Czuję niesmak

Człowiek odpowiada tylko za własne czyny i po nich należy go oceniać, a nie po tym, z kim jest spokrewniony.

Publikacja: 23.01.2013 00:05

Kilka miesięcy temu Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich przyznało mało chwalebny tytuł Hieny Roku autorowi opublikowanego w „Newsweeku" tekstu o ojcu Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Jak najbardziej słusznie. Cezary Łazarewicz, którego do tamtej pory miałem za przyzwoitego dziennikarza, opublikował artykuł oparty na plotkach. A jego wyraźną intencją było zaszkodzenie prezesowi PiS.

Nie było powodu, żeby ten tekst powstał. Rajmund Kaczyński nie żyje od kilku lat, nie był postacią publiczną, a autor nie miał na jego temat do powiedzenia nic, co by uzasadniało publikację tekstu. Prawdę mówiąc, czegoś takiego nie zaakceptowałby żaden redaktor, który przestrzega jakichkolwiek standardów.

Oczywiście, przywołuję ten przypadek w charakterze przestrogi w związku z internetową publikacją Cezarego Gmyza poświęconą rodzinie Igora Tulei. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że to przypadek zasługujący na podobną ocenę. Cała histeria rozpętana w związku z „rodzinną lustracją" sędziego przez kibicujące mu media nie ma uzasadnienia. Gmyz nie publikuje plotek, tylko fakty.

Jeśli ktoś sprawy nie zna, to owe fakty wyglądają następująco: matka Igora Tulei przez całe dorosłe życie pracowała w komunistycznym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, najpierw w milicji, a później przez niemal 20 lat w Służbie Bezpieczeństwa. I nie parzyła tam kawy, tylko, wszystko na to wskazuje, zajmowała się inwigilacją. Ba, została nawet objęta ustawą dezubekizacyjną, na mocy której obniżono jej emeryturę za wieloletnią służbę w bezpiece.

Nie jestem wielbicielem publicystycznej twórczości sędziego Tulei, który porównując działania CBA z metodami stalinowców, przekroczył nie tylko granicę dobrego smaku, ale i rozsądku. Ale jaki to ma związek z jego rodzicami? Można by jeszcze zrozumieć, gdyby jego matce poświęcono kilka zdań w solidnym artykule sylwetkowym, tyle że to nie jest ten przypadek.

Ta publikacja ma na celu przedstawienie sędziego w złym świetle, dlatego że jego matka pracowała tam, gdzie pracowała (z tekstu nie dowiadujemy się, czy naprawdę ma coś poważnego na sumieniu, wiemy jedynie, że departament, w którym pracowała, inwigilował opozycję i dyplomatów). W związku z tym Tuleya nie powinien, co sugeruje autor tekstu, orzekać w sprawach lustracyjnych i w ogóle można uznać go za podejrzane indywiduum. A to już budzi sprzeciw.

Po pierwsze, nie sposób dowieść, że to w jakikolwiek sposób wpływa na obiektywizm sędziego w takich czy innych sprawach. Wcale liczne są przypadki dzieci, które nie podzielają systemu wartości i poglądów politycznych rodziców, że przywołam choćby Alfreda Miodowicza, aparatczyka z czasów PRL, i jego syna Konstantego, w czasach komunizmu działacza opozycji, dziś posła Platformy Obywatelskiej. Po drugie, i to jest tu najważniejsze, dzieci nie mogą odpowiadać za czyny rodziców. Może to działać tylko w drugą stronę, zwłaszcza gdy mówimy o niepełnoletnich.

Dlatego publikacje taka jak Gmyza czy tekst „Gazety Polskiej" o rodzicach prezydentowej Komorowskiej wywołują niesmak. Nawet jeśli przedstawiają fakty, nie chodzi w nich o prawdę. Są po prostu brutalnymi politycznymi atakami na nielubiane osoby. A przecież niewiele zdarzeń może człowieka bardziej dotknąć niż atak na jego najbliższych, zwłaszcza jeśli na ich życiowe wybory nie mógł mieć żadnego wpływu.

I czego należałoby w reakcji na taką publikację oczekiwać? Że ktoś potępi własnych rodziców? Że publicznie się ich wyrzeknie? Że zachowa się jak Pawka Morozow? Cóż, najwyraźniej doszliśmy już w debacie publicznej do takiego miejsca, gdzie wielkimi literami trzeba pisać oczywistości. Człowiek odpowiada tylko za własne czyny i po nich należy go oceniać, a nie po tym, z kim jest spokrewniony.

Wszystkim zaś, którzy uważają, że w publikacjach takich jak ta o matce sędziego Tulei nie ma nic zdrożnego, radzę się zastanowić, jak oni poczuliby się w podobnej sytuacji, gdyby napiętnowano ich publicznie za to, kim są ich rodzice, i sugerowano, że powinni się tego wstydzić.

Autor jest publicystą

felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml