Zdaniem Marka Magierowskiego (w tekście „Doktor Radosław i Mister Radek” z 20.09.2012 r.) coraz trudniej się połapać w zawiłościach dyplomacji prowadzonej przez ministra Radosława Sikorskiego. Publicysta uważa, że szef polskiej dyplomacji prezentuje jedynie swoje własne poglądy, że są one banalne, a w dodatku, że są one niespójne. Czyżby?
W imieniu Polski
Jeżeli urzędujący minister spraw zagranicznych od grudnia zeszłego roku konsekwentnie przedstawia i rozwija kolejne pomysły na przyszłość Unii Europejskiej, twierdząc przy tym, że były one konsultowane z przedstawicielami najwyższych władz w Polsce i nadal utrzymuje się na stanowisku ministra, to może tylko i wyłącznie oznaczać, że nie uprawia on „prywatnej” dyplomacji, ale wypowiada się w imieniu polskiego rządu, czyli w imieniu Polski. Takie są zasady obowiązujące w polityce międzynarodowej i tak interpretują to nasi partnerzy w Unii, którzy te pomysły analizują.
Zdziwienie, jakie u redaktora Magierowskiego wzbudzają pomysły na dalszą integrację UE ministra Sikorskiego, być może bierze się stąd, że dotąd żaden urzędujący polski minister spraw zagranicznych ani członek polskiego rządu tak jasno i wyraźnie nie sformułował kierunku, w jakim powinna rozwijać się Unia.
Owszem, jak zresztą wspomina redaktor Magierowski, jakiś czas temu powstał raport grupy mędrców kierowanej przez byłego premiera Hiszpanii Felipe Gonzalesa, ale w tę grupę z Polski był zaangażowany były, a nie urzędujący prezydent - Lech Wałęsa. Myślę, że każdy, kto zajmuje się sprawami publicznymi, wie, jak kolosalna jest różnica pomiędzy tym, co może powiedzieć i co może zrobić urzędujący, a były przedstawiciel rządu, który jest już wolnym strzelcem. Zatem to, co może brzmieć „banalnie” w ustach byłych członków rządu, w wypowiedziach ich aktualnie urzędujących kolegów może zapowiadać rewolucję.
Na Zachodzie na zawsze
Takim rewolucyjnym pomysłem jest z pewnością inicjatywa wyboru szefa Komisji Europejskiej w wyborach powszechnych. Wszyscy mamy teraz okazję obserwować, jak przebiega kampania wyborcza w USA. Widzimy, jak kandydaci do najwyższego stanowiska w unii amerykańskiej muszą zabiegać o każdy głos w każdym stanie. Gdyby wprowadzone zostały powszechne wybory na szefa europejskiego rządu, to zapewne byłyby one nie mniej emocjonujące niż w Stanach Zjednoczonych.
Wybrany w ten sposób szef Komisji Europejskiej uzyskałby znacznie większą niezależność od szefów poszczególnych rządów państw członkowskich Unii. Siłą rzeczy miałby znacznie większą władzę, gdyż opierałaby się ona na dziesiątkach milionów oddanych na niego głosów. Żeby uświadomić sobie różnicę pomiędzy władzą pochodzącą z wyborów powszechnych a władzą ustanowioną w wyniku gabinetowych układów, wystarczy porównać siłę i prestiż prezydentów największych polskich miast - przed i po wprowadzeniu reformy dotyczącej powszechnych wyborów na te stanowiska.
W swoim tekście redaktor Magierowski tylko mimochodem wspomina o zaprezentowanym przez ministra Sikorskiego pomyśle utworzenia europejskiej straży granicznej. A szkoda, bo to jest kolejny rewolucyjny pomysł.
W żywotnym interesie Polski jest, aby nasz kraj raz na zawsze stał się integralną częścią Zachodu i aby nikt już go stamtąd nigdy nie wyrwał. Także kierując się tą logiką, wstąpiliśmy do Sojuszu Północnoatlantyckiego i do UE. Z tego też względu staraliśmy się o umieszczenie elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej na naszym terytorium i zabiegamy o większą obecność żołnierzy NATO w Polsce.
Za federalizacją
Zainstalowanie np. francuskich, niemieckich, szwedzkich czy czeskich funkcjonariuszy na naszych wschodnich granicach przybliżyłoby nas o kolejny krok do głównego celu. Zyskalibyśmy większą stałą obecność umundurowanych funkcjonariuszy z państw sojuszniczych na naszej ziemi. A dla naszych sojuszników wschodnie granice Polski stałyby się mniej abstrakcyjne i byłyby w znacznie większym stopniu postrzegane jako rzeczywiste granice unijnej wspólnoty.
W dyskusji prowadzonej wśród urzędujących członków rządów państw Unii Europejskiej tego rodzaju pomysły należą do najdalej idących. Wynika z nich jasny przekaz: Polska ma wizję dalszego rozwoju integracji europejskiej i opowiada się za dalszą federalizacją Unii. Jest to wizja spójna. Te same pomysły są w tym samym czasie prezentowane w Polsce i za granicą. W tym kontekście o porównaniu zachowania ministra Sikorskiego do dr. Jekyll i Mr. Hyde nie może być mowy.
Natomiast zupełnie inną kwestią jest ocena szczegółów niektórych propozycji innych stron. Fakt, że polski minister spraw zagranicznych generalnie opowiada się za dalszą integracją w UE i za wprowadzeniem skutecznego mechanizmu nadzoru bankowego, oczywiście nie oznacza, że Polska infantylnie będzie wspierać każdy pochodzący z Brukseli roboczy dokument pod tytułem „Unia bankowa”.