Rocznicy wybuchu czy też zakończenia II wojny nie wolno nam traktować głównie jako okazji do apeli, defilad i armatnich salw. Powinniśmy pamiętać nie tylko o zwycięskich walkach, ale przede wszystkim o bezmiarze cierpienia, zniszczenia i śmierci, które ta wojna przyniosła milionom ludzi, i na Zachodzie, i na Wschodzie. Dlatego chcielibyśmy cieszyć się z tego, że armaty ucichły.
Niestety od ponad roku we wschodniej części naszego kontynentu znowu odezwały się ich grzmoty, które mieliśmy nadzieję słyszeć już tylko podczas salw honorowych. Na naszych oczach zostały naruszone granice suwerennego państwa i znów zaczęli ginąć ludzie, a oficjalna retoryka sławiąc zwycięstwo w II wojnie światowej jednocześnie usprawiedliwiała wojnę obecną.
To są fakty, które otwierają nowy bolesny rozdział w historii Europy. I dlatego nie wolno nam dziś świętować rocznicy zakończenia najstraszliwszej z wojen w nastroju beztroskiej radości z powodu 70 lat pokoju, który po niej nastąpił. I właśnie dlatego musimy dziś po raz kolejny zastanowić się nad przyczynami wojennej hekatomby, która ongiś spustoszyła Europę.
Nazistowskim Niemcom nie chodziło bowiem przed jej wybuchem tylko o wyrównanie rzekomych krzywd traktatu wersalskiego i ustanowionego przezeń ładu międzynarodowego. Nie chodziło jedynie o anektowanie Alzacji, Sudetów, czy Gdańska. Rewizja porządku wersalskiego była jedynie wstępem do podboju i dominacji, do Holocaustu i do zniszczenia, których symbolami w Polsce są zmasakrowany bombami Wieluń i spalona dom po domu Warszawa. Świadczyły o tym także pancerne zagony ze znakiem swastyki pod Stalingradem i w Afryce Północnej.
Wiemy dziś także, że tej wojny można było uniknąć. Można jej było uniknąć, gdyby Zachód odpowiednio szybko stawił czoła rodzącemu się militaryzmowi. Gdyby nie pozostawił zdanych tylko na siebie państw sojuszniczych, które leżały w naszej części Europy. Gdyby państwa Zachodu chciały stanowczo egzekwować normy zawarte w Pakcie Ligi Narodów, gdyby tylko działały zgodnie z jego brzmieniem.
Tymczasem państwa zachodniej Europy, po I wojnie światowej, działały wedle logiki appeasementu. Można nawet powiedzieć, że wręcz współdziałały z mocarstwem dążącym do rewizji postanowień Ligi, układając się z nim i w Locarno, i w Monachium. To drugie porozumienie otworzyło drogę do paktu Ribbentrop-Mołotow, na podstawie którego Niemcy i Związek Sowiecki podzieliły między siebie państwa Europy Środkowej, rozpoczynając II wojnę światową.
Jej ofiarą padły dziesiątki milionów ludzi, a cywilizacja europejska przeszła przez najtrudniejszą z prób w swojej historii. Kapitulacja hitlerowskich Niemiec, po prawie sześciu latach, krwawych walk i eksterminacji, przyniosła co prawda zawieszenie działań wojennych, ale nie oznaczała sprawiedliwego pokoju. Sposób wcielenia w życie układów z Jałty i Poczdamu był niesprawiedliwy nie tylko dla Polski, będącą pierwszą ofiarą II wojny światowej, lecz dla wielu milionów ludzi w całym regionie Europy Środkowej i Wschodniej.