Piotr Zaremba o rozdziale europejskim konstytucji

Tusk nie chce sejmowego kompromisu w sprawie zmian w konstytucji, bo obraz posłów PO i PiS wspólnie coś ustalających sprzeczny jest z logiką kampanii, gdy trzeba będzie partią Kaczyńskiego straszyć wyborców – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 31.08.2011 21:55

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Profesor Piotr Winczorek zarysował na łamach "Rzeczpospolitej" idylliczny obraz pakietu zmian w naszej ustawie zasadniczej, jaki przygotowała w ostatnich miesiącach Komisja Konstytucyjna. Pakiet dotyczy wyłącznie relacji Polski z Unią Europejską – tylko to dało się uzgodnić i tylko to chciano uzgodnić, dzięki inicjatywie prezydenta Bronisława Komorowskiego, który zamierzał przejść do historii jako twórca tych przepisów. Ale w dzień, w którym tekst profesora Winczorka się ukazywał, ten kompromis został, zgodnie zresztą z przewidywaniami, zakwestionowany.

Kto blokował?

Na europejski rozdział w konstytucji zgodziły się początkowo wszystkie partie, łącznie z Platformą Obywatelską. Ale też od początku duch tych zmian był podważany przez ekspertów rządowych, zwłaszcza reprezentujących aparat MSZ.

Było też jasne, że kompromisem nie jest zainteresowany premier Donald Tusk, jako lider najsilniejszej partii, czyli PO, ale i jako zwierzchnik rządowej biurokracji patrzącej nieufnie na te przepisy. Najpierw blokował ich przyjęcie. A gdy nie dało się ich blokować bez końca, nakłonił posłów Platformy, aby zgłosili do własnego projektu poprawki zrywające porozumienie.

Z kolei jednak w Komisji przedstawiciele wszystkich innych partii, a nawet przewodniczący Jarosław Gowin, współtwórca kompromisu, te poprawki odrzucili. Wytworzył się pat. PO nie jest w stanie przeforsować w całym Sejmie swoich zmian. Ale większość popierająca pierwotną wersję nie przepchnie z kolei całego projektu – wymaga on większości dwóch trzecich.

Gdyby mierzyć wartość tego projektu samymi okolicznościami jego powstania, to trzeba powiedzieć, że marnowana jest bezcenna okazja na wynegocjowanie w jakiejś sprawie szerokiego międzypartyjnego porozumienia chwalonego na dokładkę przez wielu ekspertów. Aktywnymi współtwórcami tego porozumienia byli posłowie PiS: Karol Karski i Kazimierz Ujazdowski, i to pomimo że Komisja nie przyjęła wszystkich ich propozycji – z najważniejszą, poddaniem tak zwanego wtórnego prawa unijnego kontroli polskiego Trybunału Konstytucyjnego, na czele.

Trzeba to sobie wyraźnie i dobitnie powiedzieć: fakt, że to porozumienie jest zrywane, to decyzja Platformy. A nawet nie całej Platformy, skoro jej posłowie za nim głosowali, a najwęższego jej kierownictwa.

Czym kieruje się Tusk, nie chcąc projektu, którym można by się chwalić? Nasuwają się hipotezy doraźne, czysto polityczne: nie chce, bo obraz posłów PO i PiS wspólnie coś ustalających sprzeczny jest z logiką kampanii, gdy trzeba będzie PiS-em straszyć wyborców.

Dwie filozofie

Uczciwie mówiąc, nie jest to jednak jedyna przyczyna. W kuluarowych rozmowach czołowi przedstawiciele tego rządu wykładali swoje merytoryczne zastrzeżenia wobec tego projektu. Ze starcia ich racji i racji twórców europejskiego rozdziału wyłania się obraz dwóch całkiem różnych filozofii. Gdzieś z boku tego sporu pozostał tylko prezydent – poglądami czy może raczej odruchami bliższy rządowi, ale zainteresowany kompromisem, bo poszedłby on na jego konto.

Co to za filozofie? Posłużmy się przykładem spornego paragrafu dotyczącego procedury tak zwanej kładki. Chodzi o przyjmowanie przez Polskę tak zwanych nietraktatowych zmian w unijnym ustroju i procedurach. Powiedzmy, że Unia się dogaduje, aby ograniczyć katalog tematów, w których poszczególnym państwom przysługuje prawo weta. Oznacza to zawężenie samodzielności tych państw – na rzecz wspólnych unijnych instytucji.

Twórcy kompromisu proponowali, aby taką decyzję zatwierdzał nie tylko rząd, ale także prezydent i parlament. Ze strony obecnej Rady Ministrów padały zastrzeżenia: to zwiąże nam ręce w negocjacjach. Rzecznicy takiego rozwiązania: Ujazdowski z PiS, ale nawet i Gowin argumentowali z kolei, że tak fundamentalne dla polskiej pozycji w Unii zmiany powinny być choćby przedmiotem parlamentarnej debaty, bo to daje opinii publicznej realny wgląd i kontrolę.

Już sama logika tego sporu pokazuje, że kontrola parlamentarna nie byłaby czystą fikcją. Że rząd i parlament nie zawsze musiałby mieć to samo zdanie, pomimo istnienia partyjnej dyscypliny. Nieprzypadkowo posłowie PO czujący za plecami oddech wyborców w pierwszym odruchu wybrali taką procedurę, a urzędnicy MSZ i Kancelarii Premiera od początku jej się sprzeciwiali.

Zapewne każda ze stron tej kontrowersji ma swoje racje. Nie sposób jednak nie zauważyć, że mamy tu do czynienia z dwiema wizjami. Z jednej strony wizją unijnych decyzji będących przedmiotem przede wszystkim sekretnych przetargów. Podejmowanych w gronie coraz bardziej zintegrowanej europejskiej elity. Z drugiej jest przekonanie, że "na dole" mogą paść ważne argumenty i zastrzeżenia. Że ucierać stanowiska należy przy otwartej kurtynie. Przy obecnym deficycie demokracji w unijnych instytucjach ta druga wizja jest wizją obywatelską.

Bitwa w ciszy

To samo dotyczy innych spornych zapisów. Komisja chciała, aby grupa posłów, a więc w praktyce opozycja parlamentarna, mogła skarżyć unijne prawo do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Według rządu to powinna być kompetencja całego parlamentu (więc w praktyce rządowej większości).

Podobny spór dotyczy prawa grupy posłów do występowania przed Trybunałem Konstytucyjnym z wnioskiem o zbadanie traktatu jeszcze przed jego ratyfikacją. To jest ważne pytanie: na ile grupy obywateli, także w danej chwili mniejszościowe, będą mogły stawiać swoje zastrzeżenia lub choćby pytania na forum instytucji strzegących prawa.

To zderzenie myślenia obywatelskiego z myśleniem, które nazwałbym elitarnym, odbywało się w ciszy, niejako za kulisami. Sam tekst europejskiego rozdziału słabo interesował media, to są sprawy trudne. Twórcy kompromisu nie byli do pewnego momentu zainteresowani wrzawą, bo w jej akompaniamencie być może tego kompromisu by nie było. Z kolei rząd Tuska także nie wyłożył swoich kart na stół w otwartej debacie. Sam premier wybrał naciski na Komisję przy użyciu swoich wpływów przewodniczącego PO.

Ale teraz skoro tego rozdziału zapewne nie będzie, czas na otwartą wymianę racji. Wiem, że nie będzie to podstawowy temat kampanii – zbyt trudny i hermetyczny – a jednak nie sposób go pominąć. W naturalny sposób filozofii obywatelskiej najgłośniej powinien bronić PiS, bo to nacisk jego posłów zaowocował odpowiednimi rozwiązaniami. PO będzie związana wolą Tuska. Pozostałe partie mniej interesowały się całym problemem.

Rzeczywisty spór

Spory o politykę zagraniczną toczą się w Polsce na modłę bardzo teatralną. Oskarżenia o obstrukcjonizm i awanturnictwo, z drugiej strony – o zdradę interesów i uprawianie dyplomacji na kolanach, to często jedynie retoryka. Lub w każdym razie ta retoryka przesłania sedno.

Ale ta akurat kontrowersja jest jak najbardziej realna: może dotyczyć zarówno największych pryncypiów, mówiąc górnolotnie – stopnia naszej suwerenności, jak i codziennych interesów, których łatwiej bronić, będąc w Unii bardziej asertywnym. To charakterystyczne, ale prawicowy eurorealistyczny punkt widzenia (choć skądinąd wsparty biernie przez lewicę i PSL, a także przez niektórych ekspertów) odwoływał się do rozwiązań, które po części mają takie kraje jak Francja i Niemcy. Jednak w opinii rządowych urzędników dla Polski to byłaby zabawka zbyt niebezpieczna.

Szukamy w polskiej polityce racjonalnych podziałów. I oto mamy je w tym przypadku jak na dłoni. Ujazdowski i Karski, a pośrednio Kaczyński powinni głośno mówić, o co im chodzi, jaka jest ich wizja. Tusk i Radosław Sikorski powinni na tę wizję równie głośno i dobitnie odpowiedzieć. Ja uważam, że definitywne odrzucenie obywatelskiej wizji polityki europejskiej, a do tego moim zdaniem dąży obecny rząd, byłoby niebezpieczne – nie tylko dla tej polityki, ale i dla ducha naszego państwa. I zamierzam dać temu wyraz w wyborach. Niech tylko politycy stworzą mi szansę.

Profesor Piotr Winczorek zarysował na łamach "Rzeczpospolitej" idylliczny obraz pakietu zmian w naszej ustawie zasadniczej, jaki przygotowała w ostatnich miesiącach Komisja Konstytucyjna. Pakiet dotyczy wyłącznie relacji Polski z Unią Europejską – tylko to dało się uzgodnić i tylko to chciano uzgodnić, dzięki inicjatywie prezydenta Bronisława Komorowskiego, który zamierzał przejść do historii jako twórca tych przepisów. Ale w dzień, w którym tekst profesora Winczorka się ukazywał, ten kompromis został, zgodnie zresztą z przewidywaniami, zakwestionowany.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne