Od prawie dziesięciu lat Warszawa konsekwentnie wspierała euroatlantyckie aspiracje Kijowa. Przyświecał jej podstawowy cel, czyli własne bezpieczeństwo. Dzięki członkostwu Ukrainy w NATO i UE Polska przestałaby być państwem frontowym Zachodu. Gdyby Moskwa chciała rzucić wyzwanie Zachodowi, to pierwszy etap takiego konfliktu odbywałby się na ziemi nie polskiej, lecz ukraińskiej. Warszawa zyskiwałaby w ten sposób strategiczny oddech.
Adwokat Ukrainy
W styczniu 2005 r. na dwa dni przed formalnym wyborem Wiktora Juszczenki na prezydenta minister spraw zagranicznych w rządzie SLD Adam Daniel Rotfeld deklarował w swoim exposé przed Sejmem, że należy otworzyć Ukrainie drzwi do sojuszu północnoatlantyckiego i zaoferować jej plan działania na rzecz członkostwa w NATO. Rok później Stefan Meller, szef dyplomacji w rządzie PiS, uzasadniał, że przystąpienie Kijowa „do NATO nie tylko wzmocniłoby sojusz, ale przede wszystkim w sposób fundamentalny zmieniłoby geopolityczne uwarunkowania w naszym sąsiedztwie, z olbrzymią korzyścią dla Polski, Ukrainy i wielu innych państw". Jego następczyni Anna Fotyga w exposé z roku 2007 nie tylko zapewniła, że Polska jest „promotorem transatlantyckich aspiracji Ukrainy", ale także zarysowała program „strategicznego partnerstwa" pomiędzy obydwoma krajami.
Rząd Donalda Tuska kontynuował tę politykę. Minister spraw zagranicznych w tym gabinecie Radosław Sikorski w swoim pierwszym programowym wystąpieniu w parlamencie w 2008 r. postulował stworzenie nowej strategii NATO. Jak wyjaśniał, „integralnym elementem powinna być wizja rozszerzenia sojuszu", w której Ukraina i Gruzja byłyby „potencjalnymi kandydatami do członkostwa". W kwietniu 2008 r. na szczycie NATO w Bukareszcie prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i towarzyszącemu mu ministrowi Sikorskiemu nie udało się przełamać oporu Niemiec i przekonać członków NATO do przyznania planu działania na rzecz członkostwa Ukrainie i Gruzji. W sierpniu Rosja napadła na Gruzję i dokonała jej rozbioru.
Agresja Moskwy wyraźnie ostudziła zapał Kijowa do integracji transatlantyckiej. Zauważył to w swoim exposé w roku 2009 minister Sikorski. Pomimo to podtrzymał nasze wsparcie, deklarując, że „sprzyjamy integracji Ukrainy z instytucjami świata zachodniego". Rok później, po wyborze Wiktora Janukowycza na prezydenta, temat członkostwa Ukrainy w NATO przestał być podnoszony w kolejnych exposé. Nie dlatego, że doszło do przewartościowania polskiego stanowiska, lecz ze względu na nastawienie ukraińskich polityków i opinii publicznej. W swoich kolejnych corocznych wystąpieniach przed Sejmem minister Sikorski główną uwagę skupiał na członkostwie Ukrainy w UE i umowie stowarzyszeniowej. Jednak nawet w 2011 r. Sikorski mówił o polityce „otwartych drzwi" sojuszu, o ile tylko Kijów będzie zainteresowany członkostwem.
Ponadpartyjny konsensus w sprawie wspierania członkostwa Ukrainy w NATO trwał przez lata. Wiele wskazuje na to, że obecnie się załamał.