Jaki patron, taka nagroda?

Ludzie pokroju Chodorkowskiego swoją butną postawą i udziałem w grabieniu majątku narodowego obrzydzili Rosjanom takie pojęcia jak „demokracja" i utorowali drogę putinowskiemu autorytaryzmowi.

Publikacja: 03.10.2013 21:17

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Lech Wałęsa obniża prestiż nagrody swojego imienia. I przez to traci ona sens. Bo przypomnijmy, to międzynarodowe wyróżnienie przyznawane jest „osobom, instytucjom oraz ruchom społecznym działającym na rzecz pokoju, solidarności, demokracji, współpracy między narodami i poszanowania praw człowieka". Ale czy to szczytne założenie przekłada się na fakty?

Z leninowskiego ducha

Rok temu nagroda przypadła białoruskiemu dysydentowi Alesiowi Bialackiemu „za działania na rzecz demokratyzacji państwa, aktywną promocję obrony praw człowieka i pomoc udzielaną ludziom prześladowanym przez obecne władze Białorusi". I to nie powinno budzić żadnych kontrowersji. Wątpliwości pojawiają się wówczas, gdy weźmiemy pod uwagę innych kandydatów, jak wyróżniony w roku 2008 król Arabii Saudyjskiej Abdullah Bin Abdulaziz Al Saud.

Polacy z pewnością mają powody do wdzięczności wobec saudyjskiego monarchy. To on przecież zaprosił do swojego kraju Darię i Olgę Kołacz, bliźniaczki syjamskie z Janikowa, którym w roku 2005 ufundował bardzo trudną i bardzo kosztowną operację rozdzielenia. Chwała mu za to.

Warto natomiast dowiedzieć się, za co monarcha saudyjski dostał Nagrodę Lecha Wałęsy. A dostał ją za „promocję dialogu międzyreligijnego i wysiłki na rzecz pokoju na Bliskim Wschodzie". Tyle że Arabia Saudyjska – jak powszechnie wiadomo – jest państwem, które z dialogiem międzyreligijnym nie ma nic wspólnego. Współpracuje z Zachodem wyłącznie na płaszczyźnie politycznej i gospodarczej. Ta wahhabicka teokracja odbiera prawo do obecności w przestrzeni publicznej innym religiom niż islam (w tym chrześcijaństwu) i surowo to egzekwuje.

Kolejnym kontrowersyjnym laureatem Nagrody Lecha Wałęsy jest były prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva. W roku 2011 otrzymał ją „za działania na rzecz pokojowego porozumienia i solidarnej współpracy narodów, w szczególności wzmocnienie na arenie międzynarodowej znaczenia krajów rozwijających się oraz za działania na rzecz zniwelowania nierówności społecznych". Kiedy się czyta takie uzasadnienie, przychodzi na myśl przyznawana przez ZSRR Międzynarodowa Leninowska Nagroda Pokoju.

Pozostaje tylko gorzka satysfakcja, że wśród laureatów Nagrody Lecha Wałęsy nie ma ludzi z kłopotami lustracyjnymi

Mniejsza jednak o skojarzenia. Lula ma na swoim koncie osiągnięcia, jeśli chodzi o walkę z ubóstwem w swojej ojczyźnie. Ale jednocześnie, według danych Banku Światowego, za prezydentury tego polityka biurokracja i fiskalizm były czynnikami istotnie ograniczającymi rozwój przedsiębiorczości w Brazylii. Wniosek? Niesienie pomocy nizinom społecznym przy równoczesnym uprzykrzaniu życia klasie średniej nie jest czymś godnym naśladowania.

Postsowiecki oligarcha

I tak dochodzimy do tegorocznego laureata Nagrody Lecha Wałęsy. Michaiłowi Chodorkowskiemu, rosyjskiemu politykowi i biznesmenowi, została ona przyznana „za odwagę w krzewieniu wartości społeczeństwa obywatelskiego, determinację w tworzeniu fundamentów wolności gospodarczej oraz za nieprzejednaną postawę w walce o sprawiedliwość i ludzką godność".

Chodorkowski jest dziś więźniem politycznym – naraził się osobiście prezydentowi Władimirowi Putinowi – co może rzecz jasna budzić powszechny sprzeciw, a w Polsce sympatię. Ale to typowy postsowiecki oligarcha. Podjął walkę z putinowskim reżimem, bo jego własne interesy zaczęły kolidować z interesami Kremla. Ludzie jego pokroju zajęci są przede wszystkim pomnażaniem swojego kapitału i grami biznesowymi, a nie reformami, na których wprowadzeniu skorzystałby ogół społeczeństwa rosyjskiego.

Sprawdzianem dla postsowieckich oligarchów były lata 90. ubiegłego wieku. Trzeba przyznać, że wypadli w nim słabo. Swoją butną postawą i udziałem w grabieniu majątku narodowego obrzydzili olbrzymiej części Rosjan takie pojęcia jak „demokracja" i „kapitalizm", a tym samym – chcąc nie chcąc – utorowali drogę cieszącemu się szerokim poparciem społecznym putinowskiemu autorytaryzmowi. Chodorkowski nie wydaje się pod tym względem wyjątkiem.

W tej sytuacji pozostaje tylko gorzka satysfakcja, że wśród laureatów Nagrody Lecha Wałęsy nie ma ludzi z kłopotami lustracyjnymi. Bo przecież – można byłoby pomyśleć – jaki patron, takie wyróżnienie. Szkoda jednak, że również to, co w życiorysie Wałęsy jest chlubne, deprecjonowane jest przez takie, a nie inne decyzje kapituły jego nagrody – kapituły, której bądź co bądź on przewodniczy.

Lech Wałęsa obniża prestiż nagrody swojego imienia. I przez to traci ona sens. Bo przypomnijmy, to międzynarodowe wyróżnienie przyznawane jest „osobom, instytucjom oraz ruchom społecznym działającym na rzecz pokoju, solidarności, demokracji, współpracy między narodami i poszanowania praw człowieka". Ale czy to szczytne założenie przekłada się na fakty?

Z leninowskiego ducha

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Greenpeace: Czy Ameryka zmieni się w stację paliw?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Rynek woli Donalda Trumpa. Demokratyczne elity Kamalę Harris
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Polska musi być silniejsza. Bez względu na to, kto wygra w USA
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Elon Musk poparł Donalda Trumpa, bo jego syn padł ofiarą „lewackiej ideologii”
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
analizy
Jędrzej Bielecki: Donald Trump czy Kamala Harris? Cywilizacyjny wybór Ameryki