Stosunek mediów do gabinetu Donalda Tuska nie różni się niczym od tego, jak media przez ostatnich 18 lat traktowały każdy nowy rząd. Zatem twierdzenia, że media traktują gabinet Tuska w wyjątkowy, nader pobłażliwy sposób, jest wielkim nieporozumieniem.
Na początku urzędowania każdy nowy rząd cieszy się podwyższonym zaufaniem społecznym i ma pewną taryfę ulgową nie tylko u mediów, ale przede wszystkim u obywateli. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Zwłaszcza że sondaże wskazują, iż ok. 50 proc. Polaków wciąż wierzy w dobre intencje obecnej koalicji. Oczywiście można dyskutować, czy to dobrze czy źle, że media podążają za gustami ludzi, ale jest faktem bezspornym, iż nie dotyczy to wyłącznie Donalda Tuska. Podobnie było z rządem Kazimierza Marcinkiewicza, który w pierwszym okresie urzędowania cieszył się ogromnym poparciem społecznym, a co za tym idzie – przychylnością mediów.
Błędem jest natomiast analizowanie stosunku mediów do nowo powołanego gabinetu Tuska z ich stosunkiem do zrekonstruowanego gabinetu Jarosława Kaczyńskiego. Rząd Kaczyńskiego nie był rządem nowym, lecz zrekonstruowanym. Premier Kaczyński przyszedł jako następca cieszącego się wielką sympatią (nieważne, czy z powodu swojego uroku osobistego, czy dobrego PR) Kazimierza Marcinkiewicza.
A nie oszukujmy się, w oczach opinii publicznej Jarosław Kaczyński nigdy nie był człowiekiem ciepłym, co przysparzałoby mu sympatyków. Co więcej, zmiana ta dla większości społeczeństwa była niezrozumiała i niejasna, bo nie było żadnej afery czy kompromitującego zdarzenia, w którego wyniku Marcinkiewicz musiałby odejść.
Premier Kaczyński objął rządy dziewięć miesięcy po wyborach, kiedy także nastroje społeczne były już nieco inne. W takiej sytuacji trudno o taryfę ulgową.