Dworacy w obłędzie

Dziennikarska odnoga „salonu" zawsze miała inklinacje do mentalności sienkiewiczowskiego Kalego, ale w chwilach zaostrzania się walki politycznej jej dwulicowość przekracza granice śmieszności – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 16.02.2010 08:43 Publikacja: 15.02.2010 19:09

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/02/15/dworacy-w-obledzie/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Kilka oczywistych uwag na temat dziennikarstwa dworskiego, rzuconych na papier przez mojego redakcyjnego kolegę Igora Janke 3 lutego, wywołało pomruki oburzenia wymienionych przez niego redaktorów. Rafał Kalukin z "Gazety Wyborczej" wytłumaczył , że jego komentarz, rozpoczęty wyznaniem, iż "tak po ludzku" Donald Tusk mu zaimponował, był w istocie głęboko zdystansowany do premiera i obiektywny, a nawet krytyczny. Również Mariusz Janicki z "Polityki" zapewnił, że wraz z Wiesławem Władyką i całą redakcją "patrzą władzy na ręce". A to, że przy okazji ją po tych rękach gorliwie całują, wynika tylko z faktu, że rachunek jej zalet i wad "wciąż jest zdecydowanie na plus".

[srodtytul]Czy Tusk nadal musi? [/srodtytul]

Cóż, gładkie słowa, łatwiej by je było puścić mimo uszu, gdyby Janicki nie posunął się do deklaracji: "Mamy do Platformy na pewno bardziej krytyczny stosunek niż kiedyś publicyści IV RP wobec Kaczyńskiego, kiedy ten był u władzy. Nie podzielamy choćby obecnego ostatnio patetycznego tonu w rodzaju: premier Tusk kandydował – świetnie, nie kandyduje – genialnie".

Czyżby? W sierpniu ubiegłego roku Janicki i Wiesław Władyka zamieścili tekst pod znamiennym tytułem "Tusk nadal musi", w którym dowodzili, jak bardzo konieczne jest, aby obecny premier stanął do wyborów prezydenckich i je wygrał. Czy widzieli państwo, by ostatnio tę tezę podtrzymywali?

A może milczenie wynika z faktu, że współautor politycznych wstępniaków tygodnika Wiesław Władyka został brutalnie, choć może niechcący, zlustrowany przez swego redakcyjnego kolegę Jacka Żakowskiego? W telewizyjnej dyskusji po filmie "Towarzysz generał" Żakowski odmówił prawa głosu śp. profesorowi Wieczorkiewiczowi, gdyż w latach 80. zamieścił był on kilka artykułów w tygodniku "Tu i teraz", który – cytuję Żakowskiego z pamięci – utworzony został po to, żeby "spacyfikować inteligencję".

To zabawne, ale w tygodniku owym, kierowanym przez Kazimierza Koźniewskiego, bardzo ważną postać dla "Polityki" (jak dziś wiadomo, także wieloletniego, cennego tajnego współpracownika SB), Władyka nie tylko publikował, ale bodaj wręcz tam pracował. Ciekawe, jak Żakowski godzi swe obrzydzenie dla śp. Wieczorkiewicza z zapraszaniem człowieka, który "pacyfikował" polską inteligencję, co piątek do swego programu radiowego?

[srodtytul]Czy Wałęsa był antysemitą? [/srodtytul]

Wyciągam te drobiazgi dlatego, że są charakterystyczne. Dziennikarska odnoga "salonu" zawsze miała silne inklinacje do mentalności sienkiewiczowskiego Kalego, ale w chwilach zaostrzania się walki politycznej jej dwulicowość przekracza granice śmieszności. Środowiska, które pouczały, jak niegodną rzeczą jest "lustrowanie" życiorysów osób publicznych, nagle same sięgają po argument z życiorysów i niegdysiejszej przynależności do PZPR.

Szczytem wszystkiego było zachowanie we wspomnianej dyskusji redaktora Wojciecha Mazowieckiego, który chcąc bronić Jaruzelskiego za wszelką cenę, zapędził się w relatywizowanie antysemickich czystek, jakich w tzw. ludowym wojsku dokonywał towarzysz generał. Mazowiecki się upierał, że ich zakres wcale nie był taki wielki, a wielu z usuniętych pod pretekstem "odżydzania" w istocie wcale Żydami nie było.

Odkładając na bok pytanie, dlaczego niby miałoby to umniejszać winę Jaruzelskiego, odnotujmy, że nawet grzech antysemityzmu, wydawałoby się, stanowiący szczególną obsesję michnikowszczyzny, może być przez nią wyrozumiale rozgrzeszany, jeśli dotyczy swoich. Co do generała zresztą, nie jest to wielka nowość. Jeśli publicyści tak niezwykle wyczuleni na najlżejsze nawet sympatie "endeckie" udali, że nie zauważyli wywiadu, w którym Jaruzelski opowiadał "Myśli Polskiej" o noszonym za młodu mieczyku Chrobrego i o swym podziwie dla Romana Dmowskiego, to znaczy, że szef WRON jest dla nich ponad wszelką krytyką.

Jaruzelski nie jest tu wyjątkiem. Tropiciele antysemityzmu nie chcą dziś pamiętać, jak u zarania III RP pracowicie kolekcjonowali dowody antysemityzmu Wałęsy, jak demaskowali, iż środowisko Geremka – Michnika – Kuronia nazywa on "żydostwem", i alarmowali świat, że po władzę sięga ksenofob, który mówi o sobie, że jest "stuprocentowym Polakiem".

Zagorzali demaskatorzy "homofobii" nie pamiętają mu z kolei, jak publicznie zapraszał "Lecha Kaczyńskiego z żoną i Jarosława Kaczyńskiego z mężem". Nie budzi też ich sprzeciwu, gdy Janusz Palikot pisze o pośladkach Zbigniewa Ziobry i imputuje mu homoseksualizm, choć, jak sam przyznaje, nie udało mu się na to znaleźć żadnych dowodów. Podobnie jak swego czasu nie spotkał się z żadnym sprzeciwem opublikowany w "Gazecie Wyborczej" obrzydliwy tekst Kazimierza Kutza "demaskujący" Ziobrę i Kaczyńskiego jako parę homoseksualnych kochanków.

Oburzenie obrońców kobiet kierowane jest także nieodmiennie tylko przeciwko politycznym przeciwnikom establishmentu. Stwierdzenie, że minister nie powinna się w sejmowej debacie zasłaniać podwładną w zaawansowanej ciąży, wywołało – kto jeszcze pamięta? – niewiarygodną burzę. Ale sugestia Palikota, że Anne Applebaum powinna jako żona ministra siedzieć w domu przy garach, zamiast pracować w swym zawodzie, przejdzie na pewno niezauważona, jak przeszły inne jego – by użyć postępowej nowomowy – "seksistowskie" wybryki w rodzaju zapraszania dziennikarek na wywiad "nago i po trzech butelkach wina".

[srodtytul]Czy Merkel prosiła premiera? [/srodtytul]

Powie ktoś, że to problem, który mają ze swym sumieniem propagandyści jedynie słusznej władzy. Odpowiem: wiarygodność mediów, poziom publicznej debaty to jeden z parametrów wyznaczających jakość demokracji. Żywiołowa krucjata – czy raczej antykrucjata – establishmentowych mediów przeciwko szeroko rozumianej opozycji, w której wszystko, co pozostaje poza jedynie słusznym towarzystwem, miało zostać napiętnowane jako "pisowskie", a potem wypalone do gruntu, przyniosła polskiej demokracji ogromne, wymierne szkody.

Te szkody wyrażają się nie tylko rozpanoszeniem w mediach, pragnących uchodzić za opiniotwórcze, propagandy i manipulacji. Z jednej strony mamy dziennikarstwo polegające na zapraszaniu prominentnych postaci establishmentu po to, aby im na oczach widzów kadzić i broń Boże nie dopuścić do konfrontacji z ich krytykami ani nie zadać jakiegokolwiek trudnego pytania. Z drugiej – medialne nagonki na ludzi establishmentowi wrogich, z zastosowaniem wszystkich znanych sposobów zohydzania i poniżania.

W zaangażowaniu licznych mediów za władzą, a przeciwko opozycji – wykraczającym poza bieżącą politykę, bo idzie tu też o narzucenie jedynie słusznej ideologii i wizji historii – podważone zostały nawet oczywiste fakty. A ściślej, nie tyle podważone, ile zrelatywizowane.

Nie chodzi mi tu nawet o prostą obłudę komentarzy, w których, na przykład, raz decyzje prokuratury – gdy, powiedzmy, postawi ona jakieś zarzuty CBA – są wyroczniami obiektywnej prawdy, a dwa dni później, gdy umorzy ona postępowanie w sprawie rzekomych "nacisków" PiS, okazuje się, że "sądy sądami", ale musi być po naszemu. Rzecz idzie dalej. Fakt, jak w powieści Orwella, nie ma znaczenia. Ważne jest, kto go zauważa i z jakich pozycji.

Przykładem służy ten sam numer "Polityki", w którym wspomniany już Janicki zapewnia, iż nie jest dworskim dziennikarzem Tuska. W rubryce "Polityka i obyczaje", na ostatniej stronie, gdzie przedstawia się rozmaite absurdy i kurioza, umieszcza redakcja cytat z wypowiedzi profesor Jadwigi Staniszkis, która mówi, że, być może, do rezygnacji z udziału w wyborach prezydenckich namawiali Tuska jacyś przywódcy europejscy.

Gdy taką myśl wyraziła profesor Staniszkis, pracownicy "Polityki" potraktowali ją jako niedorzeczną i wartą umieszczenia wśród nonsensów. Ale prawie to samo, powołując się na "dobre źródła", napisała "Gazeta Wyborcza". I tam informacja, że o pozostanie premierem prosiła jakoby Tuska "od wielu miesięcy" Angela Merkel, już nie jest absurdem, przeciwnie – dowodem na to, jak bardzo nasz ukochany przywódca jest ceniony przez unijnych wielkich!

[srodtytul]Czy Jaruzelski wybronił Kuronia? [/srodtytul]

Takich przykładów jest więcej. Obrońcom Jaruzelskiego wolno opowiadać, że Jaruzelski osobiście wybronił Kuronia przed służbą wojskową, bo w ich ustach jest to dowód, że Jaruzelski jest i zawsze był super. Ale ten sam fakt przywołany przez Radio Maryja wywołał kiedyś wściekłość, bo jak można sugerować, że między komunistami a ich późniejszymi partnerami od Okrągłego Stołu była od zawsze jakaś więź?!

Jeśli nawet fakty wolno przywoływać tylko niektórym, a inni za to samo są atakowani, to trudno o bardziej dobitny dowód, do czego doszły media, których głównym i jedynym celem jest tępienie wrogów środowisk, które się w III RP dobrze ustawiły.

I dlatego, proszę wybaczyć, uważam, że warto wciąż o tym pisać, choć wskazywanie kolejnych kłamstw i manipulacji wydawać się może robotą nudną i niewdzięczną.

[ramka][srodtytul]Pisał w opiniach[/srodtytul]

[i][b]Igor Janke[/b][/i]

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/428364.html]Kategoria: dziennikarstwo dworskie[/link][/b]

[i]3 lutego 2010[/i][/ramka]

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/02/15/dworacy-w-obledzie/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Kilka oczywistych uwag na temat dziennikarstwa dworskiego, rzuconych na papier przez mojego redakcyjnego kolegę Igora Janke 3 lutego, wywołało pomruki oburzenia wymienionych przez niego redaktorów. Rafał Kalukin z "Gazety Wyborczej" wytłumaczył , że jego komentarz, rozpoczęty wyznaniem, iż "tak po ludzku" Donald Tusk mu zaimponował, był w istocie głęboko zdystansowany do premiera i obiektywny, a nawet krytyczny. Również Mariusz Janicki z "Polityki" zapewnił, że wraz z Wiesławem Władyką i całą redakcją "patrzą władzy na ręce". A to, że przy okazji ją po tych rękach gorliwie całują, wynika tylko z faktu, że rachunek jej zalet i wad "wciąż jest zdecydowanie na plus".

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką