Tetrycy nie wygrają wyborów

Zaczyna się proces rozczarowania Platformą. Ale rozczarowani nie wybierają PiS. Poszukują ugrupowania, które nie byłoby PO, lecz nie byłoby też partią sprzeciwu wobec współczesności – pisze publicysta.

Aktualizacja: 31.03.2009 01:00 Publikacja: 31.03.2009 00:56

Tetrycy nie wygrają wyborów

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Magiczne słupki sondażowe drgnęły. Po raz pierwszy w jednym badaniu (GfK Polonia dla „Rz”) Platforma Obywatelska zanotowała gwałtowny spadek – aż o 10 proc. W drugim (PBS dla „Gazety Wyborczej”) spadek jest niewielki, ale jednak nastąpił, co wydaje się potwierdzać tendencję.

Czy zatem politycy Platformy Obywatelskiej powinni wpaść w panikę, a liderzy Prawa i Sprawiedliwości mogą zacierać ręce? Niekoniecznie. I nie tylko dlatego, że – jak powie każdy socjolog – jeden czy dwa sondaże to jeszcze nie trend.

[srodtytul]Niedoceniany czynnik nudy[/srodtytul]

Przypomnijmy sobie, co działo się z sondażami w latach 2004 – 2007. Dostrzeżemy długotrwałe, realne trendy (jak ten, który doprowadził do zwycięstwa PO w 2007 roku, czy śmiertelny trend spadkowy SLD). Można to było uzasadnić racjonalnie – rezultat wyborów półtora roku temu był efektem rozczarowania części wyborców PiS, będącego z kolei efektem zarówno wielkiej przewagi medialnej opozycji, jak i rzeczywistych błędów rządu, mobilizacji antypisowskiego elektoratu młodszego i wielkomiejskiego.

[wyimek]Obecnie PiS dorasta do gęby, jaką przyprawili mu przeciwnicy[/wyimek]

Ale te realne trendy opinii przemieszane były z długimi okresami sondażowych skoków, których ani wtedy, ani teraz racjonalnie uzasadnić nie sposób. Pamiętam, jacy bezradni byli socjolodzy, kiedy LPR wyskoczyła przed PiS (trudno uwierzyć, ale były takie czasy), przez miesiące utrzymywała tę przewagę, a potem nagle spadła. I wzrost, i spadek nie poddawały się racjonalnej analizie. Przykłady można mnożyć. Wydaje się, że ilustrują one zjawisko, które wciąż czeka na naukową analizę. Póki ona nie nastąpi, można roboczo określić je tak: niedostrzeganą cechą Polaków jest polityczna niestałość. Z jakichś powodów (niecierpliwość? znudzenie?) Polacy nie są w stanie przez dłuższy czas wytrwać przy swoich politycznych sympatiach.

Znudzenie to potężny czynnik kształtujący demokratyczną politykę. Wydaje się jednak, że w Polsce w daleko większym stopniu niż gdzie indziej. A z tego wynika, że polscy politycy – i ci rządzący, i ci opozycyjni – nie powinni się przyzwyczajać do czegokolwiek. Oczywiście teraz, po półtora roku rządów Platformy, to liderzy tego ugrupowania mają więcej przyczyn, żeby bać się niestałości Polaków. Ale kapryśność elektoratu może uderzyć też w opozycję.

Dlatego opozycjoniści nie powinni otwierać butelek szampana. A zwłaszcza nie powinni czynić tego PiS-owcy.

Podstawowym aksjomatem strategii Prawa i Sprawiedliwości po 2007 roku było (i jest) założenie, iż upadek wywindowanej – zdaniem PiS-owców – sztucznie PO musi oznaczać powrót do władzy partii Jarosława Kaczyńskiego, jeśli ta utrzyma status głównej siły opozycyjnej. To założenie nie uwzględnia jednak najważniejszego czynnika, który – oprócz medialnej przewagi wrogów PiS – spowodował jego przegraną. Chodzi o powoli, lecz nieuchronnie zmieniające się oblicze elektoratu, na co składają się procesy generacyjne i społeczne. Te pierwsze – wielokrotnie opisywane – polegają na stałym zwiększaniu się odsetka wyborców młodych, ukształtowanych po 1989 roku. Te drugie, społeczne, polegają na zwiększaniu się wielkich metropolii, które wchłaniając kolejne partie imigrantów z prowincji, asymilują je, zmieniają ich wrażliwość w kierunku uniemożliwiającym polubienie PiS w jego obecnym kształcie. A także na rozszerzaniu przez metropolie zasięgu oddziaływania na przyległe do nich tereny prowincjonalne, dotąd posiadające bardziej tradycyjną tożsamość, a teraz w coraz większym stopniu przyjmujące tożsamość metropolitalną.

Efektem tych procesów jest stałe zwiększanie się odsetka wyborców, mało wrażliwych na kombatancki etos PiS. I, co ważniejsze, afirmujących współczesność. A ze współczesnością właśnie PiS ma największy kłopot.

[srodtytul]Gorycz i rozczarowanie to źli doradcy[/srodtytul]

W ciągu ostatnich lat PiS, startując z pozycji ugrupowania sprzeciwu wobec patologii życia publicznego, dorobiło się oblicza partii sprzeciwu wobec współczesności jako takiej. To potrójny błąd.

Po pierwsze, przekonanie, że współczesność jest zła, jest po prostu nieprawdziwe. Współczesność (jak i każda epoka historyczna) jest moralnie eklektyczna. Niesie z sobą wiele zmian, z których jedne są moralnie złe, inne – moralnie obojętne, a jeszcze inne – moralnie dobre. Po drugie, postawa obrażonego na świat, tetrycznego konserwatysty skutecznie uniemożliwia zrozumienie tego świata. A gdy się świata nie rozumie, nie można zmienić w nim nawet tego, co w innym wypadku można byłoby zmienić. Po trzecie wreszcie, jak pisałem wyżej, ugrupowanie o image’u totalnie wrogiego współczesności nie ma realnych szans na powrót do władzy.

Takiego wizerunku jeszcze stosunkowo niedawno PiS nie miało, choć zawsze było ugrupowaniem – w wielu aspektach swej tożsamości – konserwatywnym. To wrogie PiS media, co najmniej od 2005 roku, lansowały wizję tej partii jako radykalnie zachowawczej i niechętnej współczesności. Paradoks polega na tym, że obecnie PiS dorasta do gęby przyprawianej mu przez przeciwników.

Pozycję autentycznej partii sprzeciwu wobec współczesności PiS zyskało na skutek kilku wzajemnie się wzmagających procesów. Można tu wymienić wchłonięcie elektoratu LPR, strategiczny sojusz z Radiem Maryja i przyjęcie założenia, w myśl którego Prawo i Sprawiedliwość ma szanse na przetrwanie jedynie w sytuacji, w której na prawo od ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego jest tylko ściana.

Równie ważną przyczyną tej ewolucji jest narastające – co najmniej od wyborów 2007 roku – przepojone goryczą rozczarowanie wobec społeczeństwa, a przede wszystkim jego młodszej części. Wobec tych, którzy nie zrozumieli istoty trwającego w Polsce konfliktu i okazali się podatni na propagandę mediów. Wobec tych, którzy – w uproszczeniu – wybrali oferowaną im przez TVN wizję współczesności, odrzucając PiS-owski tradycjonalizm.

Gorycz i rozczarowanie podsuwa kuszące wizje dumnej samotności, zamknięcia się w tradycjonalnym szańcu i obrony wszystkich jego bastionów. Gorycz i rozczarowanie są jednak zawsze złymi doradcami.

[srodtytul]PiS może nie zatriumfować[/srodtytul]

Zacząłem ten tekst od przypomnienia niekorzystnych dla Platformy sondaży. I od stwierdzenia, że nawet gdyby ten trend się utrwalił, to wcale nie musi oznaczać powrotu PiS. W sondażu GfK Polonia zyskuje przede wszystkim SLD (z 5 do 10 proc. ). Czy oznacza to zwrot Polaków ku lewicy? Niekoniecznie. Zwłaszcza że w tymże sondażu aż 4 procent badanych (w tym aż 8 proc. wyborców PO!) deklaruje możliwość głosowania na przejęte przez Pawła Piskorskiego Stronnictwo Demokratyczne jako na partię drugiego wyboru.

Fenomen można interpretować następująco: zaczyna się proces rozczarowania Platformą. Ale rozczarowani nie wybierają PiS. Dla wyrażenia swojego sprzeciwu poszukują ugrupowania, które nie byłoby PO, lecz nie byłoby – jak Prawo i Sprawiedliwość – partią sprzeciwu wobec współczesności.

Aby PiS mogło na serio myśleć o powrocie do władzy, musi więc przede wszystkim zmienić image. Ale nie wystarczą tu zmiany PR-owskie – nieautentyczność zostanie zdemaskowana. Totalny sprzeciw wobec współczesności powinien zostać porzucony naprawdę. PiS i sam Jarosław Kaczyński powinni rozpocząć ze współczesnością dialog. Być może musi to być dialog ostrożny, ale powinno do niego dojść.

Przeciwnicy tej diagnozy uznają zapewne, że jest ona niesłuszna, bo sprzeciwia się założeniu obrony zagrożonej, tradycyjnej polskiej tożsamości. Moim zdaniem jest odwrotnie. Trzeba coś poświęcić, aby coś ocalić. Aby przenieść w przyszłość część tradycyjnej polskiej tożsamości – za której politycznego tragarza uważa się PiS – trzeba się zgodzić na zmiany w innych jej segmentach.

Jeśli tak się nie stanie, jeśli zwycięży koncepcja dumnej obrony szańca, to w końcu ów szaniec – rozumiany zarówno jako ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego, jak i szerzej, jako tradycyjna polska tożsamość – nie zostanie zdobyty, tylko sam się rozsypie.

[i]Autor jest publicystą, współpracownikiem „Rzeczpospolitej”. Był m.in. prezesem PAP[/i]

Magiczne słupki sondażowe drgnęły. Po raz pierwszy w jednym badaniu (GfK Polonia dla „Rz”) Platforma Obywatelska zanotowała gwałtowny spadek – aż o 10 proc. W drugim (PBS dla „Gazety Wyborczej”) spadek jest niewielki, ale jednak nastąpił, co wydaje się potwierdzać tendencję.

Czy zatem politycy Platformy Obywatelskiej powinni wpaść w panikę, a liderzy Prawa i Sprawiedliwości mogą zacierać ręce? Niekoniecznie. I nie tylko dlatego, że – jak powie każdy socjolog – jeden czy dwa sondaże to jeszcze nie trend.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę