Ryzyko – najlepsza droga do sukcesu

W biznesie, inaczej niż w sporcie, trzeba zacząć od oswojenia się z porażką. W najbardziej rozwiniętych gospodarkach rozumie się doskonale, że klęska jest warunkiem sukcesu – pisze prezes Giełdy Papierów Wartościowych

Aktualizacja: 10.07.2008 01:27 Publikacja: 10.07.2008 01:26

Ryzyko – najlepsza droga do sukcesu

Foto: Rzeczpospolita

Red

Rozmawiałem niedawno w Dolinie Krzemowej z właścicielem firmy technologicznej. Dyskusja nie była zdawkowa. Mój rozmówca był wyraźnie zainteresowany osiągnięciami naszego rynku kapitałowego, a zwłaszcza tym, że potrafi on finansować stosunkowo nieduże projekty inwestycyjne.

W tej atmosferze pytanie, które zadałem: co by się musiało stać, żeby w Polsce powstała taka mała krzemowa dolinka, nie zabrzmiało niestosownie. Mój rozmówca zamyślił się i odpowiedział: „Zlecam część produkcji w Tajlandii, a część w Szwecji. Chyba nie macie nic, co mogłoby mnie skłonić do umieszczenia jej w Polsce”. Pomyślał jeszcze chwilę i dodał: „Zaraz, chyba powinniście mieć niezły system edukacyjny i mnóstwo wykształconych ludzi. To mogłoby być interesujące”. Sądzę, że się mylił.

W biznesie liczą się przede wszystkim kreatywność, odkrywczość i innowacje. To one tworzą wartość przedsiębiorstwa

Dziś na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie po raz pierwszy zostanie publicznie zaprezentowany raport na temat stanu kapitału intelektualnego w Polsce. Powstał on z inicjatywy rządu. Został opracowany przez specjalistów i ekspertów z różnych dziedzin.

Raport ten sam w sobie już jest sukcesem, i wcale nie dlatego, że zawiera optymistyczne i budujące treści. Przeciwnie, pokazuje niepokojący obraz. Właśnie dlatego doprowadzenie do końca tego dzieła, będącego przecież zapowiedzią i podstawą działań, których celem jest poprawa sytuacji w zakresie fundamentów kapitału intelektualnego, jest sukcesem. Nieczęsto przecież się zdarza, by politycy z własnej inspiracji i potrzeby przyczyniali się do dzieła powstania, które nie pokazuje, że jest dobrze, nie pokazuje, że wprawdzie są problemy, ale na ogół idzie nam świetnie, lecz – że po prostu jest źle.

Źle jest z systemem edukacyjnym. Nie jest on zbudowany tak, by kształcić młodzież na wysokim poziomie czy raczej dokształcać ją. Dziś młody człowiek kształci się, wykorzystując różne źródła – jest zanurzony w środowisku telewizyjno-internetowym, w dodatku środki masowego przekazu i informacji podlegają technicznej konwergencji i ułatwiają korzystanie z nich. W takim środowisku tradycyjnie rozumiany system edukacyjny musi być szczególnie dobry, by do procesu spontanicznej edukacji móc dodać coś istotnego.

Źle jest także ze szkolnictwem wyższym. Napisano i powiedziano o tym wiele. Tym, co szczególnie dotyczy biznesu, jest słaby przepływ wiedzy między światem nauki a światem gospodarki. I nie wynika on, moim zdaniem, ze szczupłości środków, jakimi dysponuje nauka. Mam wrażenie, że pieniądze, które krążą w ramach instytucji naukowych, są wydawane z dużym pożytkiem dla pracujących tam ludzi (zapewne nie wszystkich), lecz z niedostatecznym pożytkiem dla wzrostu gospodarczego.

Owszem, także obrót gospodarczy nie w pełni wykształcił mechanizmy pozwalające na czerpanie z badań naukowych. Prawdopodobnie brakuje zrozumienia – i to po obu stronach – że pieniądze wydawane z większym sensem i w większej symbiozie między badaniem a zastosowaniem, wzbogacałyby obie strony tej relacji.

Wśród ponad 400 przedsiębiorstw notowanych na obu rynkach giełdy warszawskiej jest kilkanaście – niestety zaledwie kilkanaście – przykładów spektakularnej, bo wybitnie produktywnej, współpracy na tym polu.

Dlatego też nieprzypadkowo to GPW zaangażowała się w projekt wzmacniania zasobów w postaci kapitału intelektualnego w Polsce. Rynek giełdowy – fenomen w banalnie prosty sposób zamieniający społeczeństwo konsumentów w społeczeństwo inwestorów i właścicieli – potrzebuje wyróżnienia się na tle wielu innych rynków konkurujących o kapitał inwestycyjny. Od jego napływu, a co więcej, jak dziś widzimy wyraźnie, od swoistej lojalności tego kapitału zależy nie tylko rozwój wielu polskich przedsiębiorstw, ale także pomyślność całej gospodarki i społeczeństwa.

Dlatego potrzebny jest wyraźny sygnał, że w Polsce stawia się na tworzenie i wykorzystywanie kapitału intelektualnego. Bez niego nie ma innowacyjności. A bez innowacyjności nie ma przewagi konkurencyjnej – najbardziej atrakcyjnej dla inwestorów, bo względnie trwałej.

Polska giełda, jako skupiająca elitę biznesu krajowego i międzynarodowego, musi postawić na innowacyjność notowanych na niej firm, jeżeli chce naprawdę umacniać swoją pozycję jako giełdy o znaczeniu regionalnym.

Na rynku publicznym jest na to stosunkowo prosty sposób (choć jest on raczej prosty w koncepcji, a trudniejszy w wykonaniu). Trzeba obudzić wrażliwość inwestorów na ten aspekt działalności firm. Jeżeli inwestorzy zaczną zwracać uwagę na innowacyjność spółek wycenianych na GPW, i uwzględniać ją w swoich decyzjach, firmy dostosują się do oczekiwań rynku. Widzialna czy niewidzialna ręka rynku naprawdę czasami istnieje.

O innowację w biznesie, taką prawdziwą, oryginalną, a nie będącą efektem kopiowania, nie jest wcale łatwo. Podejście innowacyjne funkcjonuje najlepiej tam, gdzie sprzyja mu społeczna atmosfera, która tego rodzaju zachowania wyróżnia i podnosi do rangi wzorca. Bariery utrudniające odniesienie światowego sukcesu bywają niematerialne i niefinansowe. Przegrywamy w piłkę, bo nie mamy odpowiedniej psychiki – mentalności zwycięzców.

Ale w biznesie, inaczej niż w sporcie, trzeba zacząć od oswojenia się z porażką, a może nawet polubienia jej. W najbardziej rozwiniętych gospodarkach rozumie się doskonale, że porażka czy klęska nawet jest warunkiem sukcesu. Oznacza to akceptację dla poszukiwań, prób, błędów i niepowodzeń. Bo takie próby zazwyczaj zwiększają szanse wejścia na drogę prowadzącą do innowacji, do wytyczenia nowych rozwiązań w biznesie.

W Polsce, ale może nie tylko w Polsce, lecz w ogóle w Europie, dominuje obawa przed porażką i przed ryzykiem. Dlatego ryzyko się dławi, zamiast traktować je jako instrument rozwoju. Chyba między innymi dlatego strategia lizbońska, zakładająca, że Europa dopędzi Amerykę i zostanie najbardziej konkurencyjną gospodarką świata (kiedy to miało nastąpić? w 2010 roku?), stała się przedmiotem żartów.

Ale w Polsce dochodzi do tego jeszcze jeden czynnik, chyba dla nas specyficzny. W Polsce miarą sukcesu jest liczba zawistników i mądrali znajdujących zadowolenie w analizowaniu i obnażaniu ograniczonego wymiaru sukcesu innych. W pewnym sensie mają oni rację, bo sukces rzadko jest pełny i bezdyskusyjny. Ale towarzyszące temu emocje stanowią jedną z istotniejszych barier rozwoju w gospodarce, administracji publicznej, nauce, a pewnie i w innych dziedzinach. Obawiam się, że to istotny czynnik powodujący, że system wyławiania, promowania i premiowania talentów nie działa tak, jak by mógł.

W Polsce powinny zatem zostać uruchomione i spopularyzowane mechanizmy motywujące ludzi do podejmowania ryzyka, ponoszenia porażek, nawet tych generujących poważne koszty, a także mechanizmy kreowania na bohaterów zbiorowej wyobraźni tych, którzy osiągnęli sukces zawodowy. To zapewni należną społeczną atencję dla kapitału intelektualnego, jego rozwijania i umacniania.

Tak, kapitał intelektualny to podstawa rozwoju. Mówienie o gospodarce opartej na wiedzy też nie jest tylko sloganem. W biznesie, na rynku, potrzebne są też konkretne miary tego kapitału, jeżeli nie ma to być tylko publicystyką.

Giełda warszawska rozpoczyna właśnie nowatorski – w wymiarze światowym – projekt opracowania reguł raportowania o kapitale intelektualnym przez spółki giełdowe. Dzięki temu inwestorzy otrzymają wiarygodne i porównywalne dane o tych składnikach wartości przedsiębiorstwa, które znajdują się poza nieruchomościami, maszynami i zawartymi już kontraktami. Adam Smith, pisząc o bogaceniu się narodów, myślał pewnie raczej o maszynach, surowcach, budynkach i okrętach, dziś jednak każdy przedsiębiorca w Dolinie Krzemowej wie, że aktywa te są niemal nieważne. Że przede wszystkim liczą się kreatywność, odkrycia i innowacje. To one tworzą przyszłą wartość przedsiębiorstwa.

Autor jest prezesem Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie i przewodniczącym rady nadzorczej Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych. Ma tytuł doktora nauk prawnych i radcy prawnego. Prezes Zarządu Głównego Zrzeszenia Prawników Polskich

Rozmawiałem niedawno w Dolinie Krzemowej z właścicielem firmy technologicznej. Dyskusja nie była zdawkowa. Mój rozmówca był wyraźnie zainteresowany osiągnięciami naszego rynku kapitałowego, a zwłaszcza tym, że potrafi on finansować stosunkowo nieduże projekty inwestycyjne.

W tej atmosferze pytanie, które zadałem: co by się musiało stać, żeby w Polsce powstała taka mała krzemowa dolinka, nie zabrzmiało niestosownie. Mój rozmówca zamyślił się i odpowiedział: „Zlecam część produkcji w Tajlandii, a część w Szwecji. Chyba nie macie nic, co mogłoby mnie skłonić do umieszczenia jej w Polsce”. Pomyślał jeszcze chwilę i dodał: „Zaraz, chyba powinniście mieć niezły system edukacyjny i mnóstwo wykształconych ludzi. To mogłoby być interesujące”. Sądzę, że się mylił.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska