Jerzy Gorzelik, szef Ruchu Autonomii Śląska, dziwi się, że jego ugrupowanie budzi kontrowersje. Oburza się, gdy Ruchowi przypisuje się rolę piątej kolumny. Ale czy RAŚ niesłusznie budzi obawy?
Nie tak dawno temu Ruch znajdował się bardzo blisko Związku Ludności Narodowości Śląskiej (ZLNŚ). Tego samego, który wystąpił do UNESCO z wnioskiem o niezmienianie nazwy obozu w Auschwitz. Chodziło o to, aby nie podkreślać jego niemieckiego charakteru, gdyż – jak stwierdził jeden z działaczy ZLNŚ – "po wojnie był to polski obóz koncetracyjny". To z tego środowiska dochodziły także głosy, że nie należy czcić rocznic powstań śląskich.
Bliskie związki między RAŚ a ZLNŚ powodują zaś, że wiele agresywnych zachowań tych drugich idzie na konto ugrupowania Gorzelika. Takie hasła jak: "Śląsk dla Ślązaków" czy powtarzane na forach internetowych śląskich autonomistów opinie, że przyznanie Polsce Śląska po I wojnie światowej było niczym "danie małpie zegarka", zapadają w pamięć większości Ślązaków czujących się Polakami oraz tych, którzy na Śląsk przybyli z innych stron Polski.
[srodtytul]Sentyment do niemieckiej tradycji [/srodtytul]
Sam RAŚ robi zresztą wiele, by umocnić wrażenie, iż woli nawiązywać do tradycji niemieckiego Śląska. Przykłady? Gdy toczyła się burzliwa dyskusja, czy w Gosławicach na pomniku poległych w czasie I wojny światowej mieszkańców powinien pojawić się motyw żelaznego krzyża, ruch pomysł gorąco popierał. Innym razem skierował do PZPN protest przeciw zakazowi umieszczania przez część kibiców Ruchu Chorzów banerów z napisami "Oberschlesien".