Jedni przywiązują się do drzew, by ochronić kilkanaście żabek kosztem rozjeżdżanych przez tiry ludzi. Drudzy przykuwają się do kominów, żądając, by nic z nich nie wylatywało. Jeszcze inni skutecznie blokują niezbędne inwestycje. Ale są też tacy, co piszą listy.
Organizacja ostrzega
Ekoterroryzm w Polsce ma różne oblicza. Media nagłaśniają najbardziej spektakularne akcje „ekologów", inwestorzy po cichu dogadują się z nimi, „wspierając działalność statutową" ogromną kasą, lobbyści wykorzystują tzw. pożytecznych idiotów, by wykosić konkurencję. Pomysłowość ekoterrorystów jest coraz większa, a i metod działania przybywa.
Prezes KGHM - i jednocześnie wiceprezydent Pracodawców RP - Herbert Wirth dostał list od prezesa zarządu fundacji Czysta Energia. Już pierwsze akapity nie pozostawiają cienia wątpliwości co do tego, o co chodzi.
Pan prezes jednoznacznie i wprost ostrzega, iż jego organizacja jako „strona postępowań środowiskowych" ma zamiar przyczepić się do wydanej przez regionalnego dyrektora ochrony środowiska we Wrocławiu decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach „przedsięwzięcia polegającego na poszukiwaniu złoża rud miedzi na obszarze Kulów - Luboszyce". Szef fundacji „uprzejmie zauważa", iż jej eksperci są przekonani o konieczności zrobienia „oceny oddziaływania na środowisko, screeningu przyrodniczego oraz inwentaryzacji przyrodniczej, w ramach których to procesów należałoby szczegółowo wyjaśnić kwestię wpływu przedmiotowej inwestycji na środowisko".
Jest dla mnie oczywiste, że regionalna dyrekcja przed wydaniem swojej decyzji przeprowadziła wszystkie niezbędne analizy i badania. Że dochowała szczególnej staranności, przyglądając się tej inwestycji KGHM, i spełniła wszelkie wymogi prawne.