Wilczak nawet zdenerwował mnie, przyznaję, swoim telefonem: – Ta książka jest taka dziwna. Nie wiem, czy pan zrozumie. – A to niby dlaczego miałbym nie zrozumieć? – od niechcenia ucinam rozmowę. Tekst nie za długi, zgrabnie napisany. Maszynopis mieści się w torbie obok opasłej "Historii władzy w Związku Radzieckim" Rudolfa G. Pichoi. Długi lot, gin z tonikiem i Jaruzelski. Czytam, ale jakoś się nie składa. "O co tu do diaska chodzi?". Ani to Górnicki, ani Kiszczak, ani kierowca generała, którego kiedyś poznałem przypadkiem... Po wylądowaniu, już zza oceanu: "Panie redaktorze, tam się coś nie składa". "Nie, to tak miało być". "Aaa-ha...".
Każdy gest na korzyść
Zaplanowano biografię generała na trzydziestolecie stanu wojennego. Ossolineum zwróciło się do reportera, który ekipę Jaruzelskiego i lata 80. czuje bardzo dobrze. A tu wyszedł zgrabny kawałek literatury, książka, przez którą od niejednego świątecznego stołu ktoś odejdzie wzburzony. Subiektywna spowiedź zbiorowego adiutanta, pełna anegdot, którą wielu weźmie za książkę do historii i oberwie się Dariuszowi Wilczakowi – jego ryzyko.
Ileż powstało wspomnień pisanych przez sekretarkę, adiutanta, lokaja, giermka. Wchodzą, coś usłyszą, poskładają. Niby to prawda, ale ich prawda. Lecz książka Wilczaka to nie po prostu spisane wspomnienia kierowcy czy kawiarki, połączone jednym podmiotem lirycznym. Tak naprawdę podobną książkę mógłby napisać każdy z członków ekipy Jaruzelskiego: Ciosek, Urban, Kiszczak, nawet Rakowski, gdyby żył. Ich wszystkich naznaczył stan wojenny i jego konsekwencje oraz przekonanie, że najcenniejszym klejnotem w ich posiadaniu jest Jaruzelski. I muszą go bronić do ostatniej kropli krwi i atramentu, i wytłumaczyć każdy jego gest na jego korzyść. I pisać generał zawsze przez wielkie G.
Można snuć rozważania, na ile wpływ na decyzje miał w latach 80. Jaruzelski, na ile Kiszczak, a wreszcie w jakim stopniu były realizacją linii z Moskwy. Jedno nie ulega wątpliwości: symbolicznie koniec systemu to Jaruzelski. Jego kult nie przypominał ukłonów dla Stalina ani hołdów dla późniejszych przywódców komunizmu. Współpracownicy generała widzieli w wyobraźni jego popiersie obok Napoleona lub Piłsudskiego. Jaruzelski zanurzony w bliskie sercom Polaków konteksty miał się odkleić od historii komunizmu.
Wiesław Górnicki, którego Wańkowicz zaliczał do najlepszych reportażystów, stał się obok Urbana głównym propagandystą (spin doktorem) Jaruzelskiego. Proponował kręcenie filmu dokumentalnego o generale. Pierwsze ujęcia miały pokazywać świadectwo chrztu. Gdy ogłaszano niesławny II etap reformy gospodarczej starano się, zresztą bezskutecznie, trzymać Jaruzelskiego daleko od tego przedsięwzięcia. Gdy miał przemawiać w jakiejś sprawie, najbliżsi współpracownicy radzili ignorować partię, mówić "do narodu".