Dlatego zdecydowanie sprzeciwiamy się wprowadzaniu parytetów dotyczących 50 procent udziału kobiet w parlamencie, rządzie, nauce. Takie rozwiązanie zamiast promować kobiety, sugeruje, że nie są one na tyle zdolne i przedsiębiorcze, aby samodzielnie, bez dodatkowego wsparcia osiągać sukces.
Parytety nie gwarantują, że w szacownych gronach zasiądą najlepiej przygotowane kobiety. Ten system bardzo szybko doprowadzi do sytuacji, w której promowane będą osoby nie tyle wybitne, ile statystycznie przydatne w procentowym reprezentowaniu określonej płci. Jest to de facto niezgodne z Konstytucją RP, gdzie kobiety i mężczyźni powinni mieć równe prawa, a nie identyczną liczbę identycznych krzeseł.
Polskie kobiety nie musiały zaciekle walczyć z polskimi mężczyznami o równouprawnienie, tak jak kobiety w wielu europejskich państwach. Dziedziczyły ziemię i majątki, a prawa wyborcze otrzymały już w 1918 roku, czyli wcześniej niż kobiety w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Francji, Szwajcarii. Historia sprawiła, że pełniły ważną rolę w przechowywaniu tożsamości narodowej i więzi społecznych.
[srodtytul]Nie jesteśmy dyskryminowane[/srodtytul]
Także nasza ocena współczesności, dokonana wedle merytorycznych, a nie tylko statystycznych wskaźników, prowadzi nas do wniosku, że kobiety w Polsce nie są dyskryminowane. Przyczyny niedoreprezentowania kobiet w różnych gremiach w życiu społecznym, politycznym czy naukowym tkwią w złej, dysfunkcjonalnej polityce rodzinnej państwa, w złych rozwiązaniach systemowych, w biedzie i niskich płacach, które sprawiają, że konieczny jest w Polsce podział ról rodzicielskich (praca – dom), by zmniejszyć maksymalnie koszty wychowywania dzieci.
Zwykle kobiety, czasami mężczyźni muszą ograniczyć swoją aktywność zawodową na rzecz opieki nad małymi dziećmi. Jeśli chcą – to ich święte i nienaruszalne prawo, jeśli muszą – to w innych niż brak parytetów miejscach trzeba szukać lepszych rozwiązań.