Przyglądam się bardzo uważnie rządowi premiera Donalda Tuska, z przyczyn oczywistych ze szczególnym uwzględnieniem działalności ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Przede wszystkim chciałbym wyrazić wielkie uznanie dla nowego ministra sprawiedliwości.
Przyjmując ministerialną tekę, podjął się niezwykle trudnego zadania przede wszystkim dlatego, że nie miał doświadczenia administracyjnego. Był znakomitym wykładowcą akademickim, profesorem prawa oraz czynnym adwokatem, a teraz wszedł w rolę, do której musi się dostosowywać, której tak naprawdę dopiero się uczy. I muszę przyznać, że robi to naprawdę dobrze.
Już po tych trzech miesiącach da się bowiem zauważyć, że minister Ćwiąkalski prowadzi politykę państwową w zakresie wymiaru sprawiedliwości tak, jak powinno się ją prowadzić, czyli z umiarem, wyczuciem, bez agresji i, co chyba najważniejsze, w porozumieniu z autorytetami prawniczymi, na których doświadczeniu i dobrej woli minister nie obawia się polegać.
Tego właśnie zdecydowanie brakowało poprzednikowi, który lekceważył opinie środowisk prawniczych, z góry zakładając, że są podyktowane interesem poszczególnych korporacji. Tymczasem było i jest całkiem inaczej. Adwokatura zawsze była propaństwowa. Zawsze zależało jej na tym, by państwo i wymiar sprawiedliwości funkcjonowały w interesie obywatela. I zawsze z tą właśnie myślą, my, adwokaci formułowaliśmy nasze opinie. W tej chwili zaś widzę, że rząd i minister sprawiedliwości postępuje właśnie tak, by wymiar sprawiedliwości służył człowiekowi.
Co do konkretnych rozwiązań, proponowanych przez ministra Ćwiąkalskiego, z pewnością na uwagę zasługuje najnowsza propozycja, opisywana niedawno przez „Rzeczpospolitą”, dotycząca wprowadzenia limitów przyjęć na aplikacje adwokackie, radcowskie i notarialne.