Są trzy zasadnicze przyczyny, dla których społeczeństwa europejskie tak bardzo obawiają się obecnego napływu uchodźców i migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Po pierwsze, zaskakuje ogromna dynamika, większa niż po rozpadzie Jugosławii i wybuchu wojen na Bałkanach. Po drugie, boimy się radykalnego islamu i jego powiązań z międzynarodowym terroryzmem. Po trzecie niepokój budzą perspektywy integracyjne osób, pochodzących z odległych kręgów kulturowych.
Nowy szlak migracyjny
Około pół miliona osób z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej przybyło do UE przez M. Śródziemne w pierwszych ośmiu miesiącach tego roku, podczas gdy w całym ub. roku 280 tys. Przyczyny obecnej fali migracji można w tradycyjny sposób podzielić na czynniki wypychające (pull factors) i przyciągające (push factors). Głównym czynnikiem wypychającym jest przede wszystkim wojna w Syrii, w wyniku której uciekło z kraju ponad 4 mln osób, a wewnętrznie przesiedlonych zostało 7-9 mln. Mamy do czynienia również z niestabilnością w Afganistanie, Iraku, Somalii czy Erytrei; krwawymi sukcesami Państwa Islamskiego, które w połowie ub. roku ogłosiło powstanie kalifatu na dużym obszarze Syrii i Iraku. Analizując sytuację bezpieczeństwa regionie, nie można pokazać jednak jakiegoś konkretnego wydarzenia w ub. lub w tym roku, które zmusiło setki tysięcy ludzi do ucieczki do UE. Jest to prostu trwająca od 2012 roku wyniszczająca wojna (straty ludzkie sięgają 250 tys. osób), zaś uchodźcy przebywający w okolicznych państwach takich jak Libia czy Turcja borykają się z coraz większą biedą i deprywacją.
Wydaje się zatem, że największy wpływ na obecną dynamikę mają czynniki przyciągające. W 2015 roku na skalę dotychczas niespotykaną otworzył się tzw. wschodniośródziemnomorski szlak migracyjny, prowadzący przez Turcję, wyspy greckie i dalej przez zachodniobałkański szlak na Węgry i państw Europy Zachodniej (głównie do Niemiec). Szlak ten jest prostszy do przebycia niż poprzednio najbardziej popularny środkowośródziemnomorski (Z Libii do Włoch), bo oznacza stosunkowo krótką drogę morską a reszta odbywa się drogą lądową przez nieprzygotowane do reakcji terytoria Grecji i krajów Bałkanów Zachodnich.
Sytuacja mogłaby być mniej tragiczna i chaotyczna, gdyby uchodźcy przybyli do Grecji lub nawet Turcji (przy całej złożoności sytuacji w zakresie ochrony praw człowieka w tym kraju), otrzymali odpowiednią pomoc i czekali na dalsze rozlokowanie do innych krajów UE. Na pewno ograniczyłoby to wzrastającą rolę przemytników intensywnie rozbudowujących swoje sieci w krajach tranzytu. Przemytnicy coraz bardziej nachalnie reklamują swoje usługi w miejscach dużej koncentracji migrantów, celowo bagatelizując zagrożenia bezpieczeństwa w trakcie podróży oraz podsycają nadzieję zdesperowanych ludzi na wspaniale warunki życia, jakie stworzy im Europa. Media często podkreślają, że zaledwie 30 proc. ogółu uciekinierów to kobiety z dziećmi. To bynajmniej nie jest mało. To, że w obecnej fali jest stosunkowo dużo rodzin świadczy zarówno o desperacji tych osób, jak i o stosunkowej „łatwości" szlaku. Zwykle trudną podróż wymagającą niebezpiecznej przeprawy morskiej i nielegalnego przekroczenia granicy podejmują samotni mężczyźni. Podróż jest dla kobiet i dzieci nie tylko trudniejsza fizyczna, ale też wzrasta ryzyko, że w jej trakcie może być wobec nich zastosowana przemoc fizyczna.
I ostatnia kwestia. Przyspieszenie kryzysu nie nastąpiłaby zapewne, by kraje unijne stosowały zasady wspólnej polityki azylowej i ochrony granic. Nie wchodząc w szczegóły, można powiedzieć, że praktycznie każde państwo dotknięte kryzysem, w którymś momencie przestało respektować unijne zasady (czy to ducha czy literę tych przepisów), zachowując się zbyt restrykcyjne lub zbyt liberalnie. Co gorsza, często polityka „restrykcyjna" – niewpuszczanie osób, które nie proszą o status uchodźcy w danym kraju czy skierowanie ich do ośrodków dla migrantów, była szybko zastępowane polityką liberalną – zgoda na przejście uciekinierów przez dane państwo lub nawet organizacja transportu dla tych osób. Z drugiej strony, unijne przepisy zwykle pozostawiają klauzulę wyjątkowości na specjalne okazje, co pozwala na dowolność interpretacyjne. Jest jednak jasne, że w dłuższej perspektywy nie da się utrzymać strefy Schengen bez wspólnych jasnych i „implementowalnych" przepisów w zakresie przyjmowania cudzoziemców, w szczególności osób poszukujących ochrony międzynarodowej.