Dziś Tusk chce być lepszym Kaczyńskim, czego zechce jutro?

W wymiarze politycznym premier Tusk i jego otoczenie są dziś na rozstaju dróg i nie bardzo wiadomo, w którą stronę popchnie ich bieg zdarzeń

Publikacja: 28.01.2009 21:41

Joanna Lichocka

Joanna Lichocka

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Gwałtowna zmiana ministra sprawiedliwości była „wizerunkowa" – jak określił to były szef resortu Zbigniew Ćwiąkalski – nie tylko w tym sensie, że powołaniem Andrzeja Czumy Platforma mogła zamknąć usta opozycji. Tak mocną zmianą Donald Tusk odwrócił też uwagę opinii publicznej od własnej odpowiedzialności za zlekceważenie sprawy tragedii rodziny Olewników.

W dniach wymiany na najwyższych szczeblach w Ministerstwie Sprawiedliwości widać było wyraźnie, że jedną ze strategii specjalistów od marketingu jest zabieg stary jak świat – wywołanie wrażenia, że car jest dobry, bojarzy źli. To ministrowie popełniają błędy, a premier, który ich powołał, nadzoruje ich pracę i odpowiada politycznie za działania rządu, jest z odpowiedzialności zwalniany.

Zabieg ten zabrzmiał w wypowiedzi wicepremiera Grzegorza Schetyny, który powiedział, że „minister Ćwiąkalski nie docenił" sprawy Olewników. Tyle, że tej sprawy nie docenili także Tusk ze Schetyną.

[srodtytul]Symboliczne nominacje [/srodtytul]

Mieli szansę, gdy wiosną ubiegłego roku PiS postulował powołanie komisji śledczej. Było już po kolejnej samobójczej śmierci sprawcy zbrodni na Krzysztofie Olewniku, po artykułach w prasie i materiałach w mediach elektronicznych, że w resorcie sprawiedliwości pod kierownictwem Zbigniewa Ćwiąkalskiego nic dobrego się w tej sprawie nie dzieje.

„Gazeta Polska" w kwietniu zeszłego roku alarmowała, że minister Ćwiąkalski awansował prokuratorów, którzy w latach 2003 – 2004 nadzorowali nieudolnie śledztwo w sprawie Krzysztofa Olewnika. Chodziło o ówczesnego szefa Prokuratury Okręgowej w Warszawie Andrzeja Pogorzelskiego, który został przez Ćwiąkalskiego powołany na zastępcę prokuratora generalnego. Był on szefem Prokuratury Okręgowej, gdy rodzina Olewników przekazywała porywaczom okup, a policja i prokuratura nie robiły nic, by skutecznie namierzyć porywaczy.

Pogorzelski zastąpił Jerzego Engelkinga, zastępcę prokuratora generalnego z czasów Zbigniewa Ziobry. Zmiana ta miała też więc wymiar symboliczny i trudno uwierzyć, by premier Tusk nie wiedział o niej i nie zdawał sobie sprawy z jej znaczenia. Ale to nie wszystko.

„Gazeta Polska" pisała, że w 2004 roku, za czasów rządów SLD, sprawę uprowadzenia Olewnika nadzorował Bogusław Michalski, szef prokuratury apelacyjnej (który nota- bene wsławił się w 2002 roku przeforsowaniem zwolnienia z aresztu Edwarda Mazura), a który został odwołany w pierwszych dniach urzędowania ministra Ziobry. Wrócił także w pierwszych dniach urzędowania ministra Ćwiąkalskiego. Podobnie rzecz się miała z zastępczynią Michalskiego Ludmiłą Tomaszewską. Za czasów Ćwiąkalskiego to Michalski i Tomaszewska nadzorowali płocką prokuraturę, która prowadziła śledztwo w sprawie śmierci Sławomira Kościuka.

[srodtytul]Co Tusk wiedział [/srodtytul]

Można oczywiście twierdzić, że szef rządu nie ma pojęcia, co się dzieje w poszczególnych resortach, i nie wtrąca się do ich polityki kadrowej, ale proszę wybaczyć, akurat w tym wypadku to mało prawdopodobne. Tusk doskonale wiedział, na kim opiera się Ćwiąkalski, wiedział, że awansowani są ludzie robiący karierę pod rządami SLD, a wyrzucani ci, których promował Ziobro.

Musiał też zdawać sobie sprawę z tego, że żadne „szarpnięcie cuglami" w tym resorcie nie następuje i nie nastąpi. Wiedział zatem, że poważnego rozliczenia się ministerstwa ze skandalem, jakim było prowadzenie postępowania w sprawie porwania i śmierci Olewnika, nie będzie. Symbolem tego było postawienie ojcu Krzysztofa zarzutów, gdy ten zirytowany opieszałością prokuratury, a także – zapewne – sposobem traktowania go przez prokuraturę, jednego z prokuratorów uderzył.

Dlatego już wiosną z sondaży wynikało, że komisji śledczej chce większość Polaków. Ale nie Tusk. Natomiast dziś, gdy emocje społeczne są jeszcze bardziej gorące, szef rządu nagle występuje jako orędownik powołania komisji. Być może teraz powołanie komisji wydaje się premierowi bezpieczniejsze – wszak ewentualne błędy resortu, które ujrzą światło dzienne przy okazji jej prac, będzie można zrzucić na Ćwiąkalskiego, już nie ministra, a adwokata z Krakowa.

Cały wysiłek specjalistów od rządowej propagandy ostatnich dni został skierowany właśnie na to: odpowiedzialny jest Ćwiąkalski, nie Tusk.

Świadomość zagrożenia, że sprawa ta może się odbić na notowaniach premiera, była tak silna, że wywołała zadziwiającą determinację. Najpierw Donald Tusk zaproponował kierowanie Ministerstwem Sprawiedliwości Kazimierzowi Ujazdowskiemu, a gdy ten odmówił sugerując, że najlepszy byłby Jan Rokita, premier zdecydował się na Andrzeja Czumę.

Czy ktoś może po tych zmianach określić, choćby w przybliżeniu, jaką wizję pracy ministerstwa ma premier? Czemu po Zbigniewie Ćwiąkalskim, człowieku korporacji prawniczych, Tusk stawia na kogoś, kto raczej ma nawiązać do image'u Ziobry? Otóż wydaje się, że znów nie ma w tym wszystkim głębszej wizji. Są za to sondaże, które powodują, że premier gwałtownie zmienia zdanie i sięga po biegunowo różne pomysły.

To miotanie się między różnymi decyzjami widać także w innych dziedzinach zarządzania w gabinecie Tuska. Wciąż nie wiemy, czy dojdzie do głębokich zmian w rządzie. Sygnały są sprzeczne – raz słyszymy o dymisjach co najmniej kilku ministrów, innym razem, że zmian nie będzie. Premier raz się skłania do rekonstrukcji rządu, innym razem stanowczo jej nie chce. Bogdan Klich, Ewa Kopacz, Cezary Grabarczyk – ministrowie, którym doprawdy chyba trudno pracować, gdy stale słychać o ich odejściu. Szef rządu tej sytuacji niepewności nie umie przeciąć.

A jaką opinię ma na temat kryzysu? Jeszcze kilka dni temu Donald Tusk twierdził, że go nie ma, by we wtorek ogłosić, że jednak jest. Doprawdy trudno zrozumieć, czemu rząd dopuścił do tak nieprawdziwych założeń budżetowych, które potem przegłosował w Sejmie, a które dziś skutkują kilkunasto - a być może kilkudziesięciomiliardową dziurą budżetową. Czy premier liczył na to, że przewidywania opozycji i ostrzeżenie ekspertów się nie sprawdzą? Czy uległ własnemu wyborczemu mirażowi, że stanie się cud? A może po prostu znów nie miał zdania? Nie umiał podjąć stanowczych działań, bo nie umiał zdiagnozować sytuacji?

[srodtytul]Być jak PiS[/srodtytul]

Wydaje się też, że w wymiarze politycznym premier i jego otoczenie są na rozstaju dróg i nie bardzo wiadomo, w którą stronę popchnie ich chwila. Strategia ostrej gry w anty -PiS przestała przynosić takie owoce jak dotąd. Prostackie i chamskie wypowiedzi Stefana Niesiołowskiego czy Janusza Palikota nie mają już takiej siły rażenia jak kiedyś. Przez nich PO zaczęła nawet zyskiwać wizerunek partii agresywnej, miotającej oszczerstwa, posługującej się zniewagami i nienawiścią.

Szybko spin doktorzy PO dostrzegli zagrożenie i obaj panowie zostali „wyłączeni". Palikot twierdzi, że będzie się zajmował wychowaniem córki, a Niesiołowski po niedawnych skandalicznych szarżach też przycichł. W przekazie publicznym emocja antypisowska nieco więc osłabła. To między innymi spowodowało zapewne, że w niektórych sondażach bracia Kaczyńscy zaczęli zyskiwać, co nie może się podobać politykom PO.

Jeśli więc nie agresja wobec PiS, to co? Otóż wydaje się, że mianowanie Andrzeja Czumy na urząd ministra sprawiedliwości ma tylko jeden cel – przekonanie elektoratu PiS, że PO jest (przynajmniej w kwestiach bezpieczeństwa) taka jak PiS. Czuma, który jest mało doświadczonym politykiem, prawdopodobnie nie będzie w stanie przeprowadzić poważnych zmian w prokuraturze i nie spodziewam się, by mógł odwołać większość ludzi, na których się oparł jego poprzednik. Wiele się zapewnie nie zmieni, a to uspokoi zaniepokojoną część elektoratu PO, która się bała zmian postulowanych wcześniej przez PiS.

Wizerunkowo zaś być może przyciągnie to wyborców PiS do PO. Niemniej jest to jednocześnie strategia potwierdzająca diagnozę braci Kaczyńskich, a nowy minister i komentujący jego nominację politycy PO właśnie odbudowują tak wyśmiewane pojęcie „układ". Bo o czym mówią politycy PO, wspominając o „powiązaniach policyjno-polityczno- -przestępczych"?

Donald Tusk wizerunkowo usiłuje być lepszym Kaczyńskim. Co zrobi jutro?

Gwałtowna zmiana ministra sprawiedliwości była „wizerunkowa" – jak określił to były szef resortu Zbigniew Ćwiąkalski – nie tylko w tym sensie, że powołaniem Andrzeja Czumy Platforma mogła zamknąć usta opozycji. Tak mocną zmianą Donald Tusk odwrócił też uwagę opinii publicznej od własnej odpowiedzialności za zlekceważenie sprawy tragedii rodziny Olewników.

W dniach wymiany na najwyższych szczeblach w Ministerstwie Sprawiedliwości widać było wyraźnie, że jedną ze strategii specjalistów od marketingu jest zabieg stary jak świat – wywołanie wrażenia, że car jest dobry, bojarzy źli. To ministrowie popełniają błędy, a premier, który ich powołał, nadzoruje ich pracę i odpowiada politycznie za działania rządu, jest z odpowiedzialności zwalniany.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?