[b]Przeczytaj także [link=http://www.rp.pl/artykul/336809.html" "target=_blank]Tomasz Sakiewicz: Gdzie salon się bije, prezydent skorzysta [/link][/b]
Sondaże są bezlitosne. Wszystkie badania pokazują, że nieco ponad rok przed wyborami prezydenckimi pozycja Lecha Kaczyńskiego jest dramatycznie słaba. Prezydent przegrywa praktycznie z każdym. Nie wiadomo nawet, czy wejdzie do drugiej tury.
Nadzieje polityków PiS na to, że Donald Tusk i Platforma Obywatelska poślizną się na kryzysie, spełzają na niczym. Tylko najzagorzalsi zwolennicy Lecha Kaczyńskiego przypominają, że pół roku przed wyborami w 2005 roku przewaga Donalda Tuska też była olbrzymia, a jednak dzięki dobrej kampanii wyborczej kandydat PiS wygrał. Ale wtedy sytuacja była odmienna. Polacy oczekiwali radykalnej zmiany: walki z korupcją, przemiany moralnej, oczyszczenia życia publicznego. Wydawało się, że te nadzieje lepiej spełni Lech Kaczyński – popularny minister sprawiedliwości i prezydent Warszawy, który zbudował Muzeum Powstania Warszawskiego.
[srodtytul]Banany Palikota [/srodtytul]
Dziś Lech Kaczyński jest przede wszystkim prezydentem Polski, którego większość wyborców ocenia bardzo krytycznie. Zbudował sobie ogromny elektorat negatywny. Można powiedzieć, że duża w tym rola czarnego piaru Platformy, podchwytywanego natychmiast przez niechętne Lechowi Kaczyńskiemu media. Ale i on sam nie jest bez winy – naiwnie daje się wpuszczać w rozmaite nieczyste gierki i odpowiada na nie niezbyt zręcznie. Sam też popełnia wiele błędów. Rozmaitymi swoimi zachowaniami daje pretekst do wymierzania mu ciosów i ułatwia przeciwnikom zadanie.