Felieton Talagi: Rosyjska siła tkwi w słabości

Moskwa ogłosiła plan przebudowy sił zbrojnych do 2020 r. To znaczne przyspieszenie w stosunku do trwającej dotychczas modernizacji.

Publikacja: 22.08.2014 18:58

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Działania te są jednak bardziej dowodem na słabą kondycję konwencjonalnych sił zbrojnych federacji niż realną groźbą. Kreml jeszcze długo nie zaryzykuje starcia z NATO, chyba że ?Władimir Putin stracił instynkt samozachowawczy, czego ?nie można wykluczyć.

Znając swoje słabości, Rosjanie stosują metody walki, które Biuro Bezpieczeństwa Narodowego określa jako „trudno konsensualne"; to wojna bez wojny. W przyszłości, gdyby w ten sposób został zaatakowany jakiś kraj NATO, pozostali członkowie sojuszu mogą uznać, że nie ma żadnego ataku, i nie udzielić mu pomocy. Zadaniem Polski na zbliżający się szczyt NATO jest nakłonienie sojuszników, by solidarnie uznali agresję „trudno konsensualną" za taką samą wojnę jak otwarta inwazja.

1

Rosja zamierza zwiększyć odsetek nowoczesnego sprzętu w armii z obecnych 10 do 70 proc., w wypadku helikopterów aż do 80 proc. Komisja obrony brytyjskiej Izby Gmin uznała te plany za zagrożenie dla NATO. Deputowani mają rację, pod warunkiem że plany zostaną zrealizowane, obecnie bowiem Rosja posiada armię wciąż przestarzałą, daleką od sprawności niezbędnej do starcia z paktem.

Nowoczesne wojsko ma strukturę wyposażenia określaną jako: 10-70-20. Oznacza ona, że 10 proc.sprzętu to broń najnowszej generacji, 70 proc. wciąż nowoczesna, ale starszych roczników, pozostałe 20 proc. ?– starocie. W przypadku Polski w pierwszej grupie mieściłyby się rakiety morskie firmy Kongsberg, ?w drugiej samoloty F-16 i czołgi Leopard 2, w trzeciej czołgi T-72 czy samoloty SU-22.

Nasza armia jest wciąż odległa ?od pożądanego modelu, stąd ambitne plany jej modernizacji, ale Rosji jeszcze dalej od wzorca. Większość jej sił zbrojnych jest wyposażona w sprzęt trzeciej kategorii, a ogłoszone plany unowocześnienia zakładają przezbrojenie w kategorię drugą, a nie pierwszą, najnowocześniejszą. Takiej broni bowiem Rosjanie niemal nie potrafią już wytwarzać.

2

Obecne sankcje nałożone przez Zachód prędzej czy później zostaną zniesione, ale pozostanie zakaz sprzedaży Moskwie wysokich technologii wojskowych i podwójnego przeznaczenia, czyli takich, które można wykorzystać w armii. Oznacza to ogromne problemy choćby w budowie nowoczesnych samolotów; Rosja musiałaby kupować silniki do nich za granicą, bo sama utraciła zdolność ich produkcji. To samo dotyczy amunicji inteligentnej, naprowadzania pocisków, kodowanej łączności itp. Nawet w przypadku broni drugiej z wymienionych klas Moskwa będzie miała kłopoty. Większość silników do jej samolotów i śmigłowców powstawała bowiem na Ukrainie, głównie w zakładach Motor Sicz w Zaporożu. Kijów uciął ich eksport. Nie inaczej z turbinami do okrętów czy poduszkowcami z Nikołajewa. Rosja musi te braki zapełnić rozwinięciem własnej produkcji, a to potrwa lata.

Dlatego też zbrojnym ramieniem agresywnej polityki Kremla na Ukrainie są „zielone ludziki" i „pospolite ruszenie". Regularna armia nie chce ryzykować otwartego starcia, mimo że jej przeciwnik jest nieskończenie słabszy od sił zbrojnych NATO, choćby polskich. Moskwa zbiera owoce takiej polityki, żaden z krajów zachodnich, nawet USA, nie uznał przecież Rosji za stronę wojny, choć tak właśnie jest, lecz jedynie za państwo wspierające nielegalną rebelię. To znaczna różnica.

3

Czołgi armii federacji jeszcze długo nie pojawią się w kraju NATO, bo zostałyby zniszczone, ale „zielone ludziki" i „pospolite ruszenie" mogą, szczególnie w Estonii i na Łotwie, gdzie są silne rosyjskie mniejszości.

W przeszłości Estonia stała się zresztą obiektem rosyjskiej interwencji w postaci masowego cyberataku. Pakt nie uznał jej za wojnę, nawet rząd estoński nie oskarżył Rosji o atak. Ukraina także nie ogłosiła, że jest w stanie wojny z Federacją Rosyjską, choć na jej ziemi giną nie pliki w komputerach, ale ludzie.

Pokazuje to, jak trudno „wojnę bez wojny" uznać za agresję. A należy, bo bez zaliczenia jej do metod walki równoważnych z klasycznym starciem zbrojnym państwa z państwem pozostawiamy Rosji furtkę, dzięki której przy słabej armii zmienia na naszą niekorzyść układankę geopolityczną. Czas z tym skończyć.

Autor jest dyrektorem ds. strategii w Warsaw Enterprise Institute oraz dyrektorem ds. komunikacji w Sikorsky Aircraft/PZL Mielec

Działania te są jednak bardziej dowodem na słabą kondycję konwencjonalnych sił zbrojnych federacji niż realną groźbą. Kreml jeszcze długo nie zaryzykuje starcia z NATO, chyba że ?Władimir Putin stracił instynkt samozachowawczy, czego ?nie można wykluczyć.

Znając swoje słabości, Rosjanie stosują metody walki, które Biuro Bezpieczeństwa Narodowego określa jako „trudno konsensualne"; to wojna bez wojny. W przyszłości, gdyby w ten sposób został zaatakowany jakiś kraj NATO, pozostali członkowie sojuszu mogą uznać, że nie ma żadnego ataku, i nie udzielić mu pomocy. Zadaniem Polski na zbliżający się szczyt NATO jest nakłonienie sojuszników, by solidarnie uznali agresję „trudno konsensualną" za taką samą wojnę jak otwarta inwazja.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
felietony
Estera Flieger: Akcja Demokracja na opak
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Szymon Hołownia w debacie TVP przeczył sam sobie
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Debaty, czyli nie chcą, ale muszą
Opinie polityczno - społeczne
Pytania, na które Karol Nawrocki powinien odpowiedzieć podczas debaty prezydenckiej
felietony
Marek A. Cichocki: 80 lat po wojnie Polska staje przed olbrzymią szansą