Zawiesiliśmy tę sprawę w trakcie kampanii – musimy uzyskać właściwą odpowiedź w każdym wymiarze: moralnym, politycznym i tym prawnym” – tak pół godziny po zakończeniu kampanii wyborczej o smoleńskiej katastrofie mówi prezes PiS, brat bliźniak nieżyjącego prezydenta. Co mogą oznaczać te słowa?
Dla mnie to jasny sygnał: minął czas podlizywania się wyborcom, czas, gdy piarowcy mówią politykom, co mają mówić i jak się zachowywać. Teraz można być sobą, a nie wirtualną postacią, na którą powinni głosować wyborcy.
[srodtytul]Moralna wina Tuska[/srodtytul]
Otoczenie Jarosława Kaczyńskiego, nie publicznie wprawdzie, lecz w kuluarowych rozmowach nie kryło, że w moralnym wymiarze za tragedię odpowiedzialny jest Donald Tusk. To on bowiem zgodził się na propozycję strony rosyjskiej, by przyjechać do Katynia przed prezydentem Lechem Kaczyńskim i spotkać się tam z premierem Władimirem Putinem.
Gdyby premier tej propozycji nie przyjął, wszystko mogłoby wyglądać inaczej – uważają politycy PiS. Gdyby do Katynia leciały nie dwie, lecz jedna delegacja, do tego z premierem i prezydentem na pokładzie, wszystko byłoby lepiej przygotowane, bo za logistykę odpowiada przecież Kancelaria Premiera. Według tych polityków Donalda Tuska moralnie dodatkowo obciąża fakt, że zdawał on sobie sprawę z tego, iż Putin spotyka się z nim po to, by w oczach Polaków – przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi – wykreować go na męża stanu, z którym liczą się potężni sąsiedzi. Męża stanu, którym zawsze chciał być Lech Kaczyński i któremu nie bardzo to wychodziło.