Niemcy nie zaakceptowały wprawdzie aneksji Krymu, potępiają ingerencję rosyjską na wschodzie kraju, ale też nie zgadzają się na skuteczne sankcje ekonomiczne wobec Moskwy. Na płaszczyźnie dyplomatycznej stawiają zaś na rozejm i rozmowy pokojowe oparte na stanie faktycznym, co wzmacnia pozycję separatystów, a osłabia rząd w Kijowie. Korzystniejsze byłoby wszak wyeliminowanie rebeliantów i rozmowy o autonomii wschodu z pokojową opozycją, nie zaś z nielegalnymi ugrupowaniami zbrojnymi.
1
Nie można postawić tezy o jakimkolwiek politycznym czy nawet ekonomicznym sojuszu Niemiec z Rosją, w działaniach kanclerz Merkel i jej rządu widać natomiast niechęć do osłabienia Moskwy. W kręgach SPD zaś jest wręcz wyczuwalna nuta sympatii do wschodniego niedźwiedzia. Berlinem kieruje w tym wypadku motywacja nie tylko ekonomiczna, ale także geopolityczna, a to może w przyszłości oznaczać kłopoty dla Polski.
W ciągu ostatnich dwóch dekad Niemcy, wciąż wprawdzie silnie zakotwiczone w UE i NATO, stają się państwem coraz bardziej samodzielnym politycznie i gospodarczo. Niemieckie interesy, a co za tym idzie – konieczność ich obrony, sięgają poza Europę. Chodzi przed wszystkim o importerów produktów wysokich technologii – w tym obrabiarek i samochodów. To głównie Chiny oraz Rosja. Rosnący eksport do tych dwóch państw znakomicie zrekompensował straty wynikające z kryzysowej zapaści rynku europejskiego. Globalne interesy Niemiec zaszły już tak daleko, że w programie modernizacji niemieckich sił zbrojnych uwzględniono konieczność samodzielnej ochrony morskich szlaków komunikacyjnych, stąd choćby zakupy fregat oceanicznych czy rozbudowa systemu zwiadu satelitarnego.
2
O ile w przypadku Chin chodzi w gruncie rzeczy tylko o handel, o tyle z Rosją sprawy mają się inaczej. W latach 90. XX wieku Niemcy parły do rozszerzenia NATO i UE na wschód, by zyskać w ten sposób zabezpieczenie swojej granicy. Gdyby kiedyś miało przyjść stamtąd jakiekolwiek zagrożenie militarne, musiałoby się przetoczyć przez Polskę, co daje Berlinowi czas na reakcję, uruchomienie pomocy sojuszniczej itd. Takie same racje przyświecają obecnie Polsce w wypadku Ukrainy. My jesteśmy buforem bezpieczeństwa Niemiec, Ukraina – naszym.
Jest jednak druga strona medalu. Niemcy mają już tak silną pozycję, że wdają się z Amerykanami w spory o fundamentalnym znaczeniu, czego dowodem ostatnia afera szpiegowska. W żadnym państwie NATO nie wydarzyło się do tej pory coś tak symbolicznego jak wydalenie szefa rezydentury CIA. W dalszym braniu się za bary z USA Berlin będzie szukał sojusznika, i to nie egzotycznego, na drugiej półkuli, ale bliskiego, z Eurazji. Jedynym realnym kandydatem jest Rosja. Może nie dziś, nie za pięć lat, ale kiedyś Moskwa może być Berlinowi potrzebna.