Zamiast napawać się obiecaną drugą Irlandią Tuska (przedtem mieliśmy równie ambitne i równie niezrealizowane projekty – drugą Polskę Gierka i drugą Japonię Wałęsy), martwimy się, czy oby nie przydarzy się nam druga Islandia. Można jednak powiedzieć, że to tylko pech, ogólny światowy kryzys finansowy, na który nie mogą mieć wpływu nasi wybitni specjaliści. Nic tu nie pomoże ani profesura bez doktoratu, ani licencjat z Oksfordu, ani nawet tytuł magistra z historii zdobyty na czołowym uniwersytecie pomorskiej Ligi Bluszczowej, zwłaszcza kiedy wokół sieje zamęt niewykształcony, anachroniczny i archaiczny prezydent.
[srodtytul]Ekspresja całym ciałem[/srodtytul]
Co jednak z polityką miłości? Miłość można przecież uprawiać także w czasach bessy, bez autostrad, podatku liniowego i emerytury pomostowej. Proklamowanie miłości jako zasady metapolitycznej po pokonaniu kaczyzmu słusznie uwzględniało rolę emocji i uczuć w polityce. Dwie modne teorie (które głoszą, że polityka polega albo na deliberacjach, w których dochodzimy do rozumnego konsensu, albo na chłodnej kalkulacji interesów i racjonalnym wyborze najbardziej stosownych środków i strategii) w niedostatecznym stopniu uwzględniają, że polityka to także sprawa serca i trzewi. A także genitaliów, i to nie tylko w przypadku polityków genderowych i Samoobrony. Max Weber, który twierdził kiedyś, że politykę robi się głową, a nie inną częścią ciała, popadł w idealizm, zapewne pod wpływem fryburskiego i marburskiego neokantyzmu.
W praktyce politykę często robi się całym ciałem, wyrasta ona z odruchów: żądzy władzy, lęku, odrazy i zmysłowego pociągu, euforii i przygnębienia, miłości i nienawiści. W spokojniejszych czasach są one powściągane, stłumione i kontrolowane, w czasach napięć silniej dochodzą do głosu. Liczy się także cielesny przekaz, cielesna ekspresja. Szczególnie w naszej medialnie sterowanej demokracji masowej. Ważne jest, czy ciało jest stare czy młode, szczupłe czy przysadziste, jak ułożone są ręce i gdzie wędruje wzrok. Kryteria bywają historycznie zmienne – dziś już tak bardzo nie przeszkadza kolor skóry Obamy, ale gdyby był nie tylko czarny, ale i gruby, miałby o wiele mniejsze szanse.
Istnieją zbiorowości, w których emocje w polityce liczą się szczególnie. Należą do nich Polacy, których niezwykle łatwo wzruszyć do łez, ugłaskać dobrym słowem, oburzyć złym, doprowadzić do wrzenia, uniesienia, ekstazy miłości i wybuchu nienawiści. Wykorzystują to stacje telewizyjne oraz specjaliści od wizerunku i marketingu politycznego, choć sami dobrym wizerunkiem nie grzeszą. Media szczególnie zręcznie posługują się narzędziem szyderstwa i śmiechu, zdając sobie sprawę, że przepona to jeden z najważniejszych politycznych organów Polaków.