Ekspert z MEN o sześciolatkach w szkołach

Na potrzebę obniżenia wieku szkolnego wskazują nie tylko politycy, ale przede wszystkim eksperci, którzy pracowali nad nową podstawą programową – polemizuje dyrektor gabinetu politycznego minister edukacji narodowej

Aktualizacja: 12.07.2011 01:01 Publikacja: 12.07.2011 00:59

Ligia Krajewska

Ligia Krajewska

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Red

Z prawdziwym niepokojem przeczytałam artykuł Bogusława Śliwerskiego „Manipulacja w sprawie sześciolatków" („Rzeczpospolita", 8 lipca 2011 r.). Zastanawiam się, ile razy można powielać te same argumenty i powtarzać nieprawdy. Czemu mają służyć wypowiedzi o wyłącznie polityczno-ekonomicznych korzyściach płynących z posyłania sześciolatków do szkoły?

Świadoma manipulacja

Trudno doprawdy uwierzyć, by prof. Śliwerski nie pamiętał, że zarówno Mirosław Handke (minister edukacji narodowej w latach 1997 – 2000), jak i Krystyna Łybacka (2001 – 2004) planowali obniżenie wieku szkolnego. O tej potrzebie i konieczności dyskutuje się od wielu lat, a miały ją w programach wyborczych w 2007 roku wszystkie liczące się partie. Jestem przekonana, że profesor pamięta, a to oznacza, że świadomie dopuszcza się, jak sam określił w tytule tekstu, „manipulacji w sprawie sześciolatków".

Zastanawia mnie również niechęć prof. Śliwerskiego do zmian w systemie edukacji. Przecież jako pedagog powinien wiedzieć, że dzieci w tym wieku są najbardziej otwarte i ciekawe świata, to właśnie wtedy nauka przynosi największą satysfakcję i sprawia radość. Jak specjalista może opowiadać, że pójście do szkoły w wieku sześciu lat oznacza skrócenie dzieciństwa? Myślę, że profesor nie zapoznał się z nową podstawą programową dostosowaną do potrzeb i możliwości sześciolatków, z nowymi metodami pracy znanymi dzieciom z przedszkola. Dziś nauka w pierwszych klasach jest zbliżona do tej w przedszkolu, a przecież nikt nie powie, że przedszkolakom zabierano dzieciństwo, ucząc je czytać i pisać w tak zwanych zerówkach.

Na potrzebę obniżenia wieku szkolnego wskazują nie tylko politycy – jak próbuje dowodzić prof. Bogusław Śliwerski – ale przede wszystkim eksperci, pedagodzy i psycholodzy, którzy pracowali nad nową podstawą programową. A może przez profesora przemawia żal wynikający z faktu, że nie było go w ich gronie? Ale na pytanie, dlaczego nie brał udziału w pracach zespołu, który liczył około 100 ekspertów oświatowych, powinien odpowiedzieć sobie sam.

Daleko od szkoły

Prof. Śliwerski zarzuca też nauczycielom wychowania przedszkolnego i edukacji wczesnoszkolnej, że nie są przygotowani do pracy z małymi dziećmi. Doskonale znam to środowisko  i wyobrażam sobie oburzenie nauczycieli, którym profesor stawia taki zarzut. Niejednokrotnie stają oni wręcz na głowie, by sprostać wyzwaniom, jakie stawia przed nimi zmieniający się świat. Starają się nadążyć za wiedzą swoich uczniów, coraz szybciej zdobywaną poza szkołą. Zmieniają sposoby pracy, dzięki czemu uczniowie oceniają szkołę jako ciekawszą i atrakcyjniejszą niż kilka lat temu (badania „Szkoła bez przemocy" 2011). Nauczyciele kończą studia podyplomowe, mają kwalifikacje do nauczania dwóch – trzech przedmiotów, biorą udział w kursach i szkoleniach doskonalących ich warsztat pracy. A tu zamiast uznania doczekali się opinii prof. Śliwerskiego o „niezmienionej kulturze edukacyjnej kadr pedagogicznych".

Jeśli jednak pan profesor ma zastrzeżenia do wykształcenia nauczycieli i ich „kultury edukacyjnej", może sam powinien się uderzyć w piersi, bo przecież – jako rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi – przez lata miał bezpośredni wpływ na kształcenie obecnej kadry nauczycielskiej.

Ubolewam nad tym, że pan profesor w ogóle ostatnio oddalił się od szkoły. Chyba dawno nie był w żadnej podstawówce, skoro powtarza tylko zasłyszane hasła i nieprawdy. Nawet nie wie, ile jest w Polsce szkół! Ktoś podpisujący się jako „ekspert" nie może nie wiedzieć, że szkół podstawowych jest 14 tysięcy (a nie – jak podaje w artykule – 21 tysięcy). Trudno mi też zrozumieć powody, dla których prof. Śliwerski powiela wielokrotnie już prostowane przez Główny Inspektorat Sanitarny błędne dane i kłamliwe wnioski z jego badania. Jako pedagog powinien przecież wiedzieć, że nie ma odrębnych standardów dotyczących warunków w szkole dla dzieci sześcio- i siedmioletnich. Dla wszystkich muszą być jednakowo dobre.

Zachęcam pana profesora, aby wybrał się kiedyś do szkoły, porozmawiał z dyrektorem, nauczycielami i samorządem lokalnym, który za prowadzenie placówki odpowiada. Wtedy mógłby się dowiedzieć, jak naprawdę wyglądają i działają współczesne polskie szkoły. Gwarantuję, że zupełnie inaczej niż w czasach, kiedy prof. Śliwerski sam do nich chodził. Jeśli natomiast pan profesor znajdzie placówkę, która nie jest – według niego – przygotowana do przyjęcia sześciolatków, bardzo proszę o konkretny adres i konkretne zastrzeżenia. Ale własne, a nie gdzieś zasłyszane...

O prof. Śliwerskiego wątpliwej znajomości rzeczywistości edukacyjnej niech świadczy także przekręcenie nazwy wykpiwanego przez niego Kongresu Polskiej Edukacji. Wzięło w nim udział 2,5 tysiąca związanych z edukacją osób z całej Polski. Było to otwarte spotkanie z przedstawicielami środowiska oświatowego, w którym udział mógł wziąć każdy, kto był nim zainteresowany. Uczestników nikt nie wybierał. Złośliwości prof. Śliwerskiego pod adresem kongresu tłumaczę sobie tym, że nie zdecydował się wystąpić tam publicznie i nie miał okazji przedstawić zasłyszanych w mediach teorii. Czyżby wynikało to z obawy przed niezrozumieniem przez środowisko prawdziwych entuzjastów edukacji, które kongres przyciągnął?

Nie krzywdzić

Przedziwne są słowa prof. Śliwerskiego, który w swoim tekście pisze, że minister Katarzynę Hall kompromituje jej troska o dzieci. Czyżby uważał, iż nie jest to rola ministra edukacji? Z takim poglądem nie może się zgodzić nikt, komu dobro dziecka jest bliskie. A powinno być ono bliskie każdemu, przede wszystkim zaś komuś, kto chce, aby uważać go za eksperta w dziedzinie oświaty.

Jako pedagog prof. Śliwerski powinien wiedzieć, że przede wszystkim nie należy krzywdzić dzieci. A straszenie ich rodziców szkołą, która jest rzekomo nieprzygotowana, nauczycielami, którzy są niedouczeni i nie potrafią uczyć, starszymi uczniami, którzy chodzą do szkoły tylko po to, by dokuczać młodszym, jest wyrządzaniem dzieciom krzywdy, i to takiej, którą trudno będzie naprawić. Bo sześciolatki, które słyszą, że szkoła jest niedobra, może już nigdy jej nie polubią i mogą nawet odczuwać lęk przed nauką. Nie wolno własnych obaw przenosić na rodziców i dzieci ani zniechęcać ich do szkoły. Na to nie ma zgody pedagogów i psychologów.

Nie ma też mojej, może dlatego, że mam inną wrażliwość i wiedzę psychologiczno-pedagogiczną, którą dały mi Uniwersytet Warszawski oraz wiele lat spędzonych wśród uczniów i entuzjastów edukacji.

Autorka jest wiceprzewodniczącą Rady m.st. Warszawy i szefową gabinetu politycznego minister edukacji narodowej

Pisał w opiniach

Bogusław Śliwerski

Manipulacja w sprawie sześciolatków

8 lipca 2011 r.

Z prawdziwym niepokojem przeczytałam artykuł Bogusława Śliwerskiego „Manipulacja w sprawie sześciolatków" („Rzeczpospolita", 8 lipca 2011 r.). Zastanawiam się, ile razy można powielać te same argumenty i powtarzać nieprawdy. Czemu mają służyć wypowiedzi o wyłącznie polityczno-ekonomicznych korzyściach płynących z posyłania sześciolatków do szkoły?

Świadoma manipulacja

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?