Kiedy reformujesz taki kraj jak Gruzja, nie możesz zakładać tylko białych rękawiczek i dbać o to, by mieć czyste buty - mówi Dawid Usupaszwili, szef komisji ds. integracji europejskiej gruzińskiego parlamentu, działacz partii prezydenta Saakaszwilego.
Rozmawiamy w imponującej, zbudowanej z betonu i szkła siedzibie partii. Potęgę władzy widać na każdym kroku. Nad głównymi drogami billboardy wspierające główną partię - nr 5. Żadne inne ugrupowanie nie ma takich reklam. Trzy główne kanały telewizji - państwowe i prywatne - są tubą partii Saakaszwilego. Urzędnicy państwa włączają się w kampanię, używając służbowych biur, samochodów i telefonów. Policja aresztowała w ostatnim tygodniu co najmniej 50 działaczy opozycji.
Jednocześnie na ulicach Tbilisi niemal każdego popołudnia przechodzi antyrządowa demonstracja. Wściekłość tysięcy Gruzinów wywołały ujawnione niedawno szokujące filmy wideo, na których widać, jak strażnicy więzienni biją i gwałcą więźniów. Dla konserwatywnego społeczeństwa to obrazy szokujące.
Misza musi odejść
Usupaszwili przekonuje, że w Tbilisi przeciw władzy buntują się ci, których interesy ta władza naruszyła. Dawni komunistyczni urzędnicy, oficerowie policji, ludzie minionego systemu, których nowa ekipa systematycznie usuwała z publicznych instytucji.
I to też jest część prawdy. Ekipa Saakaszwilego, która doprowadziła Gruzję do niebywałego rozwoju, która wyeliminowała niemal całkowicie korupcję, wzmocniła aparat bezpieczeństwa, zliberalizowała działalność gospodarczą, ułatwiła zakładanie firm w sposób niespotykany w Europie, naruszyła interesy starego establishmentu. Aparat państwowy jest dziś wymarzonym miejscem pracy dla ludzi młodych - miejscem szybkich awansów. Niespełna 44-letni prezydent jest jednym ze starszych ludzi w tym aparacie. Ale stara ekipa, zarówno urzędników, jak i osób powiązanych z dawnymi służbami, dawnym układem władzy, połączona z Rosją wieloma więzami, dziś poczuła, że ma szansę na obalenie Saakaszwilego i na powrót.
Z tym że na demonstracjach w stolicy Gruzji widzę ludzi wcale niewyglądających na urzędników z poprzednich ekip, ale młodych, wykształconych, nastawionych prozachodnio, którzy uważają, że w kraju nie ma wolności i demokracji. Mówią, że mają dość. Nie mogą ciągle słuchać, że wszystkiemu winna jest Rosja. Mówią, że Misza - jak prezydenta nazywają tu niemal wszyscy zrobił już, co mógł, ale poszedł za daleko, zablokował dalszy rozwój i dlatego potrzebna jest demokratyczna zmiana.