Sztuka pisania prawa

„Rzeczpospolita” opublikowała na swych łamach niedawno interesujący dwugłos nt. projektu ustawy (autorstwa Nowoczesnej i KPH) o zakazie i penalizacji tzw. praktyk konwersyjnych.

Aktualizacja: 12.04.2019 06:09 Publikacja: 12.04.2019 06:01

Sztuka pisania prawa

Foto: 123RF

Chodzi tu o terapię, która miałaby prowadzić do zmiany orientacji seksualnej pacjenta, jego tożsamości płciowej, a nawet jego ekspresji płciowej (tj. m.in. zachowania, stroju, makijażu). Niepokój wobec zapisów projektu wyraził dr Błażej Kmieciak, z Instytutu Ordo Iuris. W protekcjonalnym i karzącym tonie odpowiedzieli mu prawnicy i działacze KPH (Gierdal, Knut, Skonieczna). Warto przyjrzeć się ich argumentacji, by zbadać, z czego wynika ta próba intymidacji oponenta oraz jak współgra z procesem nabywania praw przez osoby i środowiska LGBT. Wpierw zatem uwypuklę pewne wątki pojawiające się w argumentacji KPH, z czego dopiero wyniknie właściwy temat mojego tekstu, tj. polityczność psychiatrii i diagnostyki psychologicznej.

Autorzy piszą, że ustawa jest „wymierzona przeciwko szerzeniu fałszywego i nienaukowego przekonania, że orientacja inna niż heteroseksualna jest czymś nieprawidłowym i że należy ją zmienić”. Wyrażone przez Kmieciaka przypuszczenie, że „wypowiedzenie publiczne stwierdzenia: «homoseksualizm to zaburzenie» wiązałoby się zapewne dla autora tych słów z silną krytyką” uznają za „prowokacyjne” i „nienaukowe”, a nawet sugerują, że podobny pogląd właściwie wyklucza ze wspólnoty naukowców („Biorąc pod uwagę, że jest ono nienaukowe, a sam autor chce być postrzegany jako naukowiec, takie pytanie nie powinno pojawić się w jego tekście”).

Dalej, autorzy z KPH nie dopuszczają rozważań „na temat czynników kształtujących orientację seksualną człowieka”, gdyż to przypomina – ich zdaniem niedopuszczalne – próby „ustalenia źródeł „choroby”, a przez to „wartościowania różnych orientacji seksualnych na lepsze i gorsze”. Innymi słowy, nie wolno wyrażać żadnych wątpliwości na temat orientacji homoseksualnej czy tratować jej jako patologii rozwoju psychoseksualnego. Trzeba ją traktować jako oczywistą per se, a ewentualne pytania i zastrzeżenia – w tym zapewne te dotyczące sposobu życia – mają być przemilczane. Co więcej, kwestii tej (np. źródeł homoseksualizmu) w ogóle nie należy badać, a przecież rozwój ludzki, w tym psychoseksualny, jest po prostu jednym z ważnych problemów nauki. Mamy tu zatem ważną wadliwość metodologiczną związaną z ignorowaniem różnicy między opisem a oceną. W gruncie rzeczy chodzi o tabuizację kwestii. Lub – inaczej – pełna aprobata dla homoseksualizmu i postulatów LGBT ma być ortodoksją, a każdy inny pogląd – herezją. Pozostaje otwartą kwestia ewentualnej karalności tego odstępstwa.

Autorzy z KPH przyjmują aprobatywnie końcowe twierdzenie Kmieciaka, że „rację mają zwolennicy twierdzenia wskazujący, iż orientacja seksualna nie powinna podlegać leczniczej modyfikacji”. Podają ciekawe uzasadnienie: „nikt nie powinien cierpieć z powodu tego, kogo kocha”. Pojawia się tu zatem nagle kategoria i kryterium miłości. Ludzie jednak, jak świat światem, cierpią z powodu miłości, a związki świadome i dobrowolne nie zawsze są dobre i zdrowe. Podobne postulaty z zakresu moralnego humanizmu mogą zatem wyrażać pewne wspólne nam wszystkim pragnienie czy tęsknotę. Nie są jednak argumentem w sporze o prawną ocenę związków. Innymi słowy możemy tu mieć do czynienia z kontrowersyjnym – antropologicznie, historycznie, cywilizacyjnie - przekonaniem, że wszystkie osoby, w dowolnych układach, darzące się miłością powinny mieć prawo do formalizacji prawnej swojej relacji. Społeczeństwo może przyjąć taki punkt widzenia, może go też odrzucić. By jednak uczynić jedno bądź drugie, podobny postulat musi być wyrażony wprost, a nie jedynie dany domyślnie.

W końcu zaś autorzy z KPH stwierdzają, że „pseudoterapie konwersyjne powodują m.in. obniżenie poczucia własnej wartości, negatywny stosunek do seksualności, depresję, poczucie winy, wycofanie społeczne oraz próby samobójcze. Dlatego uważamy, że Państwo ma nie tylko możliwość, ale również obowiązek zakazywać tego rodzaju oddziaływań”. Można tu wyrazić wątpliwość, czy istotnie rola państwa jest tu rozumiana prawidłowo. Ważniejsza jednak wydaje mi się kwestia antropologiczna: dlaczego człowiek miałby nie cierpieć z powodu tego, kim jest? Dlaczego stosunek do własnej seksualności miałby być wyłącznie aprobatywny? Czy naprawdę w życiu ludzkim ma już nie być miejsca za niezadowolenie, dysgust, zwątpienie, rozpacz? Są to fenomeny, które różnią nas od zwierząt. Do istoty człowieka, człowieka jako takiego, należy to, że o sobie wątpi, że bywa z siebie niezadowolony, że od siebie wymaga, że się powstrzymuje, że pyta o najlepszy, pozostający w jego zasięgu „projekt egzystencjalny”. Miejscem szczególnego, ustrukturyzowanego namysłu nad własną kondycją, a zatem i wypracowaniem stosunku do samego siebie, jest relacja terapeutyczna. Stwierdzenie tego nie jest głosem „za” praktykami konwersyjnymi. Wprost przeciwnie, uznaję ich bezcelowość. Kwestionuję jednak wątek antropologiczny przewijający się tak w projekcie ustawy, jak w omawianej polemice Kmieciak – KPH. Zakładam, że moje wątpliwości okażą się całkowicie niezrozumiałe dla autorów ustawy i komentowanego tekstu. Mam jednak nadzieję, że zostaną zrozumiane choć przez niektórych czytelników tego tekstu.

Łatwiej omówić wątek naukowo - polityczny obu tekstów (tak ustawy, jak polemiki z Kmieciakiem). Tu warto mieć w pamięci uwagę Rogera Scrutona, że homoseksualiści nabywają praw między innymi przez zastraszanie klasy politycznej. Należy zatem pytać o głębokie mechanizmy, które stoją za społeczną emancypacją gejów. Trzeba też pamiętać, że podobnie, jak feministki nie reprezentują wszystkich kobiet (można domniemywać, że w istocie reprezentują zdecydowaną ich mniejszość), tak i działacze LGBT nie reprezentują wszystkich homoseksualistów. Ci ostatni są wolni tak w ocenie swej własnej seksualności, jak i politycznej działalności konkretnych partii i organizacji pro-LGBT. Mogą dawać jej swe pełne poparcie, mogą ją dezaprobować.

Podkreślam, że moim celem nie jest tutaj ocena konkretnego projektu ustawy, ale jedynie pewnego sposobu myślenia o relacji „polityka – diagnostyka psychiatryczna, psychologiczna, terapia, pomoc psychologiczna”. (Autorzy projektu w uzasadnieniu przywołują szereg nagłośnionych przez media przykładów skrajnie patologicznych form usług konwersyjnych, które nie są terapią, i których wyeliminowania zapewne życzylibyśmy sobie wszyscy. Pozostaje pytanie, czy istotnie prawny zakaz bardzo szeroko rozumianych „praktyk konwersyjnych” jest dobrą drogą ku temu).

Na diagnostykę psychologiczną można patrzeć w sposób pozytywistyczny. Zgodnie z nim mamy do czynienia po prostu z przyrostem wiedzy. Tak, że niegdyś homoseksualizm traktowany był jako zaburzenie, dziś zaś nie jest, gdyż nastąpił trwały postęp w jego rozumieniu. Teoria „postępu” sprzyja postulatom środowisk LGBT. Podobnie jest z drugim podejściem, choć tu sprawa staje się mniej oczywista. Zgodnie bowiem z modelem społeczno-historycznym, pojęcie zdrowia i choroby psychicznej zależą od aktualnej gry i dominacji określonych czynników społecznych, a poglądy na psychopatologię są kształtowane przez interesy społeczne. Fakt, że dotychczas diagnozowano „homoseksualizm” a nie – dajmy na to - „homofobię” byłby tu skutkiem tego, że homoseksualiści byli słabszą grupą społeczną. Zwolennicy tego podejścia twierdzą, że psychiatrii winna przyświecać wizja lepszego społeczeństwa, a za patologiczne należy uznać te cechy, które byłyby dysfunkcyjne w społeczeństwie bardziej egalitarnym i bardziej „sprawiedliwym” (cudzysłów, jako że domniemywa się tu jednoznacznie liberalne rozumienie owej sprawiedliwości). Na czele listy zaburzeń skłonni są oni widzieć rasizm, mizoginizm i homofobię. Jak na dłoni widać zatem, że psychiatria bywa rozumiana w sposób na wskroś polityczny i stawia sobie stricte polityczne cele. Sami badacze przyznają, że homoseksualizm zniknął z listy zaburzeń psychicznych w wyniku presji społecznej, gdy corocznym debatom APA towarzyszyły masowe demonstracje gejów, a „heteroseksualni mężczyźni, którzy dzierżą władzę w APA, musieli ustąpić”. Dalsze zmiany (usunięcie kategorii „homoseksualizmu odrzucanego przez ego”) nastąpiły zaś prawdopodobnie pod wpływem „większej liczby kobiet i gejów w zespole i grupach roboczych, które opracowały DSM-IV”. Pożądana zmiana w oficjalnej diagnostyce nastąpiła, a jednak nie dla wszystkich jest ona satysfakcjonująca, jako że psychologowie i psychoanalitycy wciąż „dopatrują się różnych patologii” w kontekście interwencji w historię pacjenta. Zwraca się uwagę, że Otto Kernberg, znany psychoanalityk, autor znakomitych „Związków miłosnych”, doradca autorów DSM-IV wiąże homoseksualizm ze stopniem tzw. internalizacji relacji z obiektem czy określonym rozwojem narcystycznej struktury osobowości . Poglądy takie winny być, twierdzi się w tym podejściu, napiętnowane, gdyż traktują one homoseksualizm jako patologię rozwoju. Podobnie dezaprobuje się tu debatę o tym, czy możliwe jest i czym miałoby być leczenie homoseksualizmu (krytykuje się możliwość diagnozowania u pacjentów homoseksualnych narcystycznej osobowości czy fetyszyzmu transwestytycznego, o ile miałaby to być zastępcza kategoria dla homoseksualizmu).

Nie będzie żadnej uczciwej debaty o ustawie o zakazie praktyk konwersyjnych bez ujęcia politycznego wymiaru i dalekosiężnych skutków społecznych planowanego ustawodawstwa. Tocząca się na łamach „Rz” polemika jest jednak wyraźnie opcją przeciw debacie. Autorzy projektu ustawy traktują bardzo ważne, problematyczne kwestie, w tym naukowe, jako rozwiązane raz na zawsze. Z tego przekonania wyprowadzają ustawowe zakazy.

A jednak zakazu nie znosi ani nauka, ani samo myślenie. W nauce, w tym w naukach humanistycznych i społecznych, wolno kwestionować wszelkie teorie i stawiać różne hipotezy. Problemów nie traktuje się jako rozwiązanych raz na zawsze, rzeczywistość społeczna jest bowiem dynamiczna. Co więcej, stopień zainteresowania naukowców danym problemem z dziedziny społecznej powinien odpowiadać roszczeniom zgłaszanym przez określone grupy. Tak pracuje naukowy umysł: nie da się go onieśmielić i nie można go zastraszyć. Można jedynie próbować ograniczać wolność debaty społecznej, w tym akademickiej. Nie życzę moim oponentom powodzenia na tym polu, zbyt bowiem jestem przywiązana do wolności myślenia i badania.

Moją szczególną uwagę zwraca twierdzenie z projektu ustawy, że „żadna orientacja seksualna, tożsamość płciowa lub ekspresja płciowa nie może być traktowana jako choroba lub zaburzenie”. Otóż tzw. ekspresja płciowa wchodzi bez wątpienia w zakres obyczajności i nieobyczajności, w tym wulgarności, wyuzdania, prymitywizmu, obsceniczności. W tym sensie jest sprawą wspólną, sprawą społeczną oraz może być traktowana jako nieprawidłowa i nienormalna i w tym kontekście analizowana w różnych formach pomocy psychologicznej. Ostatnio prezydent Brazylii, Jair Bolsonaro rozpoczął dyskusję na ten temat po tym, jak dwaj geje dali publicznie wyraz własnej orientacji seksualnej i ekspresji płciowej w sposób w najwyższym stopniu wulgarny i obsceniczny. Czasem naprawdę zdrowo jest czuć się ze sobą źle.

Debata na temat miejsca osób homoseksualnych na rynku usług tak psychologicznych, jak i pseudopsychologicznych winna, w moim odczuciu, obejmować również kwestie związane ze społecznym konstruowaniem rozumienia normy i zaburzeń psychicznych w ich szerokim kontekście społecznym.

Korzystałam z: T. A. Kupers, Polityka psychiatrii: płeć i związana z nią stronniczość w DSM-IV w: M. Roth Walsh, Kobiety, mężczyźni, płeć. Debata w toku” Warszawa 2003 oraz z własnej książki „Ordo amoris, amor ordinis. Emancypacja w konserwatyzmie”, wyd. APS 2018.

Chodzi tu o terapię, która miałaby prowadzić do zmiany orientacji seksualnej pacjenta, jego tożsamości płciowej, a nawet jego ekspresji płciowej (tj. m.in. zachowania, stroju, makijażu). Niepokój wobec zapisów projektu wyraził dr Błażej Kmieciak, z Instytutu Ordo Iuris. W protekcjonalnym i karzącym tonie odpowiedzieli mu prawnicy i działacze KPH (Gierdal, Knut, Skonieczna). Warto przyjrzeć się ich argumentacji, by zbadać, z czego wynika ta próba intymidacji oponenta oraz jak współgra z procesem nabywania praw przez osoby i środowiska LGBT. Wpierw zatem uwypuklę pewne wątki pojawiające się w argumentacji KPH, z czego dopiero wyniknie właściwy temat mojego tekstu, tj. polityczność psychiatrii i diagnostyki psychologicznej.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?