Abdykacja, a nie rokosz

Jarosław Kaczyński abdykował, a co najmniej oscyluje na granicy abdykowania. Abdykowania nie jako lider PiS, ale jako przywódca chcący realnie wpływać na rzeczywistość kraju i w jakiejś perspektywie sprawować w nim władzę – pisze publicysta

Publikacja: 03.08.2010 02:15

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Błyskawiczne wycofanie się z centrowej linii, która Kaczyńskiemu przyniosła w kampanii prezydenckiej sukces, a jego przeciwnikom moment strachu, odepchnięcie na margines twórców tej linii i tego sukcesu (i nie tylko ich – również innych polityków PiS, zdradzających objawy intelektualnej samodzielności) świadczy o tym w sposób oczywisty.

Postrzeganie smoleńskiej katastrofy jako klucza do rzeczywistości, ogłaszanie, że rząd Tuska ponosi za nią odpowiedzialność w stopniu, który winien spowodować jego odejście, jest nie tylko nieprzekonujące, ale też antagonizuje wszystkich, którzy nie są skłonni do bezwarunkowego akceptowania najbardziej radykalnie pisowskiej wizji świata. Podobny efekt ma wygłaszanie fraz dających się zinterpretować jako odmowa uznania Bronisława Komorowskiego za prezydenta RP.

[wyimek]W oczach Kaczyńskiego PO urasta do roli uosobienia zła. Siły duszącej polską przyszłość, niszczącej polską tożsamość[/wyimek]

A ogłoszenie, że jeśli Komorowski coś zrobi, to spadnie na poziom „Zapatero i Napieralskiego” (po dwóch miesiącach zachwalania tegoż Napieralskiego!), dodatkowo antagonizuje lewicowców i odbiera PiS świeżo odzyskaną zdolność zawarcia koalicji z tą stroną sceny.

[srodtytul]Rycerze się nie obudzą…[/srodtytul]

Tym, którzy obserwują świat polskiej polityki od wielu lat, linia polityczna prezesa przypomina linię i wizję świata, jaką po upadku swojego rządu przyjął Jan Olszewski. W książce „O jednym takim…” Piotr Zaremba określa ją mianem czekania na koronę. Na koronę, którą w końcu naród przyniesie czekającemu, kiedy tylko wyrwie się – a wyrwie się niewątpliwie – spod zastygłej, „zimnej i plugawej” lawy. Dopóki się to nie stanie, nie trzeba czynić żadnych koncesji na rzecz rzeczywistości. Przecież Polacy w końcu przejrzą na oczy i zerwą się z łańcucha establishmentu.

Podobieństwo jest niewątpliwe. Tylko że Kaczyński zawsze krytykował Olszewskiego za takie złudzenia. To nigdy nie był jego sposób myślenia o świecie i Polsce. Wydaje się, że nie jest i teraz. Sądzę, że Jarosław Kaczyński dobrze wie, że postępując tak, jak postępuje, nie obudzi żadnych rycerzy śpiących gdzieś pod Giewontem.

Wydaje się też, że twórca PiS musi zdawać sobie sprawę z tego, że długofalowo jego partię czekać może los podobny do niegdyś potężnych zachodnioeuropejskich partii komunistycznych. Kiedyś rządziły tam wielkimi miastami, tworzyły największe frakcje w parlamentach, establishment bał się ich śmiertelnie. Ale zaczęły odstawać od zmieniającej się rzeczywistości i z wyborów na wybory traciły poparcie. Dziś są zmarginalizowane albo zupełnie (Francja), albo w dużym stopniu (Włochy).

[srodtytul]Prawda Kaczyńskiego[/srodtytul]

Dlaczego Jarosław Kaczyński godzi się z taką perspektywą? Wydaje się, że jedyna możliwa odpowiedź brzmi: dlatego, że rządzenie krajem, zmienianie go nie jest już dla niego najważniejszym celem. To sprawa ważna, ale nie priorytetowa.

Najważniejsze jest dla Kaczyńskiego dawanie świadectwa prawdzie. Prawdzie takiej, jaką on postrzega. Czyli po pierwsze przeświadczeniu – były premier jest w nim szczery – że za śmierć prezydenta i pozostałych ofiar katastrofy odpowiedzialny jest nie polski bałagan, nawet nie rosyjski bałagan i nawet nie winny degrengoladzie 36. pułku lotnictwa minister Klich. Winien jest premier Tusk, winna jest cała Platforma Obywatelska, która swą polityką niejako wykreowała katastrofę, a co najmniej sytuację owocującą katastrofą.

Po drugie – prawda Kaczyńskiego to przekonanie, że rządząca obecnie partia to nie jest po prostu polityczny przeciwnik. Nawet nie po prostu skorumpowana sitwa. W jego oczach PO urasta do roli uosobienia zła. Siły duszącej polską przyszłość, niszczącej polską tożsamość.

Jarosław Kaczyński zaczął w ostatnich dniach potwierdzać wizję rzeczywistości, przed żyrowaniem której dotąd się powstrzymywał. Wizję lansowaną przez pisowskich radykałów i niektórych sympatyzujących z tą partią radykalnie konserwatywnych intelektualistów. Wizję, którą dobrze oddała posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska (ani ona, ani jej partia to skądinąd nie moja bajka), gdy powiedziała: „Kiedy przemawia do nas PiS, to mam wrażenie, że Platforma to dla nich okupant”.

Tak, język, w którym PiS – i Jarosław Kaczyński – opisuje rzeczywistość, stał się niebezpiecznie bliski języka, w którym opisuje się okupację. I nie zmieni tego faktu skądinąd prawdziwa konstatacja, że język, w którym ogromna większość Platformy i wspierających ją mainstreamowych mediów mówi o PiS, był i jest językiem pogardy, nienawiści i eliminacji.

Jeśli tak, to można postawić tezę: Jarosław Kaczyński rezygnuje z normalnej, państwowej polityki, nawet ostro opozycyjnej, bo jego zdaniem normalna rzeczywistość się skończyła, a więc skończył się też czas normalnej polityki.

[srodtytul]Nieprawdziwa Polska[/srodtytul]

Nastał – czy raczej wrócił – czas obrony wartości. Polityki rozumianej tak, jak w PRL rozumiała ją opozycja demokratyczna, A opozycja demokratyczna nie myślała przecież o przejęciu władzy. Tylko o wykrzyczeniu prawdy, daniu świadectwa, zdemaskowaniu zła, podtrzymaniu świętego ognia oporu, przekazaniu go następnym pokoleniom.

„Być może przegramy, być może owoców naszej pracy nie doczekamy, być może nie uda nam się jeszcze tym razem powrót do Polski. Ale musimy dać świadectwo. Tak jak pokolenie rozstrzelane w katyńskim lesie” – napisał Kaczyński do uczestników pogrzebu Aleksandra Szczygły.

Dla demokratycznej opozycji PRL nie był Polską. Wydaje się, że Jarosław Kaczyński przychyla się do tych swoich zwolenników, dla których obecna Polska – powoli laicyzująca się, wybierająca do rządzenia sobą ludzi i partie uznawane przez nich za niegodne – Polską nie jest. Polska prawdziwa to wymarzony kraj zaludniony przez powstańców warszawskich i rozmodlony na wałach jasnogórskich.

Czy jest to rokosz, o którego wywoływanie oskarżył ostatnio PiS Tadeusz Mazowiecki? Nie. W dzisiejszej Polsce nikt nikogo, nawet gdyby chciał, nie pociągnie do gwałtownych czynów ze względów politycznych. To nie rewolucja, tylko frazeologia. Frazeologia nie rewolucji, tylko – realnie – politycznej abdykacji. Frazeologia, która lepiej od Mazowieckiego rozumiejących się na polityce przeciwników PiS nie niepokoi, tylko cieszy.

[srodtytul]* * *[/srodtytul]

Jarosław Kaczyński jest obecnie targany przez oczywiste emocje. Emocje wywołane zarówno przez tragedię smoleńską, jak i przez lata niesprawiedliwego, eliminacyjnego ataku ze strony większości mediów i politycznych przeciwników. Nikomu, kto nie przeszedł tego, co on, nie przystoi rzucać w niego kamieniem. Nie zmienia to faktu, że jego obecne spojrzenie na polskie sprawy – jeśli jest ono rzeczywiście takie, jak naszkicowałem wyżej – trzeba określić jako politycznie kontrskuteczne.

Ale ten zarzut, jak się wydaje, nie jest już istotny dla Jarosława Kaczyńskiego.

[i]Autor jest publicystą, współpracownikiem „Rz”. W przeszłości był m.in. prezesem PAP[/i]

Błyskawiczne wycofanie się z centrowej linii, która Kaczyńskiemu przyniosła w kampanii prezydenckiej sukces, a jego przeciwnikom moment strachu, odepchnięcie na margines twórców tej linii i tego sukcesu (i nie tylko ich – również innych polityków PiS, zdradzających objawy intelektualnej samodzielności) świadczy o tym w sposób oczywisty.

Postrzeganie smoleńskiej katastrofy jako klucza do rzeczywistości, ogłaszanie, że rząd Tuska ponosi za nią odpowiedzialność w stopniu, który winien spowodować jego odejście, jest nie tylko nieprzekonujące, ale też antagonizuje wszystkich, którzy nie są skłonni do bezwarunkowego akceptowania najbardziej radykalnie pisowskiej wizji świata. Podobny efekt ma wygłaszanie fraz dających się zinterpretować jako odmowa uznania Bronisława Komorowskiego za prezydenta RP.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę