Nasz zawodnik skoczył po dwa złote medale w brawurowym stylu. A także w kasku wymalowanym w maskownicze barwy przypominające nitowane skrzydło wojskowego samolotu z nieodłączną biało-czerwoną szachownicą. To autorski pomysł mistrza, na który wpadł po sesji fotograficznej w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie i okazjonalnym zwiedzeniu zbiorów. Musiał jeszcze zapytać o zgodę Ministerstwo Obrony Narodowej. „Wierzę, że symbol polskiego lotnictwa wojskowego będzie dla mnie szczęśliwy" – napisał.
Po zwycięstwie w Soczi (a rosyjski realizator jego radość pokazywał tak, by nic nie pokazać) Stoch powiedział jeszcze do kamery TVP: „Ten symbol mi pomógł. W końcu ma się tych dobrych lotników. Prawda, Polsko?". Prawda! Skojarzenie lotnictwa z lataniem nad bulą jest oczywiste, ale tym razem chodziło przecież o coś więcej.
Gaworzenie ?o bułce z bananem
Znajomi Stocha mówią, że ten wtręt był świadomym prztyczkiem wobec Rosjan. Na swoim profilu napisał o „pozamiataniu pod ruskim niebem". Jednym z dobrych pilotów, o których wspominał Kamil Stoch, mógł być kapitan Arkadiusz Protasiuk, choć lewicowi komentatorzy wystrzegają się tych skojarzeń. „Gazeta Wyborcza" z błotem zmieszała wykładnię Antoniego Macierewicza, wiceprezesa PiS, który – jak napisano – ma ogląd świata „nawet nie tyle biało-czarny, co smoleńsko-ruski". Macierewicz śmiał bowiem zasugerować, że Stoch oddał hołd tym, którzy polegli pod Smoleńskiem. A jeśli jednak tak było, to co w tym złego?
Stoch z lotniczą szachownicą latał już wcześniej, miał też na kasku orła w koronie lub po prostu biel i czerwień, co miało wymiar patriotyczny, ale dopiero teraz pojawił się dodatkowy kontekst. O Smoleńsk jeszcze nikt nie zdążył zapytać, zapewne zacznie się po powrocie do Polski, ale TVN 24 zaatakowała już mistrza w sprawie wiary. „Dzisiaj jest niedziela. Pewnie trudno było iść do kościoła" – dociekał dziennikarz, rozmawiając ze złotym medalistą sprzed chwili.
Czy to miał być żart? W poważnych rozmowach Stoch mówi ładnie i składnie: żongluje słowami „tradycja", „rodzina", „historia" i przede wszystkim właśnie „religia". Pan Bóg jest wielki i trzyma nas w opiece, więc przed skokiem mistrz ma zwyczaj się przeżegnać, czego operator w Soczi też nie pokazywał. O wierze opowiada chętnie. Wychował się przecież w góralskiej rodzinie, więc jak mogło być inaczej. Dobrze pamięta Jana Pawła II w 1997 roku pod Wielką Krokwią, który wołał: „Nie wstydźcie się krzyża". I Kamil – wtedy dziesięcioletni, dziś ma już 27 lat – nie wstydzi się: radzi zmawiać wieczorną modlitwę i dziękować Bogu za wszystko. Śmieje się, że kompletnie nie szło mu w karierze aż do zwycięstwa w Zakopanem w 2011 r., gdy „Pan Bóg powiedział wtedy: – Hello, tu jestem".