Mozaika emocji

Nie ulega wątpliwości, że nowa książka ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego podniesie ciśnienie wielu jej bohaterom – pisze publicystka.

Publikacja: 21.01.2014 00:44

Ewa Łosińska

Ewa Łosińska

Foto: archiwum prywatne

Z Kuroniem wypił bruderszaft czajem, a Zbigniewowi Ziobro pomógł znaleźć działkę pod dom w Radwanowicach. Jak pisze, seminaryjny rok Stanisława Dziwisza uznawano za „mafijny", bo sporo kleryków zostało potem prałatami czy biskupami, choć niczym się nie wyróżniali. Nowa książka ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego podniesie ciśnienie wielu jej bohaterom.

W „Personalniku subiektywnym", który właśnie trafia do księgarń, nie ma materiałów lustracyjnych ani sensacyjnych odkryć. To rodzaj alfabetu autora, poświęconego ludziom, z którymi zetknął się w trakcie kapłańskiej posługi i pracy z niepełnosprawnymi. Tych osób, o jakich wspomina, jest ok. 300. Niełatwo zliczyć je „co do sztuki", bo część notek dotyczy całych rodów. Wcześniej byli „Ludzie dobrzy jak chleb", wydani w 2010 roku, opowiadający o osobach związanych z Fundacją św. Brata Alberta w Radwanowicach, którą ksiądz Isakowicz-Zaleski prowadzi i ze środowiskiem niepełnosprawnych.

Choć „Personalnik" nie jest zestawem cenzurek wystawionych znanym i popularnym postaciom, oceny autora, ferowane na podstawie wydarzeń, w których uczestniczył, nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Gdy ksiądz Isakowicz-Zaleski pisał „Księży wobec bezpieki", kardynał Józef Glemp uznał go za „nadUbowca, tropiącego księży po całej Polsce po to, żeby umieścić ich w swojej książce" (potem za tę wypowiedź przeprosił). Niektórzy z opisanych w „Personalniku" także nie ucieszą się z tej publikacji.

- Moje uwagi nie mają nic wspólnego z polityczną poprawnością  – mówi ks. Isakowicz-Zaleski. Mimo to niektóre z notek „konsultował" ze znajomymi. Zapewnia jednak, że – po ich uwagach - poprawiał tylko ewentualne błędy dotyczące dat czy miejsc wydarzeń. Ocen nie zmieniał. – Tylko co do krytyki polityków nie miałem oporów – twierdzi. Ta dotyka też ważnych hierarchów polskiego Kościoła.

„Kardynał powinien odejść"

Przypominanie pozornie błahych wydarzeń, które po latach mówią czasem o ludziach więcej niż ich oficjalne życiorysy, jest tyleż cenne co ryzykowne. Zwłaszcza, gdy ktoś – tak jak ks. Isakowicz-Zaleski - nie owija uwag w bawełnę. Nie ma dla niego „nietykalnych", toteż nawet lubianemu kardynałowi Franciszkowi Macharskiemu, od lat związanemu z Radwanowicami, wytyka żartobliwie, że jego zawiłe kazania wymagały – w odbiorze kleryków - tłumaczeń „na ludzki język". A SB – jak wynika z dokumentów w IPN - zrezygnowała ze skrupulatnego spisywania publicznych wypowiedzi hierarchy, „dochodząc zapewne do wniosku, że ich szkodliwość dla systemu nie może być zbyt duża, skoro i tak nikt ich nie rozumie".

Znacznie cięższego kalibru jest krytyka obecnego metropolity krakowskiego kard. Stanisława Dziwisza. Pewne zjawiska uporządkuje prawdopodobnie dopiero jego następca – twierdzi ksiądz Isakowicz-Zaleski. I wskazuje, że dokładnie w dniu kanonizacji Jana Pawła II, 27 kwietnia br. metropolita skończy 75 lat i „winien ustąpić miejsca komuś młodszemu".

Kapłan pamięta, że kardynał Dziwisz – mimo wielu zastrzeżeń - „przełknął" jego książkę dotyczącą materiałów SB na temat krakowskiego duchowieństwa. Ale wylicza też np., że metropolita ma już trzy pomniki w swojej diecezji, w tym największy - w rodzinnej Rabie Wyżnej.

Z kolei dawnemu sekretarzowi kardynała, księdzu Dariuszowi Rasiowi (dziś proboszczowi Bazyliki Mariackiej) i jego bratu Ireneuszowi, posłowi PO, przypomina krążący po Krakowie dowcip: „Jeżeli ktoś chce mieć dobre miejsce na liście wyborczej Platformy, powinien zaprzyjaźnić się z ks. Dariuszem. A jeśli ktoś z duchownych chce otrzymać dobre probostwo, powinien wejść w łaski posła Ireneusza". Dowcip dowcipem, ale sojusz ołtarza z tronem kwitł – podsumowuje autor sytuację w królewskim mieście. O Ireneuszu pisze też, jakoby „od zawsze chorował na prezydenturę Krakowa". Podczas jednej z kampanii napisał zresztą list do proboszczów archidiecezji, „zachwalając PO, a przede wszystkim siebie".

W „Personalniku" nie zabrakło też relacji ze spotkań z o. Tadeuszem Rydzykiem. Choć prezes Fundacji Brata Alberta docenia zasługi twórcy „Radia Maryja" i Telewizji „Trwam", nie jest zadowolony z tego, że działają dziś – jak ocenia – praktycznie poza kontrolą Episkopatu.

Surowiej podsumowuje autor dziennikarza - księdza Kazimierza Sowę, który – jego zdaniem – bardzo się pogubił, atakując broniących krzyża na Krakowskim Przedmieściu czy nazywając zwolenników PiS „dziczą", a także manifestując świecki styl życia. Według autora, nad Kazimierzem Sową roztoczono parasol ochronny, a faworyzowany jest m.in. przez kard. Kazimierza Nycza.

Uznanie dla skromnych i sprawiedliwych

Ksiądz Isakowicz-Zaleski ciepłe słowa ma jednak dla wielu ludzi, z jakimi zetknął go los. Nie tylko dla dawnych współpracowników z „Solidarności". O Jacku Kuroniu, któremu „nie mógł wybaczyć komunistycznej przeszłości", doceniając jego zaangażowanie w sprawy społeczne, napisał: „Jego śmierć 17 czerwca 2004 roku, czyli w dzień św. Brata Alberta, ma dla mnie wymiar symboliczny".

Ogromną sympatią darzy też autor „Personalnika" protestanta Jerzego Buzka. To zresztą dotąd jedyny urzędujący premier, który odwiedził podopiecznych ks. Isakowicza-Zaleskiego w Radwanowicach.

Z Joachimem Gauckiem, którego kapłan od lat podziwia, przy piwie rozmawiał o znaczeniu ujawniania komunistycznej przeszłości. Fakt, iż wybrano go prezydentem Niemiec uważa za „zrządzenie Opatrzności". Zdaniem księdza Isakowicza-Zaleskiego, w Polsce Gauck zostałby „zdeptany jak Janusz Kurtyka".

Nieco inny podziw towarzyszy przypomnieniu zasług Wandy Półtawskiej – przyjaciółki Karola Wojtyły. Ksiądz opowiada m.in., jak pani doktor wykładała w seminarium krakowskim i – z pełną kulturą i wyczuciem – „nie bała się rysować klerykom na tablicy macicy". To ona też, jak pisze autor „Personalnika", w czasie kolacji z Janem Pawłem II miała podsunąć mu list dotyczący abp Juliusza Paetza, którego podejrzewano o molestowanie kleryków.

Uznania księdza Isakowicza-Zaleskiego nie da się „kupić" za pomocą wyróżnienia czy nagrody. Dlatego nie przyjął Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski, który chciał mu za działalność charytatywną przyznać Aleksander Kwaśniewski. Odesłał też „Tygodnikowi Powszechnemu" Medal św. Jerzego, w odpowiedzi na teksty opublikowane w „Gazecie Wyborczej" przez ks. Adama Bonieckiego i Andrzeja Lutra. Podważali oni wiarygodność informacji zebranych przez księdza Zaleskiego na temat tajnego współpracownika SB o pseudonimie "Filozof", którym miał być abp Życiński. „Moja skromna osoba nie pasuje do innych laureatów, czyli do takich autorytetów moralnych jak Adam Michnik, Tadeusz Mazowiecki, Tadeusz Pieronek czy Józef Życiński" – napisał wówczas, oddając medal.

Kapłan nie kryje też, gdy zmienił poglądy na temat działalności którejś ze znanych osób. Bo choć głosował na Hannę Gronkiewicz-Waltz w wyborach prezydenckich, teraz wyznaje, iż „jej metamorfoza bardzo zniechęciła go do ruchu charyzmatycznego". A Lecha Wałęsę  – niegdyś swego idola, uznaje dziś za największe rozczarowanie. Jarosław Kaczyński z kolei – choć kapłan pisze, iż trudno mu na niego głosować – jest dziś „szefem prawicy, czy nam się to podoba, czy nie".

Z perspektywy Radwanowic

Dziesiątki osób znanych spotkał ks. Isakowicz-Zaleski dzięki pracy z niepełnosprawnymi. To w ośrodku w podkrakowskich Radwanowicach mieszka kuzyn Jana Rokity, którego ten często odwiedza. Anna Dymna, uwielbiana przez podopiecznych kapłana, tu zaczęła własną pracę charytatywną. Śpiewała dla niepełnosprawnych Eleni, za działalność społeczną tu wyróżniono Małgorzatę Kożuchowską, a Fundację Brata Alberta wspierają także siostry Radwańskie. Jeden z największych komplementów, jakimi ks. Isakowicz-Zaleski obdarza tych znanych z pierwszych stron gazet ludzi brzmi: „normalni, nie żadni celebryci".

„Wszyscy ci ludzie tworzą wielobarwną mozaikę charakterów, emocji i moich wspomnień" – pisze. Nieoficjalnie spodziewa się pomruków niezadowolenia części opisanych postaci. Na razie krytyka najnowszej publikacji dociera do niego sporadycznie, bo książka dopiero trafi do księgarń. Są natomiast już osoby, które mają pretensję, że autor o nich nie wspomina. Notka w „Personalniku" to – ich zdaniem – nobilitacja. Zwłaszcza, że w książce jest sporo zdjęć, dotąd niepublikowanych. A dochód z jej sprzedaży trafi na konto Fundacji im. Brata Alberta.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

PERSONALNIK SUBIEKTYWNY

Małe Wydawnictwo

Kraków 2014

Z Kuroniem wypił bruderszaft czajem, a Zbigniewowi Ziobro pomógł znaleźć działkę pod dom w Radwanowicach. Jak pisze, seminaryjny rok Stanisława Dziwisza uznawano za „mafijny", bo sporo kleryków zostało potem prałatami czy biskupami, choć niczym się nie wyróżniali. Nowa książka ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego podniesie ciśnienie wielu jej bohaterom.

W „Personalniku subiektywnym", który właśnie trafia do księgarń, nie ma materiałów lustracyjnych ani sensacyjnych odkryć. To rodzaj alfabetu autora, poświęconego ludziom, z którymi zetknął się w trakcie kapłańskiej posługi i pracy z niepełnosprawnymi. Tych osób, o jakich wspomina, jest ok. 300. Niełatwo zliczyć je „co do sztuki", bo część notek dotyczy całych rodów. Wcześniej byli „Ludzie dobrzy jak chleb", wydani w 2010 roku, opowiadający o osobach związanych z Fundacją św. Brata Alberta w Radwanowicach, którą ksiądz Isakowicz-Zaleski prowadzi i ze środowiskiem niepełnosprawnych.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika