I cóż z tego, że będziesz łypać ironicznie na potencjalne plasterki salami, wśród których czujesz się na plaży, niczym w animowanej reklamie kiełbas. Ironiczne miny zastygają w przykre zmarszczki, więc najwyżej dorobisz się maski wiedźmy. A wielka liczba zawsze wygrywa. Ona decyduje. Możesz wierzgać, protestować. Nic z tego. W historii świata „Tysiąc i jeden, to jest ciągle tysiąc" - jak pisze poetka. Jeśli więc chodzi o surowiec na plasterki z ludzkiego salami, to jesteś nim także. Płacz nad swoim losem.
Plasterkowani przybywają na plażę z kolorowymi, albo i miłosiernie przezroczystymi opaskami na przegubach rąk. Rozpoznają się w tłumie po tych czipach. A choć oznaczają one tylko zapłacony wikt i kwaterunek, drinki, wstęp na basen lub do hotelowej sauny, niektórym, zwłaszcza kiełbasom światowym, wydaje się jeszcze, jakoby te czipy były czymś więcej, niż tylko zakodowaną informacją. Że w dodatku to fajnie, gdy one nie spoczywają wraz z kartą do bankomatu, gotówką, biżuterią, kluczami i dokumentami w jakimś miejscu nie zintegrowanym na stałe z osobą ludzką. W naszym, ubogim kraju wyróżniki te sprawiają nawet czasem wrażenie przepustki do lepszego świata. Przykładowo, do jakiejś lokalnej, wielogwiazdkowej „Panoramy Bałtyku". Dumni ich obnaszacze jakby jeszcze nie czują, że są już tylko pokrojoną ludzką kiełbasą. Dzięki nim ja też nią będę. Nie mam szans. „Tysiąc i jeden..." – jak mówi poetka. Cóż z tego, że chwilowo postanowię omijać wielkie biura podróży szerokim łukiem.
Twardsi ode mnie dają za wygraną. Znany mi człowiek bardzo długo opierał się przed przyjęciem numeru PESEL. Kosztowało go to sporo charakteru, protestów, przebycia wielu formalnych szykan, poświęceń i rezygnacji. Tłumaczenia, że nie jest numerem, tylko człowiekiem, zwyczajnym oszołomem. I on jednak wreszcie poddał się. Dziś posiada, jak wszyscy splasterkowani, biometryczny paszport.
Moment zaczipowania ludzi na stałe – w uchu, palcu, powiece, czy w jakimś bardziej perfidnym miejscu, stoi za progiem. Do ostatecznego wyrwania podmiotowości człowiekowi i obywatelowi jest już tylko parę kroczków. Kilka plasterków – stadiów pośrednich. Na przykład, niezobowiązujący czip w paznokciu zrazu na krótki pobyt w czarownej mekce zorganizowanej turystyki.
Wszystko w imię wykrętów wygody i bezpieczeństwa. Osobnicy nadwrażliwi na skrawanie, łykowaci, łechtani taką gilotyną po karku próbują jeszcze droczyć się i dopytywać choćby o kwestię wygody. Bo czy biznes hotelarstwa musi być prosty i niekłopotliwy za cenę uprzedmiotowienia człowieka? Niestety, większościowy surowiec na mielonkę docelową można dziecinnie łatwo przekonać, że dostaje on wraz ze stałym czipem coś wspaniałego. Taki gotów sam z siebie odparować ci z zabijającą ironią, że przecież z voucherem w majtkach na plażę nie pójdzie. Zapewne.