Niedawne wyrzucenie dyrektora radiowej Trójki Krzysztofa Skowrońskiego obrodziło dyskusją o nominacjach. Zdaniem jednego z (umiarkowanych!) publicystów „Gazety Wyborczej” Skowroński może nawet był dobrym dyrektorem, ale dyskredytowało go źródło jego powołania. Mianowany został przecież przez prezesa radia, którego powołało PiS. A to zbrodnia nie do wybaczenia. Nie ma więc znaczenia, co zrobił i jak kierował radiem Skowroński. Jako nominat (pośredni) PiS powinien zostać odwołany.
Można powiedzieć, że w prostocie ducha autor „GW” dał wyraz postawie nie tylko organu, ale całego establishmentu III RP. W czasach PRL mawiano: fachowiec, ale bezpartyjny. Oznaczało to, że bez względu na kompetencje bez błogosławieństwa partii awansować nie można. Autorzy „Wyborczej” mówią to samo w odniesieniu do III RP. Kariery muszą być uzgodnione z jej establishmentem. Awanse bez placetu salonu oznaczają partyjną nominację.
Co innego, gdyby były one efektem decyzji Wojciecha Jaruzelskiego, Tadeusza Mazowieckiego czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Oczywiście, dostrzegam różnice między tymi postaciami, ale to ich – w szerokim tego słowa znaczeniu – decyzje stworzyły kadry III RP, a więc określiły oficjalny system kompetencji w sferze publicznej. Osoby z tych nominacji uchodzą za bezpartyjnych profesjonalistów.
W III RP wszystkie poważniejsze nominacje miały – i musiały mieć – polityczny rodowód. Adam Michnik nie tylko został mianowany przez Lecha Wałęsę szefem pierwszej legalnej gazety „Solidarności”, ale i bardzo o to u niego zabiegał. Inna sprawa, że, już po mianowaniu, nie tylko wykazał się niezależnością, ale i sprywatyzował gazetę w sposób wzorcowy. Dariusza Fikusa szefem „Rzeczpospolitej” mianował premier Mazowiecki, tak jak i pierwszego niekomunistycznego szefa Radiokomitetu, którym był Andrzej Drawicz.
[wyimek]Powołanie na stanowisko przez ekipę Jarosława Kaczyńskiego nie jest z definicji złem większym niż nominacja z rąk Tadeusza Mazowieckiego[/wyimek]