Kultura umysłowa nigdy nie była szczególnym atutem polskiej klasy politycznej. Politycy i ich partie nigdy nie tworzyli pogłębionych intelektualnie programów, co najwyżej formułują pobożne życzenia, jak silnym społeczeństwem chcemy być czy jak doskonale powinna funkcjonować gospodarka.
Nieliczni politycy potrafią zaskoczyć głębszą myślą czy ciekawą koncepcją rozwiązania określonego problemu. Można odnieść wrażenie, że sytuacja pogarsza się w kolejnych latach po roku 1990. Rozwierają się nożyce między potrzebą a możliwościami zrozumienia otoczenia, w którym funkcjonujemy. W naszej polityce coraz bardziej zaczyna się i kończy na marketingu politycznym. To niebezpieczne, szczególnie wobec tego, że wiele problemów komplikuje się zarówno w gospodarce, jak i w relacjach międzynarodowych, i trzeba je rozumieć, aby podejmować racjonalne decyzje.
Partie i politycy nie wydają się martwić stanem swojej umysłowości. Nie budują poważnego zaplecza eksperckiego. Do władzy dochodzą zwykle z programem sprowadzającym się do mniej lub bardziej chwytliwych haseł, rzadko popartym precyzyjnymi danymi mówiącymi o ich wykonalności. Rządząc, stronią od profesjonalnej analizy eksperckiej (np. ewaluacji) tego, co realizują za publiczne pieniądze. Boją się jak diabeł święconej wody bardziej obiektywnych i niezależnych ocen swoich działań. Blokują często nawet konsultacje społeczne nad projektami legislacyjnymi. Obawiają się otwartej dyskusji i wymiany argumentów z przedstawicielami organizacji pozarządowych, świata akademickiego.
Klasa polityczna zablokowała także dążenia do tego, aby wzmocnić administrację publiczną pod względem eksperckim. Politycy wolą mieć urzędników niedouczonych, ale za to spolegliwych, którzy będą łatwo i szybko podporządkowywali się politycznym poleceniom.
Nic dziwnego, że rażąco niski stał się poziom myśli strategicznej, która powstaje zarówno po stronie tych, którzy są u władzy, jak i tych, którzy aspirują do niej. Zagadnienia publiczne były i są rzadko analizowane w długofalowej perspektywie, w sposób wszechstronny, wieloaspektowy. Co więcej, zaczęto się pogardliwie odnosić do tworzenia strategii. „Masz wizje – idź do okulisty" – powtarza się już od lat na szczytach władzy.