującym nas obszarze działają i inni, silniejsi od nas, gracze – przede wszystkim Niemcy (nie przejmując się deklaracjami o wspólnej polityce zagranicznej UE), Rosja i USA. Czy mamy pozostawić całą inicjatywę w ich rękach?

[srodtytul]Punkty oporu [/srodtytul]

Wszystkie cztery wymienione kraje są ważne dla Polski z podobnych powodów. Stanowią część obszaru, który Rosja lubi określać jako “obszar swoich uprzywilejowanych interesów”, czyli strefę wpływów. Mają znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego, a w przypadku Ukrainy i Białorusi, naszych bezpośrednich sąsiadów, także tego twardego, militarnego. We wszystkich przypadkach Polska powinna zatem działać pragmatycznie i taki właśnie kurs zaproponowali i minister Sikorski, i prezydent Kaczyński.

Ten pierwszy przeciwstawiał się radykalnym pomysłom dotyczącym izolowania Białorusi. To dobra koncepcja, gdy się rozumie, że Łukaszenko, choć de facto dyktator, jest jedynym twardym punktem oporu przeciwko stoczeniu się Białorusi w objęcia Moskwy. Jego motywacja jest jak najbardziej pragmatyczna i osobista: chce ocalić osobiste wpływy i przywileje, a także zapewne własne bezpieczeństwo. Jednym z probierzy napiętych stosunków między Rosją a Białorusią są nie tylko powtarzające się spory o energię, ale także fakt, iż mimo nacisków Kremla Mińsk wciąż nie uznał niepodległości Abchazji i Osetii Południowej.

Kłopotem w pragmatycznym podejściu do Białorusi jest konieczność zadbania o interesy mniejszości polskiej. Bo co do sił i zdolności demokratycznej opozycji, trudno mieć złudzenia, choć oczywiście żaden polski rząd głośno tego powiedzieć nie może.

Polityka bardziej nawet marchewki niż kija, jaką proponował Radosław Sikorski, jest zatem zgodna z polskim interesem i realistyczna, choć konieczne jest utrzymywanie delikatnego balansu pomiędzy naciskiem a przynętami. Jedno jest jasne: bezwzględna izolacja Białorusi nie leży w polskim interesie.

Prezydent Lech Kaczyński postawił na Micheila Saakaszwilego, choć musiał wiedzieć, że postępowanie gruzińskiego prezydenta wobec rosyjskiego zagrożenia nie było roztropne, a do przestrzegania przez niego reguł demokracji można mieć wiele zastrzeżeń. Jednak Saakaszwili pozostaje dzisiaj jedynym gwarantem zdecydowanego oporu Gruzji przeciwko rosyjskiej dominacji, a konsekwentne wciąganie tego kraju w zachodnią orbitę wpływu z całą pewnością jest w polskim interesie.

[srodtytul]Gra o sumie zerowej[/srodtytul]

Dokładnie te same zasady powinniśmy zastosować wobec Ukrainy z nowym prezydentem. Jeżeli wygra Julia Tymoszenko, Ukrainie pozostanie delikatny prozachodni rys, motywowany ideowo. Jeżeli Janukowycz – będziemy mieli do czynienia z przywódcą skrajnie pragmatycznym. Tym ważniejsze będzie, aby upewnić nowego prezydenta, że na Zachodzie otwierają się dla niego konkretne, atrakcyjne możliwości.

Rząd Donalda Tuska dotąd prowadził chwiejną politykę wobec Ukrainy. Premier i minister Sikorski wiele razy się skarżyli – niebezzasadnie – na brak wzajemności wobec gestów, jakie wykonywała strona polska, na panujący na Ukrainie chaos i wreszcie na brak zdecydowania co do strategicznego kursu Kijowa.

Wszystko to prawda. Ale na podstawowym poziomie gra o Ukrainę to gra

o sumie zerowej: Ukraina skręci w jedną albo w drugą stronę. Jeśli w żądaniach wzajemności, w krytycznym ocenianiu postępów ukraińskiej demokracji posuniemy się zbyt daleko, Kijów oprze się na Moskwie. To zaś dla polskich interesów strategicznych byłaby klęska.

[srodtytul]Partnerem jest ukraińskie państwo[/srodtytul]

Co zatem robić? Trzeba pamiętać, że wbrew górnolotnym frazesom, Ukraina i – generalnie – kierunek wschodni to obszar, na którym nie tylko nie ma mowy o jakiejkolwiek wspólnej polityce zagranicznej UE, ale przeciwnie – interesy niektórych państw członkowskich wydają się diametralnie różnić.

Nowy prezydent Ukrainy nie może mieć poczucia, że jest przez Polskę traktowany gorzej niż jego poprzednik. Przeciwnie, nasz kraj tym bardziej powinien pokazać, że partnerem jest dla nas ukraińskie państwo, niezależnie od tego, kto stoi na jego czele. Zresztą może się okazać (choć to hipoteza), że w przypadku Janukowycza zadziała nie zawsze się sprawdzająca polityczna zasada, iż najtrudniejsze zmiany najłatwiej przeprowadzić przywódcom pozornie od nich jak najdalszym (do normalizacji stosunków USA z Chinami doprowadziła republikańska administracja Richarda Nixona).

Kto wie, czy to pragmatyk Janukowycz nie okaże się tym, który zwróci Ukrainę jednoznacznie w stronę Zachodu. O ile oczywiście uzna, że to się opłaca jego krajowi, jemu osobiście oraz grupie ludzi z nim powiązanych. Brzmi to cynicznie, ale taka jest międzynarodowa gra.

W interesie Polski leży więc pokazanie nowemu prezydentowi, kimkolwiek się okaże, że po naszej stronie czekają na niego profity nie mniejsze niż po stronie Kremla.

[i]Autor jest publicystą dziennika “Fakt”[/i]

Klęska Wiktora Juszczenki w wyborach prezydenckich na Ukrainie (5,5 proc. głosów wobec ponad 35 proc. dla Wiktora Janukowycza i 25 proc. dla Julii Tymoszenko) została przez niektórych uznana za porażkę polityki wschodniej, promowanej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Według tej wersji Polska postawiła na Juszczenkę, który okazał się przywódcą nieudolnym i który zmarnował olbrzymi kapitał poparcia, jakim cieszył się po pomarańczowej rewolucji.

Pałac Prezydencki zareagował błyskawicznie oznajmiając, że Polska będzie współdziałać z każdym demokratycznie wybranym przywódcą Ukrainy. Prezydencki minister Mariusz Handzlik powiedział, że ma nadzieję, iż oba kraje będą współpracować na rzecz zbliżenia Ukrainy do NATO i Unii Europejskiej.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?