Doświadczenie wskazuje, że fałszywe diagnozy są przyczyną nieskutecznego działania. Artykuł Adama Szejnfelda „Króliczek biurokracji" opublikowany w „Rzeczpospolitej" znakomicie ilustruje tę prawdę. Mamy odpowiedź, dlaczego nie przeprowadzono do tej pory w Polsce deregulacji oraz jakie są jej perspektywy.
Nie przeszkadzać
Deregulacja jest tylko środkiem. Celem polskich polityków powinno być przywrócenie wolności gospodarczej, tak jak już raz zrobił to ostatni rząd PRL w tzw. ustawie Wilczka. W połączeniu z zaradnością i przedsiębiorczością Polaków zaowocowała ona największym „cudem gospodarczym" końca XX wieku. „Cud" jest jak najbardziej ziemskiego pochodzenia wystarczyło zlikwidować regulacje paraliżujące aktywność ekonomiczną. Po prostu nie przeszkadzano nie tylko w zakładaniu firm, ale przede wszystkim ich prowadzeniu. Rząd był zaabsorbowany czym innym i przedsiębiorczość zostawiono „samej sobie".
Brak „pomocy" rządu spowodował, że wyrastające jak grzyby po deszczu małe firmy w ciągu kilku lat zatrudniły, według badań prof. Pawła Glickmana, od 5 do 6 milionów pracowników. Ta „kontrrewolucja straganów" (czyli rozkwit małych firm), która wylała się na polskie ulice, uratowała wschodzącą demokrację. Dzięki tym firmom pracownicy masowo zamykanych zakładów socjalistycznej gospodarki mogli znaleźć nową pracę, a nie wychodzić na ulicę. Źródła niebywałego własnego sukcesu gospodarczego dotąd są niezrozumiałe dla polityków. Nic dziwnego, że stawiają nieprawdziwe diagnozy i proponują nieskuteczne recepty.
Według Szejnfelda, byłego wiceministra gospodarki, biurokracja jest „wredną hydrą, której jeśli się odetnie jeden łeb, to zaraz w to miejsce wyrastają dwie nowe głowy". To nie diagnoza, tylko szukanie usprawiedliwienia, że tak naprawdę nic albo niewiele da się w ten sposób zrobić.
Biurokracja nie jest niewiadomego pochodzenia. Urzędnikiem nikt nie staje się poprzez samozatrudnienie. Wzrost liczby pracujących dla rządu nie odbywa się bez jego inicjatywy, wiedzy i akceptacji. Zatem twierdzenie o baśniowym sposobie mnożenia się biurokracji, czyli poprzez obcinanie głów wraz z innym, że „od 20 lat różne ekipy (...) podejmowały zadania deregulacyjne (...)" logicznie powinno prowadzić do wniosku, że próby deregulacji były powodem wzrostu zatrudnienia w administracji.