Matura bez głowy

Praktykowana w Polsce już drugie dziesięciolecie formuła egzaminu dojrzałości przynosi krzywdę wszystkim, którzy bezpośrednio lub pośrednio biorą w nim udział – pisze nauczycielka.

Aktualizacja: 07.09.2015 23:52 Publikacja: 07.09.2015 21:51

Matura bez głowy

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Lokaj

Nowy rok szkolny dla uczniów ostatniej klasy szkoły średniej zakończy się maturą 2016. To ostatni dzwonek, by wyciągnąć wnioski z tegorocznych egzaminów z języka polskiego, które ponownie wykazały wady formuły egzaminacyjnej.

Praktykowanie nowych zasad (z 2015 roku) matury z języka polskiego grozi zatraceniem idei szkoły. Gdyby chodziło wyłącznie o regulaminy czy wyniki, można by patrzeć w przyszłość z optymizmem, ale sprawa jest znacznie większej wagi. Kolejne pomysły Centralnej Komisji Egzaminacyjnej godzą w cel kształcenia i wychowywania na średnim poziomie edukacji.

Misja szkoły

Zgodnie z modnym dziś bagatelizowaniem wartości minionych epok powszechnie obśmiewa się przekonanie, że szkoła pełni misję. A to prowadzi do odebrania jej kluczowej roli w kulturze.

Misję szkoły setki lat temu określili światli humaniści, wyznaczając jej w cywilizowanym społeczeństwie miejsce szczególne. I nic się pod tym względem zmienić nie powinno, jeśli ludziom zależy na sensownym zarządzaniu rzeczywistością. Misja szkoły sprowadza się do pielęgnowania przemyślanego systemu edukacji, a więc takiego, który zabiega o bezwzględne – czyli uniwersalne – utrwalanie wzorców pożądanych postaw społecznych. To wielce niełatwe zadanie – w zmiennym, nieodpowiedzialnym i kapryśnym świecie – wyznacza szkole rolę wyjątkową. Nic nie straciły na aktualności święte słowa Jana Zamoyskiego: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie". W zgiełkliwej rzeczywistości to właśnie szkoła ma możliwość i szansę pozostać opoką – kotwicą wiedzy i autorytetem wychowawczym. Taki jej cel – niezmienny od setek lat – jest w dobie wolnomyślicielskiego internetu absolutnie fundamentalny. Tylko stabilność szkoły podtrzymuje jej sens. Inaczej staje się ona fikcją, formalną instytucją, zwyczajnym pozerstwem.

Egzaminacyjna żonglerka

Egzamin maturalny – składany nie tyle przez uczniów, ile przez świeżo upieczonych absolwentów szkół średnich (naukę kończą w kwietniu, egzaminy składają od maja) – formalnie ma względem szkoły charakter zewnętrzny. Ale to szkoła ma przygotować do matury, której treści odnoszą się do szkolnego programu nauczania. Fizycznie odbywa się ona w macierzystych szkołach abiturientów i przeprowadzają ją nauczyciele pracujący w tych placówkach.

Natomiast formułę matury wymyśla nie szkoła, ale ogólnopolska komisja egzaminacyjna. Matura nie jest obowiązkowa, a szkoła tym różni się od kursów przygotowawczych do egzaminów, że jej zadanie nie kończy się na wyuczeniu rozwiązywania poleceń egzaminacyjnych. Szkoła ma poszerzać horyzonty intelektualne bez względu na powszechnie wąsko rozumiany i chwilowy praktycyzm uczniów. Poza tym – co wyjątkowo istotne – szkoła ma wychowywać w duchu wartości ponadczasowych.

I tu pojawia się konflikt między nadrzędnym celem szkoły a formułą matury autorstwa komisji egzaminacyjnej, która nie wspomaga wieloletnich wysiłków pedagogów. Praktyka maturalna od co najmniej 15 lat pokazuje, że Centralna Komisja Egzaminacyjna nie rozumie celu szkolnej edukacji, a w konsekwencji nie tylko się z nim nie liczy, lecz – co gorsza – ten cel podważa. Rzetelną wiedzę humanistyczną czyni przedmiotem egzaminacyjnej żonglerki – to raz; prezentuje nieodpowiedzialne zachowania – to dwa.

Kapryśna i chwiejna

Podczas gdy szkoła ma przekonywać do stabilności zasad, formuła polskiej matury reprezentuje ulotne kaprysy naszej epoki, niechlubnie dostosowując się do jej postulowanej względności czy chwiejności. Zgodnie z nieodpowiedzialnymi hasłami współczesności matura postanowiła być zmienna.

Co kilka lat kolejnym rocznikom serwuje nowy pomysł na egzamin. A to przygotowaną w domu prezentację tematu, a to odpowiedzi na gorąco na nieprzewidywalne pytania. A to oswojoną tradycyjną szkolną rozprawkę na temat lektury obowiązkowej, to znowu niełatwy szkic interpretacyjny nieznanej zdającym liryki. Raz pozwala chętnym do zaliczenia egzaminu na poziomie rozszerzonym nie przystępować do uprzedniego egzaminu na poziomie podstawowym. Innym razem obliguje do składania obu egzaminów. Niekiedy kryteria egzaminacyjne bagatelizują błędy rzeczowe, innym razem każą egzaminatorom je uwzględniać. Przykładów tego rodzaju ustawicznych modyfikacji jest znacznie więcej.

Zgodnie z nagłaśnianym w Europie XXI wieku hasłem życia jako dynamicznej zabawy Centralna Komisja roztacza nad maturą atmosferę niespodzianki. A to dyktuje zaskakująco trywialne tematy maturalne – jak słynna charakterystyka Izabeli Łęckiej, zadanie na poziomie szóstej klasy podstawówki. A to – jak w tym roku – każe maturzystom zrozumieć fragment z „Lalki" poświęcony filozofii aglomeracji, zadanie – jak się okazało – przekraczające możliwości percepcyjne przeciętnego ucznia. To znowu raz pozwala stworzyć wypowiedź na pięć stron arkusza egzaminacyjnego, innym razem ogranicza liczbę stron do trzech, co oczywiście uniemożliwia szkole wyćwiczenie wypowiedzi określonej długości.

Wychodząc europejskiej teraźniejszości naprzeciw, polska matura koniecznie chce być atrakcyjna. Pomysłowość pytań egzaminacyjnych na maturze ustnej z języka polskiego w maju tego roku przeszła sama siebie. Na przykład polecano maturzyście omówienie motywu zamku w kulturze lub motywu wiedźm w literaturze, co z założenia nie zostało pierwszoplanowo omówione z uczniami na lekcjach.

Aktualna obsesja – by nie powiedzieć: histeria – na punkcie kreatywności dyktuje formule maturalnej wymóg tzw. twórczego ujęcia tematu. Namawiając do polemiki, niejednego maturzystę skłania do bagatelizowania opinii fachowców. Nie wiedzieć czemu właśnie humanistykę egzamin traktuje jak dziedzinę kultury niczym nieograniczoną – ani historią, ani biografią twórców, ani żadnymi innymi uwarunkowaniami. W efekcie pozwala amatorom interpretować fakty artystyczne zupełnie dowolnie, w dodatku uznając oderwane od podłoża utworów dywagacje (we właściwym rozumieniu tego słowa) abiturientów za świadectwo twórczego myślenia. A powtarzaniu przez maturzystów opinii profesjonalnych badaczy kultury przypisuje symptom odtwórczego, czyli niedojrzałego, odklepywania utrwalonych sądów.

Matura z języka polskiego za wszelką cenę chwali się tolerancją – pobłażliwością dla szerokiej rzeszy młodzieży. W myśl modnego w kulturze masowej populizmu nie czepia się szczegółów dotyczących nieumiejętności konstruowania zdań czy błędów ortograficznych. Nie robi sprawy z niezborności stylistycznej polszczyzny młodych Polaków. Przymyka oko na chaotyczną konstrukcję wypowiedzi, przyzwalając na jaskrawe odstępstwa od klasycznej, czyli logicznej, kompozycji wypracowania. Czego świadectwem jest zatem papier maturalny, skoro może go otrzymać Polak kaleczący mowę ojczystą?

Interes się kręci

Wygląda na to, że matura z języka polskiego syci się towarzyszącą jej od lat atmosferą skandalu, która gwarantuje miejsce na pierwszych stronach gazet. Poza popularnością, jaką w ten sposób zdobywa, przynosi wymierne dochody licznej grupie sekundujących jej fanów – a to autorom co chwila nowych podręczników czy zbiorów ćwiczeń, a to wydawnictwom, a to korepetytorom. Interes się kręci. I tyle z tego dobrego, bo cała reszta efektów pozostawia wiele do życzenia.

Praktykowana w Polsce już drugie dziesięciolecie formuła matury przynosi krzywdę wszystkim, którzy bezpośrednio lub pośrednio biorą w niej udział. Samą komisję okrywa złą sławą, narażając na drwinę. Tegoroczni maturzyści ścigali się w zwycięskim pojedynku z nieudolnym nowym regulaminem matury ustnej. Wysyłane każdego dnia do polskich szkół te same zestawy kilkunastu zaledwie pytań maturalnych egzaminowani odtajniali błyskawicznie i z łatwością dzięki właściwościom internetu. Być może niedouków to nie uratowało, ale wielu słabo przygotowanym stworzyło możliwość wejścia na egzamin z gotowcami ekspresowo opracowanymi przez życzliwych. Fikcyjna tajność egzaminu kompromituje jego organizatorów. Gorzej, że pozwala triumfować cwaniactwu, jakie bez cienia wstydu pełnoletni maturzyści jawnie uprawiali na oczach całej Polski przez dobry miesiąc trwania matury ustnej z języka ojczystego.

Egzamin serwowany absolwentom 12-letniego procesu edukacyjnego na progu ich wejścia w dorosłość powitał młodych obywateli informacją, że kto sprytniejszy, ten lepszy. Nauczył braku szacunku dla specjalistów, decydentów, egzaminatorów i – co więcej – pokazał, że ten brak szacunku popłaca. Pogratulować dorosłym takich efektów wychowawczych.

Ale nie koniec na tym. Formuła matury wychowuje także nauczycieli. W toku sprawdzania prac pisemnych nauczyciele egzaminatorzy, podporządkowując się niepodważalnym decyzjom anonimowych ekspertów (tak ich nazywa CKE), nierzadko tracą poczucie sensu swoich wieloletnich wysiłków dydaktycznych. Bo oto okazuje się, że nie logika i nie rzetelność językowa wyrokują o zdanej maturze. W efekcie niejednego nauczyciela matura już zdołała przekonać, że na niechlujstwo kompetencji intelektualnych współczesnej młodzieży szkoła nie ma żadnego wpływu, z góry przegrywając pojedynek z upowszechnianym niechlujstwem mediów i ulicy, które tolerują egzamin maturalny. Pytanie: „A kto, jeśli nie szkoła, powinien mieć wpływ na kształtowanie poziomu umysłowego uczniów?" – dawno spoczęło w lamusie.

Tymczasem szkoła i głównie szkoła może mieć realny wpływ na wykształcenie młodzieży, tyle że – zważywszy na pragmatyzm zainteresowanych – głównie pod warunkiem funkcjonowania precyzyjnych, logicznych i trwałych wymogów egzaminacyjnych. Dotychczasowa matura przekonuje, że nie opłaca się wiedzieć i umieć, więc kto by się starał?

Przyzwoita kondycja intelektualna młodego człowieka w dużej mierze zależy od mądrej, wyważonej, przemyślanej formuły egzaminu, do której szkoła chętnie się dostosuje. A na razie komisja serwuje pedagogom dyskomfort obcowania z wymogami maturalnymi, jednych prowokując do nabierania wody w usta, drugich – do zbuntowanej krytyki, trzecich zmuszając do świecenia oczami za nie swoje grzechy, pozostałych zaś niebezpiecznie do siebie przekonując. Żadna z tych postaw nie oddziałuje pozytywnie na uczniów, którzy mają prawo czuć się zdezorientowani względem niespójności interesów szkoły i komisji maturalnej.

Zatem po co to wszystko?

Skończyć z dryfem

Trzeba życzyć polskiej szkole nieustępliwości w realizowaniu swojej misji. Niech działania decydentów maturalnych – które sygnalizują, że „przyjdzie nam przeżyć jeszcze niejedną paranoję" (jak śpiewał Wojciech Młynarski) – jej nie zwiodą. Niewykluczone, że doczekamy się odpowiedzialnej formuły matury z języka polskiego, którą Centralna Komisja opracuje w duchu rozsądnej edukacji. Bo dlaczego miałaby tego nie zrobić? – zarówno w interesie szkoły, jak i własnym.

Zdrowy rozsądek nakazuje przywrócić obowiązkowej maturze z języka polskiego właściwą rangę. Wymaga to przede wszystkim unormowania relacji między Centralną Komisją Egzaminacyjną a szkołą. Wystarczy, że ta pierwsza, uwzględniając realia polskiej edukacji, dostosuje wymagania maturalne do odtwórczego (z natury rzeczy) poziomu umysłowego statystycznego ucznia. Wystarczy, że następnie konsekwentnie utrwali rozsądny i przewidywalny poziom egzaminu. Aby wzbudzić zaufanie nauczycieli i uczniów, wystarczy, by komisja jak najszybciej upowszechniła listę zagadnień obowiązujących na maturze ustnej i pisemnej. I by – stojąc na straży równych szans – określiła konkretnymi tytułami zakres materiału egzaminacyjnego. A także by wprowadziła konsekwentne kryteria ocen. Jeśli świadomi niezmiennych wymogów uczniowie zechcą wspomóc swoje przygotowania do egzaminu opracowaniem 300 czy 500 zagadnień, posiłkując się lekcjami szkolnymi czy wspomagając siłami internetu, tym lepiej. Niczego więcej egzaminatorzy nie powinni się spodziewać, bo takie są zasady każdego normalnego egzaminu na poziomie podstawowym, że egzaminowany przewiduje zakres pytań egzaminacyjnych, a jego jedynym zadaniem jest opanowanie pożądanych odpowiedzi. Czego więcej chcieć?

Radosna podróż maturalnych reform pod rękę z nieodpowiedzialnymi modami nie przyniosła dobrych efektów. Spuśćmy zasłonę niepamięci na to nieudolne dryfowanie, skupiając uwagę na stworzeniu poprawnych zasad maturalnych – bez fajerwerków i z szacunkiem dla edukacji, podstawowej dziedziny życia społecznego, czyli fundamentu rozwoju ludzkości.

Autorka jest polonistką pracującą w XVII Liceum Ogólnokształcącym im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Warszawie. Opublikowała „Przewodnik po literaturze dla licealistów"

Nowy rok szkolny dla uczniów ostatniej klasy szkoły średniej zakończy się maturą 2016. To ostatni dzwonek, by wyciągnąć wnioski z tegorocznych egzaminów z języka polskiego, które ponownie wykazały wady formuły egzaminacyjnej.

Praktykowanie nowych zasad (z 2015 roku) matury z języka polskiego grozi zatraceniem idei szkoły. Gdyby chodziło wyłącznie o regulaminy czy wyniki, można by patrzeć w przyszłość z optymizmem, ale sprawa jest znacznie większej wagi. Kolejne pomysły Centralnej Komisji Egzaminacyjnej godzą w cel kształcenia i wychowywania na średnim poziomie edukacji.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?