Generalissimus Dariusza Wilczaka - recenzja Pawła Kowala

Współpracownicy Jaruzelskiego liczyli, że szef WRON dostanie pokojową Nagrodę Nobla. Być może na spółkę z Wałęsą i prymasem Glempem. Planowali, by odebrał wyróżnienie w mundurze – europoseł i politolog recenzuje książkę "Generalissimus" Dariusza Wilczaka

Publikacja: 13.12.2011 04:00

Paweł Kowal

Paweł Kowal

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

Red

Wilczak nawet zdenerwował mnie, przyznaję, swoim telefonem: – Ta książka jest taka dziwna. Nie wiem, czy pan zrozumie. – A to niby dlaczego miałbym nie zrozumieć? – od niechcenia ucinam rozmowę. Tekst nie za długi, zgrabnie napisany. Maszynopis mieści się w torbie obok opasłej "Historii władzy w Związku Radzieckim" Rudolfa G. Pichoi. Długi lot, gin z tonikiem i Jaruzelski. Czytam, ale jakoś się nie składa. "O co tu do diaska chodzi?". Ani to Górnicki, ani Kiszczak, ani kierowca generała, którego kiedyś poznałem przypadkiem... Po wylądowaniu, już zza oceanu: "Panie redaktorze, tam się coś nie składa". "Nie, to tak miało być". "Aaa-ha...".

Każdy gest na korzyść

Zaplanowano biografię generała na trzydziestolecie stanu wojennego. Ossolineum zwróciło się do reportera, który ekipę Jaruzelskiego i lata 80. czuje bardzo dobrze. A tu wyszedł zgrabny kawałek literatury, książka, przez którą od niejednego świątecznego stołu ktoś odejdzie wzburzony. Subiektywna spowiedź zbiorowego adiutanta, pełna anegdot, którą wielu weźmie za książkę do historii i oberwie się Dariuszowi Wilczakowi – jego ryzyko.

Ileż powstało wspomnień pisanych przez sekretarkę, adiutanta, lokaja, giermka. Wchodzą, coś usłyszą, poskładają. Niby to prawda, ale ich prawda. Lecz książka Wilczaka to nie po prostu spisane wspomnienia kierowcy czy kawiarki, połączone jednym podmiotem lirycznym. Tak naprawdę podobną książkę mógłby napisać każdy z członków ekipy Jaruzelskiego: Ciosek, Urban, Kiszczak, nawet Rakowski, gdyby żył. Ich wszystkich naznaczył stan wojenny i jego konsekwencje oraz przekonanie, że najcenniejszym klejnotem w ich posiadaniu jest Jaruzelski. I muszą go bronić do ostatniej kropli krwi i atramentu, i wytłumaczyć każdy jego gest na jego korzyść. I pisać generał zawsze przez wielkie G.

Można snuć rozważania, na ile wpływ na decyzje miał w latach 80. Jaruzelski, na ile Kiszczak, a wreszcie w jakim stopniu były realizacją linii z Moskwy. Jedno nie ulega wątpliwości: symbolicznie koniec systemu to Jaruzelski. Jego kult nie przypominał ukłonów dla Stalina ani hołdów dla późniejszych przywódców komunizmu. Współpracownicy generała widzieli w wyobraźni jego popiersie obok Napoleona lub Piłsudskiego. Jaruzelski zanurzony w bliskie sercom Polaków konteksty miał się odkleić od historii komunizmu.

Wiesław Górnicki, którego Wańkowicz zaliczał do najlepszych reportażystów, stał się obok Urbana głównym propagandystą (spin doktorem) Jaruzelskiego. Proponował kręcenie filmu dokumentalnego o generale. Pierwsze ujęcia miały pokazywać świadectwo chrztu. Gdy ogłaszano niesławny II etap reformy gospodarczej starano się, zresztą bezskutecznie, trzymać Jaruzelskiego daleko od tego przedsięwzięcia. Gdy miał przemawiać w jakiejś sprawie, najbliżsi współpracownicy radzili ignorować partię, mówić "do narodu".

Pozycja "hetmana"

Tak widzi to półliteracki bohater książki Wilczaka, "zbiorowy" współpracownik Jaruzelskiego:

"Zastanawiano się, czy tytuł Generalissimus nie urazi generała. Na wszelki wypadek posługiwano się tą nazwą tylko w wąskim gronie członów egzekutywy, zwracając uwagę, by tytuł nie doszedł do uszu Generalissimusa. Generalissimusowi był bowiem obcy kult jednostki i na każdym kroku powtarzał, że jest tylko jednym z wielu równych sobie, co nie było zresztą prawdą. Mówiąc Generalissimus, pamiętano, że identyczny tytuł nosił Aleksander Suworow, Czang Kaj-szek, Francisco Franco, Józef Stalin, lecz także John Pershing i George Washington. Przede wszystkim jednak tytułem Generalissimus honorowano Henryka, ostatniego z francuskiej dynastii Walezjuszów, księcia Orleanu, a wkrótce pierwszego elekcyjnego króla Polski i króla Francji. Było to o tyle znaczące, że Generalissimusa, którego nie można było powołać na króla, wybrano jednak prezydentem".

O ile nie wiadomo, czy Jaruzelski dowiedział się, że nazywano go Generalissimusem, o tyle zapewne zdawał sobie sprawę, że w 1982 roku Adam Schaff miał popierać nominowanie go do Pokojowej Nagrody Nobla, siedem lat później zaś do pomysłu powrócił Górnicki. Zaplanował, by w razie sukcesu Jaruzelski ewentualnie odebrał Nobla w mundurze ze względu na bliskość terminów ceremonii noblowskiej i rocznicy wprowadzenia stanu wojennego.

Planował, by zrehabilitować Jaruzelskiego w oczach świata i potwierdzić jego pozycję jako "hetmana", jak to sam ujmował. Czuł jednak, że sprawa nie jest prosta: "Najkrócej mówiąc: tegoroczna Nagroda Pokojowa Nobla dla Jaruzelskiego, Wałęsy i Glempa. (...) Wyłączna nagroda dla Tow. Generała oczywiście nie wchodzi w rachubę – chyba że uznano by potrzebę zrównoważenia Nobla Wałęsy, ale to wydaje mi się mało prawdopodobne". Pomimo próśb na oryginale dokumentu Górnickiego nie znalazło się "tak" od Jaruzelskiego.

List od Karskiego

Gdy we wtorkową noc 6 czerwca 1989 roku do rozżalonego Górnickiego doszło, że wybory są przegrane, pisał do Jaruzelskiego, sam być może czując się jak adiutant Piłsudskiego, wierny Wieniawa: "Pragnę zameldować, że kiedy 19 marca 1925 roku, w dniu imienin Komendanta, grupa wyższych oficerów pod wodzą Wieniawy-Długoszowskiego przybyła do Sulejówka, mogli oni zameldować: "Drogi wodzu, niesiemy Ci w darze nie tylko nasze serca, lecz i zaprawione w boju szable". Gdzie są dziś te szable, Tow. Generale? Gdzie są – oprócz mnie i mojego Zespołu – ludzie gotowi pójść w ogień za Wojciecha Jaruzelskiego? Sądzę, że pilnie trzeba wyciągnąć z tego wnioski – przepraszam – dla pożytku Ojczyzny".

Mit przetrwał lata komunizmu i zaczęły go potwierdzać osoby, po których trudno byłoby się tego spodziewać. W latach 90. w liście od legendarnego Jana Karskiego (znamy jego treść z książki Wilczaka) generał mógł przeczytać:

"Historia oceni działalność Pana inaczej niż współczesne Mu, podzielone politycznie i emocjonalnie reagujące, pokolenie. Tak było w historii Polski z księciem Adamem Czartoryskim, Tadeuszem Kościuszką, margrabią Wielopolskim, marszałkiem Piłsudskim, generałem Sikorskim, Mikołajczykiem, Witosem, Ciołkoszem i tylu innymi. Z prasowych odgłosów i innych opinii dowiaduję się, że życie nie skąpi Panu ciosów, ale przyjmuje je Pan z godnością. Szkoda, że musi się Pan jeszcze zmagać ze zdrowiem... Już od ponad 300 lat jest Polska terenem niestabilności, zasłużonych i niezasłużonych zmian. Dla oceny w każdym przypadku potrzebna jest perspektywa historyczna. Jestem już "starszym panem", mam 84 lata. Mam polskie serce, ale światopogląd uformowany przez moją drugą Ojczyznę – Amerykę, która hojnie i ponad miarę obdarza mnie życzliwością i uznaniem. Dlatego – prawdopodobnie – inaczej patrzę na bieg spraw w moim starym Kraju niż wielu patriotów, którzy w nim mieszkają. Widzę las, podczas gdy oni – drzewa... Życząc Panu Prezydentowi zdrowia, sił, wytrwałości i pogody ducha pozostaję z wyrazami najwyższego szacunku. Oddany Jan Karski".

Trzeci Jaruzelski

Jest dwóch Jaruzelskich: jeden zdrajca, drugi antyteza zdrajcy: ulepiony skutecznie przez twórców propagandy (powiedzielibyśmy: wizerunku) stanu wojennego – dzisiaj zapewne chciałyby im płacić najlepsze firmy marketingowe. Poskręcany z tragicznych polskich historii, Sybiru, munduru, walki o ziemie zachodnie i szkoły u ojców marianów, skromny, po wileńsku zajadający na śniadanie razowca z miodem. Bohater książki Wilczaka zapamiętał takiego generała i o takim opowiada.

W takiego generała wierzy sam generał – Wilczak zaś jako autor nie zawiódł. I tak, dyskutując żywo o bohaterze Wilczaka, Polakom przyjdzie poczekać na biografię Jaruzelskiego, tego trzeciego Jaruzelskiego odartego z mitów, wyobrażeń i emocji. Jaruzelskiego bez historycznych dramatycznych póz, których tak potrzebują elity, żeby toczyć spór o komunizm. To paradoks, tych samych póz, do których współpracownicy generała przyzwyczaili także jego przez ostatnie dekady.

Autor jest szefem PJN, historykiem, muzealnikiem, adiunktem w ISP Polskiej Akademii Nauk i autorem książki "Koniec systemu władzy. Polityka ekipy generała Wojciecha Jaruzelskiego w latach 1986 – 1989", która niebawem się ukaże w sprzedaży.

Fragment książki Dariusza Wilczaka  "Generalissimus" ukazał się w weekendowym dodatku "Rzeczpospolitej" "Plus Minus"  10 – 11 grudnia 2011 r.

Wilczak nawet zdenerwował mnie, przyznaję, swoim telefonem: – Ta książka jest taka dziwna. Nie wiem, czy pan zrozumie. – A to niby dlaczego miałbym nie zrozumieć? – od niechcenia ucinam rozmowę. Tekst nie za długi, zgrabnie napisany. Maszynopis mieści się w torbie obok opasłej "Historii władzy w Związku Radzieckim" Rudolfa G. Pichoi. Długi lot, gin z tonikiem i Jaruzelski. Czytam, ale jakoś się nie składa. "O co tu do diaska chodzi?". Ani to Górnicki, ani Kiszczak, ani kierowca generała, którego kiedyś poznałem przypadkiem... Po wylądowaniu, już zza oceanu: "Panie redaktorze, tam się coś nie składa". "Nie, to tak miało być". "Aaa-ha...".

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?