Rasista, homofob, nacjonalista...

Jaka szkoda, że Michał Kamiński nie złożył hołdu Fidelowi Castro. Jaka szkoda, że nie nazwał nigdy Benedykta XVI zacofanym starcem

Aktualizacja: 21.07.2009 19:31 Publikacja: 21.07.2009 19:12

Eurodeputowany Michał Kamiński podczas sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego

Eurodeputowany Michał Kamiński podczas sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/magierowski/2009/07/21/rasista-homofob-nacjonalista/" "target=_blank]blog.rp.pl/magierowski[/link]

Jeśli byłeś kiedyś związany z lewicą – to normalne. Jeśli była to skrajna lewica – to zrozumiałe. Jeśli miałeś coś wspólnego z prawicą – powinieneś się z tego wytłumaczyć. A flirt ze skrajną prawicą oznacza automatyczną dyskwalifikację i potępienie" – tak wygląda szufladkowanie intelektualistów nad Sekwaną według Jeana Sevillii, francuskiego historyka i publicysty. W znakomitej książce „Le Terrorisme intellectuel" opisuje on m.in., jak łatwo obrzucić ideologicznego przeciwnika niezmywalnym błotem, tak by na zawsze wykluczyć go z debaty publicznej.

Lata płyną, ale metody pozostają takie same. W zależności od okresu historycznego francuska lewica używała stosownego cepa. Klerykał, reakcjonista, zwolennik Frontu Narodowego, rasista, antysemita. Na przełomie lat 40. i 50. wystarczyło skrytykować Związek Radziecki, by uzyskać od Simone de Beauvoir piętno faszysty. W latach 90., jeśli ktoś miał nieprawomyślne poglądy w sprawie imigracji, natychmiast stawał się lepenistą, nawet jeśli nie chciał mieć z Jean-Marie Le Penem nic wspólnego. Pomysły rodzące się w kawiarniach paryskiej Dzielnicy Łacińskiej szybko dotarły do innych krajów kontynentu. Dzisiaj „rasista" i „antysemita" wciąż są na topie, ale pojawiły się też łatki świeże, modne, idące z duchem czasu: „homofob" i „przeciwnik aborcji" (co samo w sobie jest dość kuriozalne: sprzeciw wobec zabijania miałby być symptomem groźnego radykalizmu). Kiedy sytuacja jest poważna i trzeba np. utrącić jakąś kandydaturę w ważnej instytucji, używa się wszystkich armat naraz. Nic tak nie rozpala ideologicznego żaru czytelników „Le Monde", „Guardiana" i „Gazety Wyborczej", jak określenie polityka mianem rasisty, antysemity, nacjonalisty, homofoba i przeciwnika aborcji w jednej osobie.

[srodtytul]Sekta katolickich stalinowców [/srodtytul]

Co spotkało właśnie Michała Kamińskiego, szefa frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów i niedoszłego wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Ma on zresztą jeszcze jedną skazę, pochodzi mianowicie z ugrupowania Strasznych Bliźniaków. Kamiński, w istocie, popełnił w przeszłości kilka zbrodni. Był związany z Narodowym Odrodzeniem Polski (jaka szkoda, że nie należał do Związku Młodych Trockistów), spotkał się z Augusto Pinochetem (jaka szkoda, że nie poleciał na Kubę, by oddać hołd Fidelowi Castro), nazwał gejów pedałami (jaka szkoda, że nie określił Benedykta XVI mianem zacofanego starego kretyna).

„Gazeta Wyborcza" z lubością i obszernie cytuje tekst na temat Kamińskiego z londyńskiego „Independenta" autorstwa Joan Smith (to ona poinformowała swoich czytelników, że PiS jest „partią fanatycznie sprzeciwiającą się aborcji"). „Wyborcza" zapomniała jednak dodać, że Joan Smith to znana w Wielkiej Brytanii aktywistka ruchu aborcyjnego i feministycznego, wojująca ateistka, nazywająca dogmaty wiary chrześcijańskiej „bajeczkami", porównująca Jana Pawła II do „mafijnego bossa", wściekle atakująca wszystkich ludzi wierzących, jak leci. W 2003 roku wyrażała w jednym z felietonów obawę, czy aby wpuszczenie głęboko katolickiej Polski do Unii Europejskiej to dobry pomysł, bo „Unia obywa się bez Boga i powinno tak pozostać". Słowem: lewica najskrajniejsza ze skrajnych, przy której Sławomir Sierakowski mógłby uchodzić za mięczaka. Nie przeszkadza to jednak „GW" w kreowaniu Joan Smith jako głosu zaniepokojonego europejskiego sumienia. Niedługo przeczytamy w tej gazecie wywiad z Belzebubem „zaniepokojonym" np. pedofilią w Kościele.

Swego czasu z podobnym eurowalcem zderzył się Rocco Buttiglione, włoski polityk, który miał to nieszczęście, iż wyznawał pewne wartości i przyjaźnił się z Janem Pawłem II. W październiku 2004 r. był kandydatem na komisarza ds. sprawiedliwości, ale kilka zdań wypowiedzianych w europarlamencie zakończyło jego karierę w unijnych organach. „Wiele rzeczy można uznać za niemoralne, ale nie powinny być zakazane. Mam prawo uważać, że homoseksualizm to grzech, choć nie wpływa to na politykę, dopóki nie stwierdzę, że homoseksualizm jest przestępstwem" – powiedział Buttiglione, czym wywołał powszechne oburzenie lewicy.

Pewna publicystka „Independenta" (zgadnijcie, która...) pisała wówczas: „Buttiglione jest związany z ultrakonserwatywną organizacją Opus Dei, a także z Comunione e Liberazione, katolicką sektą (sic! – m.m.), której członkowie są nazywani przez przeciwników stalinowcami Pana Boga (...). Buttiglione to przedstawiciel zawsze wczorajszej, świętoszkowatej sekty (sic! – m.m.), której przesądy zostały już dawno odrzucone przez Unię Europejską".

[srodtytul]Towarzysze są cacy [/srodtytul]

Nie wszystkie jednak „sekty" i nie wszystkie uprzedzenia budzą w Unii Europejskiej jednakowe obrzydzenie. Nikt nie wymaga od José Manuela Barroso, obecnego i prawdopodobnie także przyszłego szefa Komisji Europejskiej, by codziennie kajał się za swoją maoistyczną przeszłość. Owszem, znajdziemy w Europie wielu polityków, którzy robili w młodości różne głupstwa, ale nie każdy paradował pod czerwonym sztandarem z sierpem i młotem (polecam zdjęcie na [link=http://filhodovento2006.blogspot.com/2009/06/durao-barroso-o-maoista.html]http://filhodovento2006.blogspot.com/2009/06/durao-barroso-o-maoista.html[/link]) w połowie lat 70., długo po śmierci Stalina, po wielkim skoku w Chinach, rewolucji węgierskiej, praskiej wiośnie, gdańskim Grudniu. Nie każdy meblował siedzibę swojej partii zabytkowymi sprzętami skradzionymi własnoręcznie z lizbońskiego uniwersytetu, tego siedliska „burżuazyjnej, antyproletariackiej edukacji", jak zwykł mawiać późniejszy szef unijnej egzekutywy. I nie każdy ma na tyle tupetu, by twierdzić, że nie wstydzi się takiego epizodu w swoim życiorysie.

Któż odważy się powiedzieć złe słowo o rodakach Barroso z Portugalskiej Partii Komunistycznej (PCP), którzy wprowadzili do europarlamentu dwoje kandydatów? Na stronach internetowych PCP sierp i młot zajmują poczesne miejsce. Może nowy szef Parlamentu Europejskiego przypomniałby Ildzie Figueiredo i Joao Ferreirze, że symbol totalitarnego, morderczego reżimu nie bardzo pasuje do wizerunku miłującej pokój, demokrację i prawa człowieka Zjednoczonej Europy?

A może Joan Smith, tak pełna zapału, napisałaby tekst o szefie frakcji w PE, do której należą portugalscy czerwoni – Zjednoczonej Europejskiej Lewicy/Zielonej Lewicy Nordyckiej (przepraszam za tę skomplikowaną nazwę, ale nie ja ją wymyśliłem). Lothar Bisky ma bowiem nieporównanie ciekawszy życiorys niż Michał Kamiński. Ten były członek SED, partii Ericha Honeckera i były współpracownik Stasi zasłynął m.in. przemówieniem na berlińskim Alexanderplatz 4 listopada 1989 roku – pięć dni przed upadkiem muru berlińskiego. Przy koncercie gwizdów pół miliona ludzi stwierdził, iż „NRD powinna trwać na bazie demokratycznego socjalizmu".

Problem w tym, że jego ugrupowanie ma bardzo postępowe poglądy na aborcję, zatem nasza Joan Smith będzie Bisky'ego raczej wspierać, niż ganić.

Na medialny immunitet może również liczyć Laszlo Kovacs, dzisiaj komisarz ds. podatków i unii celnej, a kiedyś prominentny działacz Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej, m.in. wiceminister spraw zagranicznych reżimu Janosa Kadara. Co ciekawe, jego przesłuchania w Parlamencie Europejskim były równie emocjonujące co w przypadku Rocco Buttiglionego. Kovacs miał początkowo odpowiadać za sprawy energetyczne, ale gdy eurodeputowani sprawdzili jego wiedzę w tej dziedzinie, doszli do wniosku, że Węgier nie bardzo wie, o czym mówi. Kovacs został więc... komisarzem od czegoś innego. W tym samym czasie Buttiglione, upokorzony, wracał do Rzymu. „Christians are bad. Comrades are good" („Chrześcijanie są be. Towarzysze są cacy") – zatytułowała swój artykuł na ten temat jedna z amerykańskich gazet.

Bo jeśli byłeś kiedyś komunistą, to zrozumiałe. Jeśli zaś uścisnąłeś dłoń Pinochetowi...

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/magierowski/2009/07/21/rasista-homofob-nacjonalista/" "target=_blank]blog.rp.pl/magierowski[/link]

Jeśli byłeś kiedyś związany z lewicą – to normalne. Jeśli była to skrajna lewica – to zrozumiałe. Jeśli miałeś coś wspólnego z prawicą – powinieneś się z tego wytłumaczyć. A flirt ze skrajną prawicą oznacza automatyczną dyskwalifikację i potępienie" – tak wygląda szufladkowanie intelektualistów nad Sekwaną według Jeana Sevillii, francuskiego historyka i publicysty. W znakomitej książce „Le Terrorisme intellectuel" opisuje on m.in., jak łatwo obrzucić ideologicznego przeciwnika niezmywalnym błotem, tak by na zawsze wykluczyć go z debaty publicznej.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?