Król, dama czy walet

Trudno jest stworzyć szerszą formację, gdy wszyscy liderzy uważają się za równych sobie i żaden nie wybija się w naturalny sposób. Kto będzie górą: Kwaśniewski, Palikot czy Miller – zastanawia się publicysta

Aktualizacja: 28.02.2012 21:01 Publikacja: 28.02.2012 18:30

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Czy Aleksander Kwaśniewski zjednoczy lewicę? Cykl spotkań pod hasłem "Dialog i przyszłość" zelektryzował postępowy salon. Jedni zaczęli wieszczyć powrót byłego prezydenta jako wielkiego rozgrywającego polskiej polityki (czego dowodem ma być kolejna dieta). Inni zaczęli wzywać do zwierania szeregów, aby skorzystać na słabnięciu Platformy. Jeszcze inni, jak Leszek Miller czy Sławomir Sierakowski, demonstracyjnie to bagatelizowali.

Które to już rozdanie, w którym jako rywale spotykają się Aleksander Kwaśniewski z Leszkiem Millerem? Tym razem w talii jest jednak nowa karta – Janusz Palikot. Wszyscy trzej – Kwaśniewski, Palikot i Miller – deklarują, że chcą dyskutować na temat stworzenia wielkiego obozu lewicy przed wyborami europejskimi w 2014 roku. Każdy z nich ma jednak nieco inne interesy i plany. Która karta w talii okaże się wygraną?

Król, czyli Kwaśniewski

Rola osoby integrującej obóz z pozoru doskonale do niego pasuje. Cieszy się on autorytetem byłej głowy państwa, ma świetne kontakty międzynarodowe i specyficzny talent do łączenia ludzi, wspominany z łezką przez byłych postkomunistów z lat 90. Talent ten przeciwstawiany bywa skłonności Leszka Millera do tworzenia koterii i wąskich grup interesu. Słowem aż się prosi, aby niegdysiejszy Mesjasz z SdRP powrócił w chwale i ponownie tchnął w lewicę ducha zwycięstwa.

Tym bardziej że dzisiejszy Kwaśniewski umie już mówić zupełnie innym językiem niż w czasach swojej prezydentury. Wie, że w wystąpienia wypada wpleść alterglobalistyczny slang Naomi Klein czy cytaty Slavoja Żiżka. Wyczuwa, że powinno się powtarzać o potrzebie "wymyślenia się lewicy na nowo" i głosić, że "nowe" wykuwa się w różnych miejscach od parku Zuccotti w Nowym Jorku po rewolucje arabskiej wiosny.

Ale ten styl bywalca Davos i ulubieńca europejskich socjalistów nijak się ma do mizerii i skłócenia polskiej lewicy. Tu jego światowy wdzięk nie robi równie silnego wrażenia. Dawny hegemon polskiej sceny politycznej od siedmiu lat nie odnosi sukcesów. W 2005 roku wspierał Włodzimierza Cimoszewicza przeciw Donaldowi Tuskowi i Lechowi Kaczyńskiemu. Owszem, jego żona była szefową sztabu Cimoszewicza, ale były prezydent nie wysunął się na czoło. W 2007 roku niemiecka prasa typowała, że to on może zatrzymać braci Kaczyńskich. Ale pokonał ich Donald Tusk. Na dodatek udział Kwaśniewskiego w kampanii SLD zakończył się kompromitującą "chorobą filipińską". Były prezydent nie bardzo pomógł prezydenckiej i sejmowej kampanii Grzegorza Napieralskiego w latach 2010 i 2011. Za każdym razem albo nie miał serca do angażowania się na 100 procent, albo paraliżował go status byłej głowy państwa. Nie spełniły się też nadzieje, że zrobi karierę międzynarodową.

Teraz Kwaśniewski chce wrócić do roli głównego gracza i budzi nadzieje, że może sklei coś na kształt "koalicji drzewa oliwnego". Można podejrzewać, że jest do tego gorąco zachęcany przez europejską lewicę: od niemieckiego SPD po skandynawskich socjalistów. Tyle że zgromadzenie przy jednym stole postkomunistycznych autorytetów lat 90. w rodzaju Marka Borowskiego czy Włodzimierza Cimoszewicza i skonfrontowanie ich z Januszem Palikotem niewiele daje.

Palikot sam w sobie jest ciekawy, ale już jego posłowie to amatorzy – bez wdzięku. Leszek Miller – mimo obietnic – na pierwsze spotkanie w ogóle nie przybył. Trudno się dziwić. Dla Leszka Millera przyjęcie zaproszenia na jakąkolwiek debatę o wielkiej lewicy można porównać – by użyć jego bon motu – do przyjmowania przez karpia zaproszenia na Wigilię. Nie po to Miller z trudem zdobył władzę nad SLD, by teraz rozważać, jak rozpuścić Sojusz w lewicowej zupie. Dlatego odrzucił też zaproszenie Palikota, aby wspólnie świętować 1 maja, i zapowiedział alternatywny, "robociarski" wiec pod siedzibą OPZZ. Pytanie, co 1 maja wybierze Kwaśniewski? Jego obawy może budzić nie tylko wilczy uśmiech Millera. Jeszcze gorszy może być dlań rys nieprzewidywalności, jaki wyrobił sobie Palikot.

Charakterystyczna jest reakcja byłego prezydenta na stwierdzenie Palikota, że Polacy będą musieli się wyrzec polskości. "Proszę przestać szaleć" – miał wypalić zirytowany Kwaśniewski. Irytacja była tym bardziej na miejscu, że taka dezynwoltura może sygnalizować, iż Palikotowi wcale nie zależy na zjednoczeniu lewicy, tylko na kolejnych drakach. A były prezydent może nie chcieć tego żyrować swoim autorytetem.

Dama,  czyli Palikot

Pojawienie się Palikota na scenie politycznej każe na nowo postawić pytanie: kogo dziś ma reprezentować lewica? Ludzi pracy z Biedronki? Młodych przeciwników ACTA? Antyklerykałów? Ludzi mających sentyment do PRL? Wszyscy oni w jakimś procencie poparli lubelskiego skandalistę. Ale w każdej z tych grup są też niezdecydowani, którzy widzą w Palikocie przebierańca. Starszy elektorat, wychowany w PRL, docenia pewnie szacunek Palikota dla Jerzego Urbana, ale jednocześnie drażni ich jego niepoważny styl. Z kolei młodzi niby powinni mu ufać, ale gdy Palikot pojawił się na demonstracji przeciw ACTA, przywitały go gwizdy i wyzwiska.

Palikotowi nie udało się zdobyć życzliwości "Krytyki Politycznej". Guru tego środowiska Sławomir Sierakowski wyśmiał niedawno w Radiu TOK FM kreowanie "wydarzeń skierowanych bardziej do młodzieży, tak jak wyobraża to sobie Ruch Palikota", takich jak "palenie kadzidełek etc.". I pytał: "Czy to jest poważna polityka? Nie. Czy może to zwiększyć poparcie (lewicy) w sondażach, a finalnie – w wyborach? Prawdopodobnie tak. Czy od tego coś się zmieni w kraju? Taka forma zjada treść. Nie tylko w Polsce".

Palikot biegnie jednak na długim dystansie. Jego deklaracja, że do 2015 roku nie wejdzie w koalicję z Platformą, może wskazywać, że najbliższe lata chce wykorzystać na zbieranie sił na wybory prezydenckie w 2015 roku. Wybory głowy państwa premiują wyraziste osobowości. To dla niego idealne pole walki. Trudno też podejrzewać, by naprawdę chciał wielkiej wspólnej listy lewicy w wyborach do europarlamentu w 2013 roku. Palikot wciąż musi budować tożsamość swego ruchu, a wybory do Brukseli są do tego idealną okazją. Tymczasem gdyby powstawała polska wersja "Drzewa oliwnego", musiałby zmieścić się na podium z kilkoma innymi liderami lewicy.

Na razie deklaruje pełną lojalność wobec planów Kwaśniewskiego. Ale – jak można podejrzewać – sojusz potrzebny jest mu po to, aby powalczyć z irytującym go konkurentem – Leszkiem Millerem. Palikot wie, że Kwaśniewski także nie przepada za "silnym człowiekiem z Żyrardowa", więc były prezydent może być użytecznym narzędziem w walce z SLD. W podobny sposób Palikot może chcieć wykorzystać Ryszarda Kalisza, który ma z Millerem własne porachunki. Palikot wie, że reprezentowane przezeń poglądy w dzisiejszej Europie dają fory i uznanie. Jego niedawna wizyta w Brukseli, gdzie życzliwie witali go europejscy socjaliści, pozwoliła mu ocenić swoją wartość na eurosalonach. Wie wreszcie, że jako polityk stosunkowo młody ma najwięcej czasu i może czekać.

Walet,  czyli Miller

W trójkącie Kwaśniewski – Palikot – Miller lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej wydaje się najsłabszy. Kwaśniewski nigdy za nim nie przepadał, a Palikot już pozwala swoim ludziom na ironiczne uwagi o "postkomunistycznej i postubeckiej partii SLD". Leszek Miller odwzajemnia się wypominaniem Palikotowi, że stworzył katolicki tygodnik "Ozon", co ciągle trafia do wyobraźni wyborców lewicy. Ale polityk z Lublina potrafi się zemścić jeszcze boleśniej. Oto z szeregów Ruchu Palikota zaczyna padać sugestia, że Miller jest postacią skompromitowaną, bo moralnie i politycznie odpowiada za domniemane tortury na więźniach CIA w bazie w Kiejkutach. Na ten zarzut Millerowi nie będzie łatwo odpowiedzieć.

Co zatem mu pozostaje? Doświadczenie ponad 40 lat w polityce i słynna niezatapialność. Nad Kwaśniewskim na pewno góruje siłą charakteru, Palikota na razie też punktuje celnie – kpi z jego statusu milionera, wytyka jego pretorianom (takim jak karany za wymuszenia Wojciech Penkalski), że najlepiej posługują się kijem baseballowym, lub wyśmiewa ekologiczność innego członka Ruchu Andrzeja Piątaka, który jako właściciel fermy zwierząt futerkowych rocznie zabija 40 tysięcy norek. Bez kompleksów też potrafił nazwać wezwanie Palikota "do wyrzeczenia się polskości" brednią. Miller może mieć nadzieję, że będzie strawniejszy od Palikota dla tak doświadczonych graczy jak Józef Oleksy, który wraca właśnie do czołówki Sojuszu.

Przeciw niemu jest jednak biologia. Nawet najbłyskotliwsze przywództwo Millera w SLD nie zmieni faktu, że jest on o 20 lat starszy od lubelskiego polityka. Na jego niekorzyść działa też to, że raczej nie wystartuje w wyborach prezydenckich. A bez własnego kandydata Sojusz odda show Palikotowi, który w kampanii prezydenckiej będzie się czuł jak ryba w wodzie. Tymczasem to o młody elektorat idzie dziś gra, a nie o wymierające z wolna pokolenie pamiętające rządy Jaruzelskiego.

Wszyscy równi

Ta krótka charakterystyka trzech graczy z obozu polskiej lewicy pokazuje, jak trudno stworzyć szerszą formację, gdy wszyscy liderzy uważają się za równych sobie i żaden nie wybija się w naturalny sposób. W 1989 roku takim liderem był Kwaśniewski, ale był to raczej skutek lęku ludzi PZPR przed polityczną anihilacją. Ci, którzy dziś zakładają, że tak różne osobowości może skleić sama tylko idea jedności lewicy, mogą się srodze rozczarować.

Autor jest publicystą tygodnika "Uważam Rze"

Czy Aleksander Kwaśniewski zjednoczy lewicę? Cykl spotkań pod hasłem "Dialog i przyszłość" zelektryzował postępowy salon. Jedni zaczęli wieszczyć powrót byłego prezydenta jako wielkiego rozgrywającego polskiej polityki (czego dowodem ma być kolejna dieta). Inni zaczęli wzywać do zwierania szeregów, aby skorzystać na słabnięciu Platformy. Jeszcze inni, jak Leszek Miller czy Sławomir Sierakowski, demonstracyjnie to bagatelizowali.

Które to już rozdanie, w którym jako rywale spotykają się Aleksander Kwaśniewski z Leszkiem Millerem? Tym razem w talii jest jednak nowa karta – Janusz Palikot. Wszyscy trzej – Kwaśniewski, Palikot i Miller – deklarują, że chcą dyskutować na temat stworzenia wielkiego obozu lewicy przed wyborami europejskimi w 2014 roku. Każdy z nich ma jednak nieco inne interesy i plany. Która karta w talii okaże się wygraną?

Pozostało 91% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml