Dlaczego boimy się imigrantów

Przybysze z krajów muzułmańskich są bardziej tradycyjni, jeśli chodzi o stosunek do religii. Ale zasadniczo nie kwestionują zasad demokracji – pisze ekspert.

Aktualizacja: 02.10.2015 15:10 Publikacja: 01.10.2015 22:18

Dlaczego boimy się imigrantów

Foto: AFP

Są trzy zasadnicze przyczyny, dla których społeczeństwa europejskie tak bardzo obawiają się obecnego napływu uchodźców i migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Po pierwsze, zaskakuje ogromna dynamika, większa niż po rozpadzie Jugosławii i wybuchu wojen na Bałkanach. Po drugie, boimy się radykalnego islamu i jego powiązań z międzynarodowym terroryzmem. Po trzecie niepokój budzą perspektywy integracyjne osób, pochodzących z odległych kręgów kulturowych.

Nowy szlak migracyjny

Około pół miliona osób z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej przybyło do UE przez M. Śródziemne w pierwszych ośmiu miesiącach tego roku, podczas gdy w całym ub. roku 280 tys. Przyczyny obecnej fali migracji można w tradycyjny sposób podzielić na czynniki wypychające (pull factors) i przyciągające (push factors). Głównym czynnikiem wypychającym jest przede wszystkim wojna w Syrii, w wyniku której uciekło z kraju ponad 4 mln osób, a wewnętrznie przesiedlonych zostało 7-9 mln. Mamy do czynienia również z niestabilnością w Afganistanie, Iraku, Somalii czy Erytrei; krwawymi sukcesami Państwa Islamskiego, które w połowie ub. roku ogłosiło powstanie kalifatu na dużym obszarze Syrii i Iraku. Analizując sytuację bezpieczeństwa regionie, nie można pokazać jednak jakiegoś konkretnego wydarzenia w ub. lub w tym roku, które zmusiło setki tysięcy ludzi do ucieczki do UE. Jest to prostu trwająca od 2012 roku wyniszczająca wojna (straty ludzkie sięgają 250 tys. osób), zaś uchodźcy przebywający w okolicznych państwach takich jak Libia czy Turcja borykają się z coraz większą biedą i deprywacją.

Wydaje się zatem, że największy wpływ na obecną dynamikę mają czynniki przyciągające. W 2015 roku na skalę dotychczas niespotykaną otworzył się tzw. wschodniośródziemnomorski szlak migracyjny, prowadzący przez Turcję, wyspy greckie i dalej przez zachodniobałkański szlak na Węgry i państw Europy Zachodniej (głównie do Niemiec). Szlak ten jest prostszy do przebycia niż poprzednio najbardziej popularny środkowośródziemnomorski (Z Libii do Włoch), bo oznacza stosunkowo krótką drogę morską a reszta odbywa się drogą lądową przez nieprzygotowane do reakcji terytoria Grecji i krajów Bałkanów Zachodnich.

Sytuacja mogłaby być mniej tragiczna i chaotyczna, gdyby uchodźcy przybyli do Grecji lub nawet Turcji (przy całej złożoności sytuacji w zakresie ochrony praw człowieka w tym kraju), otrzymali odpowiednią pomoc i czekali na dalsze rozlokowanie do innych krajów UE. Na pewno ograniczyłoby to wzrastającą rolę przemytników intensywnie rozbudowujących swoje sieci w krajach tranzytu. Przemytnicy coraz bardziej nachalnie reklamują swoje usługi w miejscach dużej koncentracji migrantów, celowo bagatelizując zagrożenia bezpieczeństwa w trakcie podróży oraz podsycają nadzieję zdesperowanych ludzi na wspaniale warunki życia, jakie stworzy im Europa. Media często podkreślają, że zaledwie 30 proc. ogółu uciekinierów to kobiety z dziećmi. To bynajmniej nie jest mało. To, że w obecnej fali jest stosunkowo dużo rodzin świadczy zarówno o desperacji tych osób, jak i o stosunkowej „łatwości" szlaku. Zwykle trudną podróż wymagającą niebezpiecznej przeprawy morskiej i nielegalnego przekroczenia granicy podejmują samotni mężczyźni. Podróż jest dla kobiet i dzieci nie tylko trudniejsza fizyczna, ale też wzrasta ryzyko, że w jej trakcie może być wobec nich zastosowana przemoc fizyczna.

I ostatnia kwestia. Przyspieszenie kryzysu nie nastąpiłaby zapewne, by kraje unijne stosowały zasady wspólnej polityki azylowej i ochrony granic. Nie wchodząc w szczegóły, można powiedzieć, że praktycznie każde państwo dotknięte kryzysem, w którymś momencie przestało respektować unijne zasady (czy to ducha czy literę tych przepisów), zachowując się zbyt restrykcyjne lub zbyt liberalnie. Co gorsza, często polityka „restrykcyjna" – niewpuszczanie osób, które nie proszą o status uchodźcy w danym kraju czy skierowanie ich do ośrodków dla migrantów, była szybko zastępowane polityką liberalną – zgoda na przejście uciekinierów przez dane państwo lub nawet organizacja transportu dla tych osób. Z drugiej strony, unijne przepisy zwykle pozostawiają klauzulę wyjątkowości na specjalne okazje, co pozwala na dowolność interpretacyjne. Jest jednak jasne, że w dłuższej perspektywy nie da się utrzymać strefy Schengen bez wspólnych jasnych i „implementowalnych" przepisów w zakresie przyjmowania cudzoziemców, w szczególności osób poszukujących ochrony międzynarodowej.

Zagrożenie terroryzmem

Większość osób przybywających do UE przez Morze Śródziemne to muzułmanie. Budzi to w europejskich społeczeństwach duży niepokój po zamachach terrorystycznych w Europie i informacjach o urodzonych w UE terrorystach zasilających szeregi Państwa Islamskiego. W krótkim tekście nie da oczywiście obiektywnie przedstawić skompilowanego stosunku islamu do terroryzmu. Warto się jednak skupić nad społecznym podłożem radykalizacji części młodzieży w Europie, zarówno islamskiej jak i pochodzącej z innych środowisk. Badania jasno pokazują, że wynika to przede wszystkim z ogólnie niekorzystnej sytuacji społeczno-ekonomicznej młodych ludzi w Europie, która na skutek kryzysu ekonomicznego nie może powtórzyć sukcesu zawodowego swoich rodziców. Radykalizacji sprzyja też dyskryminacja doświadczana przez muzułmańskich migrantów, bieda i skupienie w podmiejskich enklawach bez szans na dobrą edukację i zatrudnienie. Nie na próżno eksperci francuscy podkreślają, że głównym sposobem walki z radykalizacją i segregacją powinna być rewitalizacja podparyskich osiedli zamieszkanych przez migrantów i ich potomków.

Badania tzw. europejskich terrorystów pokazują, że w swoim profilu demograficzo-społeczym są oni podobni do terrorystów zasilających w latach 70. szeregi Czerwonych Brygad czy innych lewackich ugrupowań. Świadczyłoby to zatem o tym, że to głównie młody wiek, pochodzenie ze zmarginalizowanych środowisk, niemożność wykorzystania swojego potencjału osobistego prowadzą do radykalizacji. Kryzys światopoglądowy w Europie powoduje zaś, że w obecnie to radykalny islam jest najbardziej atrakcyjną ideologią dla tych ludzi, niezależnie od ich wychowania i stopnia socjalizacji.

Temu zjawisku sprzyja też globalizacja radykalizmu islamskiego, co w praktyce oznacza, że migranci niezadowoleni ze swojej pozycji społecznej w danym kraju przyjmującym (w danym mieście, na danym osiedlu) wykorzystują Internet i globalne sieci łączności by przyłączyć się do globalnej ideologii walki z „zepsutym" Zachodem. W tradycyjnych realiach zapewne ich zachowania miałyby charakter lokalny – zasililiby oni szeregi lokalnych grup przestępczych.

Kłopoty z integracją

Na koniec warto zastanowić się, czym jest polityka integracyjna wobec migrantów lub i jakie są warunki jej sukcesu. Po pierwsze, prawdą jest, że łatwiej integrują się mniejszości o podobnej kulturze czy języku. Trudność w integracji osób pochodzących z odległych kręgów kulturowych wynika nie tylko z konieczności przyjęcia nowych wzorców kulturowych, ale i z dyskryminacji zwykle doświadczanej ze strony społeczności przyjmującej. Po drugie, nie można mówić o integracji bez odpowiedzi na kluczowe pytanie „do czego chcemy integrować?". innymi słowy trzeba określić do jakiego społeczeństwa, wyznającego jakie wartości chcemy zintegrować migrantów, czy jesteśmy gotowi na pewne ustępstwa kulturowe z naszej strony. Jeśli dane państwo nie jest na nie gotowe, to wówczas przyjmuje zwykle politykę asymilacji i niejako nakazuje przybyszom internalizację wyznawanych wartości kulturowych. Jest to oczywiście dobre dla społeczeństwa przyjmującego, które nie obawia się o utratę swojej tradycyjnej tożsamości. Jednak tak naprawdę nie wiadomo, czy migranci w pełni utożsamiają się z nowym państwem i czy prowadzona polityka nie jest kontrproduktywna. Warto bowiem pamiętać, że nie tylko społeczeństwa przyjmujące, ale i imigranci z krajów muzułmańskich obawiają się utraty swojej dotychczasowej tożsamości.

Jeśli zaś dane państwo przyjmuje politykę tak obecnie kontrowersyjnego mutlikulturalizmu (w różnym stopniu prowadzoną dotychczas przez Wielka Brytanię, Niemcy, Holandię czy Szwecję), to migranci mają prawdo do wprowadzenia elementów swojej kultury do kultury państw przyjmującego, dzieje się tak w procesie negocjacji. Im obie kultury są bardziej odmienne, tym trudniej ten proces się toczy. Badania krajów, które prowadzą lub prowadziły taką politykę pokazują, że zwykle była ona efektywna wobec przybyszy, którzy coraz bardziej utożsamiali się ze swoim nowych krajem. Inaczej wyglądała sytuacja społeczeństwa przyjmującego. To było niechętne zmianom kulturowych i obawiało się utraty swojej tożsamości.

Być może multikulturalizm, choć dobrze integruje przybyszy, nie jest możliwy do prowadzenia w definiowanych etnicznie społeczeństwach europejskich, o ile chcą one utrzymać swoją pierwotną tożsamość. Lepiej zaś radzi sobie w społeczeństwach powstałych w wyniku migracji, dlatego też globalnym przykładem sukcesu multikulturalizmu jest Kanada.

Kultura jest procesem i nie jest dana raz na zawsze. Zatem i poglądy wyznawane przez muzułmańskich migrantów Europie ulegają ewolucji. Prowadzone regularnie badania w ramach tzw. European Values Study pokazują, że migranci z państw islamskich i ich potomkowie reprezentują mniej tradycyjne poglądy niż społeczeństwa, z których pochodzą lecz też mniej liberalne, niż społeczeństwa przyjmujące. Zasadniczo są oni bardziej tradycyjni jeśli chodzi o stosunek do religii, równouprawnienie kobiet czy kwestie obyczajowe, co utrudnia integrację muzułmańskich dziewcząt i kobiet w sferze edukacji i na rynku pracy. Co ciekawe jednak, migranci zasadniczo nie kwestionują zasad demokracji; preferują je o wiele bardziej niż państwo teokratyczne.

Autorka jest ekspertem do spraw migracji, analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich

 

Są trzy zasadnicze przyczyny, dla których społeczeństwa europejskie tak bardzo obawiają się obecnego napływu uchodźców i migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Po pierwsze, zaskakuje ogromna dynamika, większa niż po rozpadzie Jugosławii i wybuchu wojen na Bałkanach. Po drugie, boimy się radykalnego islamu i jego powiązań z międzynarodowym terroryzmem. Po trzecie niepokój budzą perspektywy integracyjne osób, pochodzących z odległych kręgów kulturowych.

Pozostało 95% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie polityczno - społeczne
Dominika Lasota: 15 października nastąpiła nie zmiana, a zamiana. Ale tych marzeń już nie uśpicie
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?