Ks. Natanek z Grzechyni - Tomasz Terlikowski

Duchowny z Grzechyni wchodzi na drogę wielu schizmatyków i heretyków, których sam mocno krytykuje. A ruch jego sympatyków łatwo może zejść na pozycje sekty – ostrzega publicysta

Publikacja: 11.08.2011 21:33

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Emocje, jakie w Kościele w Polsce rozpala sprawa ks. Piotra Natanka, sprawiają, że o nim i jego zwolennikach pisać jest niezmiernie trudno. Bardzo łatwo jest bowiem wpaść w ton lekceważenia „wariata" czy oszołoma, żartów z całkowicie poważnych elementów przekazu księdza z Grzechyni, albo odwrotnie – w absolutny zachwyt nad kapłanem, który ma odwagę sprzeciwić się, w imię prawdy i autentyczności Ewangelii, nawet własnym przełożonym.

Takie skrajne spojrzenia uniemożliwiają jednak dostrzeżenie całej złożoności problemu kapłana-buntownika, a także zrozumienie, dlaczego sprawa ks. Natanka jest istotna dla zrozumienia sytuacji, w jakiej znajduje się obecnie polski Kościół.

Głos części katolików

Nie sposób zrozumieć fenomenu księdza z Grzechyni bez odwołania się do stanu polskiego Kościoła. Siła ks. Natanka wynika bowiem z coraz lepiej dostrzegalnej słabości znacznej części hierarchii w Polsce. Brak wyrazistego oblicza episkopatu, biskupa, który potrafiłby jednoczyć wokół siebie ludzi, ale też mocno i wyraziście wyrażać opinię katolicką w mediach, sprawia, że najbardziej popularnym księdzem w Internecie mógł stać się właśnie suspendowany już duchowny archidiecezji krakowskiej.

Lęk przed jasnymi, czasem niepolitycznie poprawnymi opiniami, jaki doskonale widać wśród biskupów, sprawił, że nie cofający się przed „jazdą po bandzie" (choćby wtedy, gdy ocenił arcybiskupa Józefa Życińskiego) ks. Natanek stał się głosem sporej części katolików, którzy mają już dość udawania na potrzeby mediów, że Kościół nie ma zdania w sprawach społecznych czy politycznych.

Nie bez znaczenia dla popularności ks. Natanka jest również sytuacja w Krakowie, skrajne upolitycznienie tamtejszej kurii, powiązania z PO najbliższych współpracowników i rodziny samego kard. Stanisława Dziwisza, a także metody, jakimi próbowano załatwić sprawę niepokornego księdza z Grzechyni.

Tajemnicą poliszynela jest w Krakowie fakt, że próby uciszenia ks. Natanka rozpoczęły się na długo przedtem, zanim stał się on internetową sławą. Kuria miała naciskać na Papieską Akademię Teologiczną, by ta wstrzymała habilitację duchownego, podburzano przeciw niemu jego kolegów kursowych, a wreszcie wyrzucono na margines diecezji, kontaktując się z nim jedynie za pomocą dekretów, a i to publikowanych w mediach. Efekt był do przewidzenia – charyzmatyczny duchowny coraz bardziej się radykalizował, odbierając ataki na siebie jako ataki na sprawę, której chciał służyć.

Posłuszeństwo i pokora

I właśnie w tym momencie zaczyna się pierwszy znak zapytania związany z działalnością ks. Natanka. To, że pozostawał on w sporze z własnym biskupem, nie jest jeszcze problemem. Tak się zdarza. Nie jest także niczym zaskakującym w historii Kościoła to, że charyzmatyk wchodzi w konflikt z władzą administracyjną. Można nawet powiedzieć, że jest to całkowicie normalne, a najlepszym na to dowodem jest postać ojca Pio, który nieustannie był sprawdzany przez rozmaite instytucje.

Kuria miała naciskać na Papieską Akademię Teologiczną, by ta wstrzymała habilitację ks. Natanka, podburzano przeciw niemu jego kolegów kursowych i kontaktowano się z nim jedynie za pomocą dekretów

Zaskakujące jest jednak zachowanie samego ks. Natanka, który – co się w zasadzie w Polsce dotąd nie zdarzało (z wyjątkiem mariawitów sprzed ponad stu laty) – lekceważy nałożoną karę i podejmuje dalszą działalność duszpasterską. Taka decyzja oznacza, i trzeba mieć tego świadomość, że metropolita krakowski nie ma wyjścia (a przynajmniej ma bardzo mocne usprawiedliwienie dla swoich dalszych działań) i musi nakładać dalsze kary, aż do wydalenia ze stanu duchownego i ekskomuniki włącznie.

Nie to jest jednak w całej tej sprawie najgorsze. O wiele istotniejsze jest to, że występując przeciw prawowitej władzy, odmawiając podporządkowania się decyzji (nawet jeśli niesłusznej) własnego biskupa, ks. Natanek wchodzi na drogę wielu poprzedzających go schizmatyków i heretyków, których tak mocno krytykuje.

Istotną różnicą między Marcinem Lutrem a św. Franciszkiem czy Marią Franciszką Kozłowską a św. Faustyną Kowalską było bowiem właśnie podejście do posłuszeństwa wobec Kościoła. Ci pierwsi uznawali, że ich prawda, ich odczytanie woli bożej, jest ważniejsze niż decyzja Kościoła, ci drudzy pokornie czekali, aż Kościół uzna prawdy, do jakich doszli. I dlatego efektem działania tych pierwszych jest schizma i podział, a tych drugich głęboka odnowa Kościoła.

Ego kontra wola boża

Jeszcze ważniejsze zagrożenie kryje się jednak w uzasadnieniu aktu nieposłuszeństwa wobec własnego biskupa. Ks. Piotr Natanek nawet nie ukrywa, że skłaniają go do tego „objawienia prywatne", jakie otrzymuje 33-letnia Agnieszka, wizjonerka, czy inne kobiety z otoczenia ks. Natanka, które od wielu miesięcy dostarczają mu wiadomości od Jezusa i Matki Pana.

I to właśnie opierając się na tych „objawieniach" (a także na prywatnych przekazach innych osób, także takich, co do wiarygodności których poważne zastrzeżenia miała Kongregacja Nauki Wiary), ks. Natanek nie tylko wypowiedział posłuszeństwo biskupowi (bo do tego miał go wzywać Jezus), ale również wprowadza w swojej „parafii" nowe – równe Bożemu Narodzeniu i Wielkiej Nocy – święto Dwojga Serc (które ma być obchodzone w ostatnią sobotę września), a także interpretuje wydarzenia historyczne (śmierć Lecha Kaczyńskiego miała być konsekwencją tego, że nie wyniósł on Chrystusa do godności Króla Polski).

Tak mocne zaufanie do objawień prywatnych, a także do subiektywnych wrażeń, które zaczynają być istotniejsze niż nauczanie i władza Kościoła, jest już trudne do pogodzenia z katolicką ortodoksją.

Katolik ma bowiem świadomość – potwierdzoną choćby w „Dzienniczku" św. Faustyny Kowalskiej – że objawiający się Chrystus nigdy nie wzywa do odrzucenia posłuszeństwa czy do wprowadzania zmian na własną rękę. Natomiast zawsze uprasza, by czekać na zgodę właściwych władz i zastrzega, że jeśli jej nie będzie, to działania podejmować nie wolno. Inne działanie oznacza  większe zaufanie do własnych władz poznawczych i umysłowych (a nigdy nie możemy być ich pewni) niż do obiektywnej (a przynajmniej zobiektywizowanej) oceny Kościoła. Ostatecznie więc wygrywa w takiej sytuacji własne ego, a nie wola boża.

Poza Kościół

Ten element niebezpiecznego subiektywizmu widać również w podejściu ks. Natanka do liturgii. Jest ona wprawdzie (i tego nikt nie może mu odmówić) odprawiana w sposób godny i z prawdziwą pobożnością, ale jednocześnie bez jakiegokolwiek szacunku dla norm liturgicznych zatwierdzonych przez Kościół. We mszach pojawiają się nowe ryty, spontanicznie wprowadzane modlitwy, a do kalendarza liturgicznego wprowadzane są nowe święta. A wszystko oczywiście za potwierdzeniem już nie władz Kościoła, ale... wizjonerek czy treści prywatnych objawień, które zapewniają, że wszystko jest OK.

Takie podejście budzi obawę o to, że ruch sympatyków ks. Natanka, a także on sam, choć kierowani dobrymi intencjami, mogą łatwo zejść na pozycje sekty (niekoniecznie w negatywnym, a tylko teologicznym sensie tego słowa). Brak uznania kontroli Kościoła hierarchicznego, uznanie, że własne wizje i objawienia są istotniejsze niż stanowisko Magisterium (także wyrażone w zasadach liturgicznych), to furtka, przez którą już wielu opuściło Kościół katolicki.

W tej sprawie wciąż jest jeszcze nadzieja. Ale, aby nie pozostała ona płonna, aby ogromny potencjał pobożności nie zmarnował się, potrzebna jest dobra wola obu stron, a także (bo bez niego nie będzie rozmowy) podporządkowanie się ks. Natanka własnemu metropolicie. Bez tego jego ruch będzie skazany na wylądowanie poza strukturami Kościoła katolickiego.

Autor jest publicystą, redaktorem naczelnym portalu Fronda.pl, adiunktem w Wyższej Szkole Informatyki, Zarządzania i Administracji w Warszawie

Emocje, jakie w Kościele w Polsce rozpala sprawa ks. Piotra Natanka, sprawiają, że o nim i jego zwolennikach pisać jest niezmiernie trudno. Bardzo łatwo jest bowiem wpaść w ton lekceważenia „wariata" czy oszołoma, żartów z całkowicie poważnych elementów przekazu księdza z Grzechyni, albo odwrotnie – w absolutny zachwyt nad kapłanem, który ma odwagę sprzeciwić się, w imię prawdy i autentyczności Ewangelii, nawet własnym przełożonym.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Duopol kontra społeczeństwo
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
analizy
Aleksander Łukaszenko i jego oblężona twierdza. Dyktator izoluje i zastrasza
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?