Andrzej Talaga: Sojusze bez wartości

Za sprawą Rosji sypie się ład ustanowiony po upadku komunizmu, nie funkcjonują układy regulujące relacje między państwami w Europie.

Publikacja: 05.09.2014 18:37

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

Potrzebne są nowe rozwiązania, może nawet nowe traktaty. W tej sytuacji, w kontekście szczytu NATO, zasadnicze staje się pytanie o sojusze Polski. Na kim budować nasze bezpieczeństwo.

Na pewno nie na państwach, z którymi dzieliliśmy niegdyś celę w obozie komunistycznym, jak wciąż postuluje wielu polityków prawicowych. Mamy wybór tylko między Amerykanami i Niemcami. Najlepiej jednak być gotowym do stawienia czoła sytuacji, gdy okaże się, że w ogóle nie mamy sojuszników. Nic bardziej żałosnego niż narzekanie na zdradę aliantów, co Polacy wydają się uwielbiać. Politycy i stratedzy, którzy zakładają stuprocentową pewność sojuszy, powinni zmienić profesję.

1

Żaden inny koncept strategiczny nie doznał równie bolesnej porażki, jak idea aliansu krajów położonych w basenach Bałtyku i Morza Czarnego. Ani jedno z nich nie postrzega Polski jako zwornika takiego sojuszu, żadne nie orientuje polityki na Warszawę.

Rdzeniem owego związku, zwanego niekiedy Międzymorzem, mogłaby być Grupa Wyszehradzka, ale widać, że jej członków niewiele już łączy poza dawną komunistyczną udręką. Tymczasem nie historia, ale wymiana handlowa, interesy i uwarunkowania strategiczne budują relacje między państwami. Prorosyjska polityka energetyczna rządu Orbana pokazuje, że Warszawie nie po drodze z Budapesztem. Także powściągliwość Pragi i Bratysławy wobec sankcji UE nałożonych na Rosję dowodzi, że stolice te postrzegają sytuację geopolityczną odmiennie niż my. To tylko ostatnie przykłady obrazujące proces trwający dekadę. Nie ma już Grupy Wyszehradzkiej, to forma bez treści.

Nie inaczej z Ukrainą. Kijów, ten antyrosyjski, od lat kieruje co prawda wzrok ku Warszawie, ale tylko dlatego, że nikt inny nie chciał być akuszerem jego wciąż rodzącej się suwerenności. W Polsce narzekaliśmy, że na rokowaniach w Berlinie między Rosją, Ukrainą, Francją i Niemcami zabrakło ministra Sikorskiego, choć Warszawa, Berlin i Paryż mówiły jednym głosem podczas rewolucji na Majdanie. Sporo wskazuje jednak na to, że to nie Merkel nie chciała Polaka, ale Poroszenko. Prezydent Ukrainy nie widzi w Polsce mocy sprawczej, woli współpracę, a może nawet sojusz, z tymi, którzy ją posiadają. Warszawa mogłaby odzyskać podmiotowość w polityce ukraińskiej, gdyby zaczęła dostarczać Kijowowi broń bez oglądania się na NATO i UE, ale to bardzo ryzykowny pomysł.

2

Niemało zwolenników ma także idea kierunku północnego, czyli sojuszu z państwami bałtyckimi i skandynawskimi. W przeciwieństwie do Ukrainy nie ma ona podstaw historycznych, o realiach politycznych, ekonomicznych i militarnych nie wspominając. Przecież nawet bezbronna Litwa, dzieląca niegdyś państwowość z Polakami, w obliczu zagrożenia nadal łamie prawa polskiej mniejszości, a wystarczyłoby je respektować, aby zbudować partnerskie stosunki z Polską. Dzieje się inaczej, gdyż w optyce Wilna Warszawa nie jest żadnym gwarantem bezpieczeństwa.

Gdyby nawet państwa bałtyckie i skandynawskie weszły w sojusz, połączyły armie – co jest czystą fantazją – pod względem potencjału gospodarczego, demograficznego i militarnego, nie byłaby to siła zdolna powstrzymać Rosję, a zatem sama potrzebowałaby sojusznika. Budowanie sojuszu wspartego na innym jest pozbawione sensu.

3

Polska nie ma stałych przyjaciół, a ci z dawnego obozu komunistycznego, nawet gdyby nas chcieli, są za słabi, by wzmocnić nasz potencjał geopolityczny. Potrzebujemy sojusznika silnego – gospodarczo i militarnie, inny nam na nic. A i on musi widzieć interes, by stać wiernie u naszego boku w razie próby.

Amerykanie mogą tak uczynić z powodów strategicznych, Niemcy ekonomicznych i dodatkowo ze względu na osłonę swojego terytorium od wschodu. Gdyby jednak Rosja uładziła politykę, sojusznicze walory Polski osłabną. Pozostaniemy sami, w jakichkolwiek aliansach byśmy byli. Potraktujmy je zatem egoistycznie, jako zasłonę dającą czas na przygotowanie do samodzielnej obrony. Niemożliwe? W takim razie od razu powinniśmy gotowić się na kapitulację, ale tego chyba nikt by w Polsce nie chciał.

Autor jest dyrektorem ds. strategii w Warsaw Enterprise Institute oraz dyrektorem ds. komunikacji w Sikorsky Aircraft/PZL Mielec

Potrzebne są nowe rozwiązania, może nawet nowe traktaty. W tej sytuacji, w kontekście szczytu NATO, zasadnicze staje się pytanie o sojusze Polski. Na kim budować nasze bezpieczeństwo.

Na pewno nie na państwach, z którymi dzieliliśmy niegdyś celę w obozie komunistycznym, jak wciąż postuluje wielu polityków prawicowych. Mamy wybór tylko między Amerykanami i Niemcami. Najlepiej jednak być gotowym do stawienia czoła sytuacji, gdy okaże się, że w ogóle nie mamy sojuszników. Nic bardziej żałosnego niż narzekanie na zdradę aliantów, co Polacy wydają się uwielbiać. Politycy i stratedzy, którzy zakładają stuprocentową pewność sojuszy, powinni zmienić profesję.

Pozostało 84% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?